Czy 3 tys. zł dodatku na węgiel rozwiąże problem?
Oczywiście nie. Problemy są dwa: wysokie koszty i brak węgla. Dodatek ich nie rozwiąże. Jeśli ktoś ma zapłacić 15 tys. zł, bo średnio gospodarstwo zużywa 5 t na sezon, to i tak jego główne zmartwienie dziś dotyczy tego, gdzie kupić węgiel. A sam ten pomysł to wyrzucanie pieniędzy z helikoptera, przecież nie wszyscy posiadacze pieców węglowych są tak naprawdę ubodzy. Już dawno powinniśmy odejść od węgla, nie mówiąc o tym, że jak mogliśmy palić rosyjskim węglem, myśląc, że jest polski. Problem byłby mniejszy, gdyby rynek węgla był bardziej transparentny.
Powinno być kryterium dochodowe?
Musi być. Mój kolega, wiceprezes korporacji, zapowiedział, że złoży wniosek o dodatek i przeznaczy go na cele charytatywne. A ile będzie dobrze sytuowanych osób, które te pieniądze po prostu wezmą do kieszeni?
A jednocześnie ktoś może wziąć deputat, a palić śmieciami, drewnem czy czymkolwiek innym.
Oczywiście. Ktoś weźmie 3 tys. zł, ale węgla nie kupi i będzie marzł, palił czym popadnie. Nadal będziemy się wzajemnie truć. Dopłaty to niby-proste, a jednocześnie kosztowne rozwiązanie. Liczyliśmy, że to będzie koszt 8 mld zł, ale KPRM podaje 11,5 mld, więc to dodatkowy czynnik proinflacyjny. Lepszym pomysłem byłoby wyznaczenie spółek, centralnego miejsca zakupu węgla. Na świecie wydobywa się 5-7 mld t węgla. Można więc tam kupić tych 10 mln t, ale do tego potrzebny jest duży i zdeterminowany gracz.
W rządzie słyszymy, że kupno węgla nie jest aż takim problemem jak jego rozwiezienie po kraju.
Dystrybucja to jest jakieś ryzyko, ale do pokonania. Sądzę, że można ściągnąć węgiel do innych portów, np. w Niemczech, tam go rozładować i przywieźć do Polski pociągami. Dziś sytuacja jest pilna, ale o ograniczonych mocach przeładunkowych słyszeliśmy jeszcze przed wojną. Wdrożenie sankcji na rosyjskie paliwa było słuszne - nie można przecież płacić Putinowi. Ale od czasu zapowiedzenia sankcji trzeba zacząć działać. Bo na razie działają spekulanci. Jeśli te dodatki po 3 tys. zł trafią na rynek, zarobią na tym głównie handlarze węglem. Latami wspieraliśmy branżę górniczą, a w tej chwili problemem okazuje się 8 mln t węgla dla gospodarstw domowych. Nie wiem, jak to jest, że w XXI w. wciąż palimy węglem w domu.
Rozumiemy, że spółka państwowa czy Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych powinny kupować węgiel.
Tak. To powinien być interwencyjny system, a nie dopłaty. We wszystkich sektorach tworzy się rezerwy, spółki energetyczne też muszą posiadać zapasy węgla. Pytanie, jak to się stało, że rezerwy są najniższe w ciągu 20 lat, jakby ktoś przestał to w ogóle kontrolować. Bywały lata, że na hałdach było po 6-7 mln t, różnego sortymentu. Wygląda na to, że przespaliśmy ten moment, by się zabezpieczyć. Z tych 11,5 mld zł, które wydamy na dopłaty, można byłoby zainstalować 440 tys. pomp ciepła - to bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że mamy 2,7 mln pieców węglowych. Rząd dodatkami próbuje obniżyć ceny węgla dla odbiorców, a prawda jest taka, że węgiel będzie drogi - tej zimy i kolejnej, i trzeba się strategicznie nastawić na inwestycje, które trwale zredukują zapotrzebowanie na energię, i od węgla w gospodarstwach domowych trzeba odchodzić jak najszybciej.

Cały wywiad przeczytasz w dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.

Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak