Na łamach magazynu „The Lancet Planetary Health” ukazał się obszerny raport poświęcony smogowi i jego wpływowi na nasze zdrowie. Naukowcy z całego świata przez kilka lat dokładnie analizowali jakość powietrza w 800 miastach 31 krajów (w tym w 61 polskich). Pod uwagę brano dwa rodzaje zanieczyszczeń – pyłami zawieszonymi (PM2.5) i dwutlenkiem azotu (NO2). Jedne i drugie są bardzo szkodliwe dla człowieka. Między innymi zaburzają pracę układu krążeniowego, oddechowego i nerwowego, mogą powodować astmę, choroby serca, płuc, a nawet raka.

Naukowcy oszacowali, jaki wpływ na śmiertelność może mieć zbyt duże stężenie PM2.5 oraz NO2. Bo choć związki te nie znajdują się na liście bezpośredniej przyczyny zgonów, to zdaniem lekarzy właśnie przez nie wiele osób umiera przedwcześnie. I tak, gdyby we wszystkich zbadanych miastach zredukować zanieczyszczenie do poziomów zalecanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), w skali świata udałoby się ocalić 52 tys. żyć ludzkich rocznie, a tylko w Polsce 7,5 tys. Natomiast ograniczenie PM2.5 i NO2 do minimum oznaczałoby ocalenie ponad 200 tys. osób rocznie na świecie. I aż 17 tys. Polaków.

Naukowcy stworzyli specjalny serwis (https://isglobalranking.org), który pozwala ocenić, które miasta należą do najbardziej zanieczyszczonych, a w których powietrze jest stosunkowo czyste. Na stronie można porównywać zanieczyszczenie w poszczególnych krajach. – Mamy nadzieję, że dzięki temu narzędziu w mieszkańcach i władzach wielu miast obudzi się świadomość, jak wiele osób smog zabija co roku – komentuje Mark Nieuwenhuijsen z Institute for Global Health w Barcelonie, główny autor raportu. Tlenki azotu i cząstki stałe wprost nazywa „cichymi zabójcami”.

Reklama

Gdyby ograniczyć ich ilość do poziomów WHO, tylko w Warszawie udałoby się ocalić 1,5 tys. osób, a w metropoliach Górnego Śląska 1,7 tys. Z raportu wynika, że w pierwszej setce najbardziej zanieczyszczonych pyłem zawieszonym miast jest aż 26 miast z Polski! Na 5. miejscu znalazł się Górnośląski Związek Metropolitalny, a na 7. Jastrzębie Zdrój. Radom jest 16., Warszawa wylądowała ma miejscu 20., a Kraków osiem pozycji dalej.

Są jednak tacy, którzy mają jeszcze gorzej. Na szczycie rankingu znalazł się Madryt. Naukowcy szacują, że 7 proc. wszystkich tamtejszych naturalnych zgonów miało miejsce przedwcześnie. Właśnie z powodu powietrza zanieczyszczonego cząstkami stałymi i tlenkami azotu. – Nadal niewiele osób zdaje sobie sprawę z ogromnego wpływu, jaki na nasze zdrowie mają te związki. Tymczasem smog po prostu zabija – komentuje Matt Whitney z organizacji The Clean Air Fund.

PM2.5 i NO2 powstają w procesie spalania paliw stałych. Siłą rzeczy najwięcej ich unosi się w powietrzu zimą, gdy zaczynamy ogrzewać domy. Ale bardzo duży udział w „produkcji” pyłów zawieszonych i dwutlenku azotu mają też samochody z silnikami diesla, głównie te starsze. Efekty tego widać w rankingu – na pierwszych jego miejscach obok Madrytu znalazły się: Antwerpia, Turyn, Paryż i Mediolan. W każdym z tych miast nasycenie dieslami jest ogromne, stanowią ponad połowę wszystkich aut!

Z kolei za najczystsze uchodzą kraje północnoeuropejskie, jak Islandia, Norwegia i Szwecja. To efekt tego, że często ich gospodarki opierają się na energii odnawialnej, a mieszkańcy jeżdżą samochodami ekologicznymi. Już dekadę temu 20 proc. rynku w Norwegii miały auta hybrydowe.

Zdaniem ONZ i naukowców, władze powinny podjąć natychmiastowe działania w kierunku zmniejszenia udziału paliw kopalnych w funkcjonowaniu miast. Inwestycje w tereny zielone, ekologiczny transport miejski, zachęty do zakupu samochodów hybrydowych (np. możliwość jazdy buspasami albo darmowe parkowanie) – wszystko to mogłoby znacząco poprawić jakość życia. A auta elektryczne? Problem polega na tym, że w polskich warunkach to pojazdy napędzane węglem, którego spalanie powoduje jeszcze większe emisje PM2.5 i NO2 niż silniki diesla. Tym rozsądniejszym wyborem wydaje się hybryda, która co prawda ma też silnik benzynowy, ale po mieście przez 70 proc. czasu jeździ na motorze elektrycznym.