- Miasto na wzgórzach – bastion nie do zdobycia?
- Bitwa, która trwała...
- To może być punkt zwrotny konfliktu
- Kijów w szoku, Moskwa świętuje
- Kolejny etap: Słowiańsk i Kramatorsk
Miasto na wzgórzach – bastion nie do zdobycia?
Strategiczne położenie Chasowa Jaru na naturalnych wzniesieniach przez długi czas czyniło z niego twierdzę nie do zdobycia. Wzgórza, przecięte jarami, starymi wyrobiskami i zbiornikami wodnymi, były naturalną barierą dla każdego ataku. Ukraińskie dowództwo wykorzystało te warunki, by zamienić miasto w sieć bunkrów, pozycji ogniowych i pułapek. Mimo ciągłych strat, kolejne brygady były rzucane na front, by utrzymać ten kluczowy punkt.
Chasow Jar był też centrum przemysłowym – tu działał jeden z największych w Europie Wschodniej zakładów ognioodpornych, należący do oligarchy Rinata Achmetowa. To właśnie jego teren przez wiele miesięcy służył jako ukraińska forteca.
Bitwa, która trwała...
Walki o Chasow Jar rozpoczęły się wiosną 2024 roku, zaraz po upadku sąsiedniego Bachmutu i szybko przekształciły się w jeden z najbardziej wyniszczających epizodów wojny. Zacięte starcia, ciągłe kontrataki, użycie artylerii, dronów i bomb szybujących – wszystko to sprawiło, że miasto przekształciło się w ruinę. Przez długie tygodnie mieszkańcy przebywali w piwnicach, oczekując na zakończenie walk. Część z nich została ewakuowana dopiero po wkroczeniu rosyjskich oddziałów.
Rosyjska armia w operacji zdobycia miasta zaangażowała m.in. elitarne jednostki powietrznodesantowe 98. Dywizji WDW, które według dostępnych nagrań jako pierwsze wznosiły flagi na strategicznych budynkach – m.in. na dachu zrujnowanego zakładu przemysłowego i w dzielnicach Shevchenko, Levanevsky i Południowej. Zdobycie tego miasta potwierdził już rosyjski MON.
To może być punkt zwrotny konfliktu
Jak zauważa agencja Reuters, jeśli informacje o zdobyciu Chasowa Jaru się potwierdzą, będzie to największy sukces rosyjskich sił lądowych od wielu miesięcy i otworzy im drogę do kluczowych ukraińskich miast w regionie. W analizie podkreślono, że upadek tej „fortecy” może przyspieszyć działania ofensywne Rosji na kierunku słowiańsko-kramatorskim, który od dawna uchodzi za główny cel strategiczny w Donbasie.
Kijów w szoku, Moskwa świętuje
Z ukraińskiego punktu widzenia to poważny cios, zarówno psychologiczny, jak i strategiczny. Rząd w Kijowie stawiał na Chasow Jar jako kluczowy punkt obrony Donbasu. Upadek tej pozycji sprawia, że Rosjanie zyskują dostęp do przedpola Konstiantyniwki, Kramatorska i Słowiańska miast Donabsu, które pozostają w rękach Ukrainy i mają ogromne znaczenie dla dalszego przebiegu wojny. Można się spodziewać ukraińskich działań mających odwrócić uwagę od tego epizodu tej wojny lub jego negowanie.
W rosyjskich mediach i kanałach społecznościowych euforia. Politycy i komentatorzy mówią wprost: „To początek końca ukraińskiej obrony w Donbasie” oraz „początek ostatniego etapu wojny o Wschodnią Ukrainę”. Pojawiają się nawet sugestie, że obecna porażka to „fizyczny wyrok” dla władz w Kijowie.
Kolejny etap: Słowiańsk i Kramatorsk
Po zdobyciu Chasowa Jaru Rosjanie otwierają sobie drogę do największych miast obwodu donieckiego, które przez lata służyły jako główne ośrodki administracyjne i wojskowe Ukrainy. Co więcej, kontrolując wzgórza w rejonie Chasowa Jaru, rosyjska artyleria oraz operatorzy dronów mogą teraz razić cele znacznie dalej niż wcześniej. Wzniesienia posłużą również jako miejsce do montażu retransmiterów zwiększających zasięg bezzałogowców.
Jak podają prorosyjskie źródła, ofensywa w kierunku Konstiantyniwki już trwa, a Chasow Jar ma stać się zapleczem logistycznym i artyleryjskim dla kolejnych natarć.
Nadchodzi decydująca faza wojny?
Choć Rosja świętuje, eksperci wojskowi przypominają: najtrudniejsze dopiero przed nią. Kramatorsk i Słowiańsk są od lat przygotowywane do obrony, a ukraińska armia – choć osłabiona – nadal posiada siły zdolne do stawiania oporu. Jednak skala strat i narastające problemy z mobilizacją, a także coraz większe opóźnienia w dostawach zachodniego uzbrojenia mogą sprawić, że kolejne bastiony również padną. Problemy widać już w Pokrowsku i bliskiej Konstantynówce.