Politycy różnych opcji od tygodni przemierzają Polskę wzdłuż i wszerz, ale dopiero teraz wkraczamy w decydującą fazę kampanii. Świadczą o tym pierwsze poważne obietnice odpalone przez partyjnych przywódców. Mamy w tym repertuarze dwie główne kategorie. Jedna to hasła obniżki podatków (albo przynajmniej deklaracje ich niepodwyższania), druga – zapowiedzi transferów do wybranych grup wyborców. Na razie usłyszeliśmy choćby obietnice „dobrowolnego ZUS-u” (Sławomir Mentzen), podwyżek dla budżetówki (Zandberg) oraz „babciowego” i „kredytu 0 proc.” (Donald Tusk), ale wszyscy czekają, co z kapelusza wyciągnie partia rządząca, która przyzwyczaiła nas do hojności. Zwłaszcza że swoje propozycje może wprowadzić w życie jeszcze przed wyborami. Padła już zapowiedź dodatkowych pieniędzy dla opiekunów osób z niepełnosprawnościami, a w debacie publicznej mówi się też o waloryzacji 500+, kolejnym bonie turystycznym czy „15” dla emerytów. Nie mam jednak wątpliwości, że prezes Kaczyński jeszcze nas czymś zaskoczy. Zresztą nie tylko nas – także resort finansów, który ustami minister Magdaleny Rzeczkowskiej zarzeka się, że nie ma w budżecie miejsca na wyborcze prezenty.

Cały artykuł przeczytasz w świątecznym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" i na eGDP.

Autor jest doktorem nauk ekonomicznych, adiunktem w Katedrze Stosunków Międzynarodowych UEK i ekspertem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego