20sierpnia 1940 r. w dzielnicy Coyoacán miasta Meksyk 27-letni kataloński agent NKWD Ramón Mercader - podający się za Belga Jacques’a Mornarda - wbił czekan w głowę 60-letniego Lwa Trockiego, niegdyś jednego z ideologów i wodzów bolszewickiej rewolucji, potem zaś prześladowanego przez Józefa Stalina wygnańca i tułacza. Wydarzyło się to w strzeżonej willi, do której Mercader dostał się, pozyskawszy w wyniku wielomiesięcznych zabiegów zaufanie jej domowników, służby i ochrony. Trocki - nawet ciężko ranny - nie był zaskoczony zamachem: swoim ludziom, którzy rzucili się na Mercadera, zabronił zabijać napastnika, aby ten mógł zeznawać w sprawie. Bo Trocki, jeśli można tak to ująć, żył jako główny bohater we własnej kronice zapowiedzianej śmierci; wiedział, że Stalin go zabije, wiedział nawet, kiedy to się mniej więcej wydarzy. Wraz z zakończeniem etapu wielkiej czystki (1937-1938) i rozpoczęciem przygotowań do wojny światowej, Trocki - od 1929 r. błąkający się po świecie uchodźca - przestał być Stalinowi potrzebny w roli symbolu zdrady i kolaboracji. Już parę miesięcy wcześniej, wiosną roku 1940 r., stalinowska bojówka złożona z lokalnych działaczy meksykańskich ostrzelała willę Trockiego z karabinów maszynowych. To miała być zapowiedź, że egzekutor jest w drodze.
Lew Dawidowicz zmarł następnego dnia, 21 sierpnia 1940 r., w wyniku obrażeń mózgu. Mercader odsiedział w Meksyku wyrok 20 lat więzienia - prawie co do dnia. Był wzorowym skazańcem. Po zakończeniu odsiadki wyjechał z Meksyku do ZSRR. Bywał również na Kubie. Nigdy, ani jednym słowem, nie sypnął moskiewskich instruktorów i mocodawców.
A może jednak podzielił się z kimś swoją wiedzą?

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.

Reklama