Grupą o największych skłonnościach samobójczych są młodzi ludzie. Większość z nich to użytkownicy mediów społecznościowych. Facebook, Google czy Apple mogą wykryć wcześniej ich zamiary chociażby monitorując zachowania, wyszukiwania czy posty. Ale czy mają prawo im zapobiegać i w jaki sposób powinny to robić? Gwałci to przecież prywatność i anonimowość w sieci.

Według Światowej Organizacji Zdrowia co 40 sekund ktoś na świecie odbiera sobie życie. Daje to w sumie przerażającą liczbę miliona osób rocznie i średnią 16 zakończonych istnień na 100 tys. ludności. Ale w krajach takich jak Gujana, Mongolia czy Kazachstan wskaźnik ten jest bliski 30 osób. Niestety na Litwie (26,1) i w Polsce (18,5) wskaźnik samobójstw sytuuje te kraje w pierwszej piętnastce najgorzej pod tym względem wypadających państw świata. Szczególnie przygnębiająca jest kwestia odbierania sobie życia przez ludzi młodych.

Średnia dla OECD – organizacji zrzeszającej 41 najbardziej rozwiniętych krajów świata, wynosi 8,5 samobójstw na 100 tys. nastolatków w wieku 15-19 lat. Najwyższa jest w zamożnej i wydawałoby się bezproblemowej Nowej Zelandii – 15,6 osób, a więc prawie 5 razy więcej niż w Wielkiej Brytanii. To skutek toksycznego splotu różnych czynników: szkolnej przemocy, bezrobocia w rodzinie, nadużywania alkoholu i wczesnych ciąż, a nawet - trudno uwierzyć - biedy.

>>> Polecamy: Skok technologiczny zagraża naszej psychice?

Większość młodych ludzi to użytkownicy smartfonów i mediów społecznościowych, praktycznie pod każdą szerokością geograficzną. Wysyłają oni często, choć nie wprost, sygnały o swojej depresji i chęci gwałtownego zakończenia życia. Nie należą do wyjątku sytuacje, kiedy młody człowiek odbiera sobie życie niemal publicznie przed kamerą podłączoną do sieci, jak uczyniła to niedawno 14-latka z Miami. Nawet jeśli oglądający taką osobę rówieśnicy zawiadamiają policję często jest już za późno. Jednak codziennie miliony wpisów, chatów i zapytań na Facebooku, Snapchacie czy Google związane są z problemami psychicznymi młodego pokolenia.

Reklama

Jak powinny zareagować media społecznościowe, kiedy dwóch nastolatków sekretnie omawia, jak podciąć sobie żyły lub szuka o tym informacji w sieci? Do takich i podobnych osób Google adresuje specjalny test „depresyjny”, który wyzwalany jest automatycznie poprzez symptomatyczne wyszukiwania w sieci. Jest on też narzędziem edukacyjnym, mogącym przeciwdziałać krańcowym zachowaniom. Test jak do tej pory miał charakter anonimowy, ale pozwala zdefiniować wzorce zachowań, a to już ważny krok, aby zapobiec tragedii. Desperat dostaje też numer do dedykowanego telefonu zaufania. Bliźniaczą funkcjonalnością dysponuje poprzez asystenta Siri Apple. Dla podobnych celów Facebook uruchomił oparty na sztucznej inteligencji algorytm, który wyszukuje i skanuje - na razie w wybranych krajach (Europa na to nie pozwala) - słowa świadczące o samodestrukcyjnym zachowaniu. Jeśli taka postawa zostaje wykryta, użytkownik otrzymuje specjalną notyfikacje mającą go powstrzymać lub propozycję rozmowy z psychologiem. Następnie alarmowany jest specjalny, dedykowany Zespół Empatii do kontaktu z potencjalnym samobójcą. Portal nie ma opcji rezygnacji z usługi. Mark Zuckerberg twierdzi, że w pierwszym miesiącu jej funkcjonowania udzielono pomocy ponad 100 osobom. Mimo to jest on krytykowany, bo Facebook nie wyłącza video-transmisji samobójstw. Zuckerberg argumentuje jednak, że właśnie to daje szansę na interwencję rodziny lub przyjaciół i dlatego już wdrożono narzędzie powiadamiania najbliższych o takim przerażającym fakcie.

Nawet samouczące się, mające zapobiegać destrukcyjnym zachowaniom algorytmy nie są doskonałe, a sprawę komplikuje fakt, że sygnały alarmowe emitowane przez przyszłych samobójców są zróżnicowane pod względem kulturowym i geograficznym. Większość takich osób zaprzecza swoim zamiarom. Analiza kilkudziesięciu milionów wiadomości tekstowych przez psychiatrów dowiodła, że ludzie planujący samobójstwa, nie używają w ogóle takiego słowa. Natomiast wyrażenia zwierające „most” czy „pigułki” powinny brzmieć alarmistycznie. Okazuje się, że algorytmy lepiej mogą diagnozować samobójcze zachowania niż grono przyjaciół, którzy je ignorują, traktując jako pozę lub żart. Zastosowanie nieproszonych, ale ratujących życie cyfrowych rozwiązań nie pozostaje jednak bez wątpliwości moralnych. Dotyka przecież najintymniejszej sfery prywatności. Pytań jest jednak więcej.

Doceniając szlachetną intencję obrony życia, występujący na tegorocznej konferencji w Davos psychiatra dr Murali Doraiswamy, specjalizujący się w dziedzinie psychicznych aspektów nowych technologii, stawia problem wymogu udzielenia osobistej zgody mediom społecznościowym na monitorowanie zachowań mentalnych użytkowników. Pyta jakimi regulacjami powinno być to objęte. Zagrożeniem mogą być próby komercyjnego wykorzystania depresji czy innych zachowań świadczących o ryzyku samobójstwa do reklamy antydepresantów i innych medykamentów. Naukowiec wzywa więc do debaty na ten temat i zawiązania szczególnego partnerstwa publiczno-prawnego zrzeszającego media społecznościowe, organizacje społeczne i agendy rządowe w celu usystematyzowania podejścia do tych palących, w całym znaczeniu tego słowa, życiowych kwestii.

>>> Polecamy: Czy ekonomia może pomóc w rozstrzyganiu dylematów moralnych?