18 marca tego roku. W Kielcach trwają targi techniki rolniczej Agrotech. Na imprezie pojawia się minister rolnictwa Henryk Kowalczyk. „Judasze, Judasze!”, „S…j, dziadu!” – rozlegają się okrzyki, a ministra i jego świtę otaczają rolnicy ubrani w kamizelki z napisem „Oszukana wieś”. – Mamy dosyć! Nie można zamiatać naszych spraw pod dywan i obiecywać nam gruszek na wierzbie! – wykrzykują protestujący, którzy od rana czekali na Kowalczyka. W końcu minister musi ewakuować się z targów w asyście policji.

Złość rolników wywołuje sytuacja na rynku zboża, za którą protestujący winią resort rolnictwa. Powód? Według polskich farmerów rynkiem zbóż zachwiał zalew produkcji z ogarniętej wojną Ukrainy. Faktycznie, otwarcie unijnego rynku na produkty rolne naszego wschodniego sąsiada spowodowało gwałtowny wzrost ich importu do Polski. W zeszłym roku sprowadziliśmy z Ukrainy 2,45 mln t zboża, gdy w latach poprzednich były to śladowe ilości rzędu 100 tys. t. Jak podkreśla Jakub Olipra, analityk rynku rolniczego z banku Crédit Agricole Polska, istotnie pogorszył nam się przez to bilans handlowy w obrocie zbożem: eksport z Polski wzrósł w zeszłym roku z 8,6 mln t do 9,1 mln t, a import – z 1,3 mln t do 3,5 mln t. Ta różnica pokazuje, że większość sprowadzanego ziarna została w Polsce.

Cały tekst przeczytasz w poniedziałkowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" i na eGDP.