Podobnie dzieje się, gdy wiodące indeksy giełdowe dają w końcu swoje błogosławieństwo dobrze zapowiadającym się spółkom. Z taką sytuacją będziemy mieli do czynienia j już w przyszłym miesiącu. Wówczas S&P 500 po raz pierwszy wpuści Teslę na swój parkiet.

Jako przykład Fickling przytacza historię wejścia na giełdę spółki internetowej Yahoo. Ten archetypowy dotcom znalazł się w głównym amerykańskim indeksie akcji w grudniu 1999 roku. Zaledwie cztery miesiące później doszło do pęknięcia bańki internetowej, załamania indeksów na giełdach i kryzysu ekonomicznego, z którego skutkami Stany Zjednoczone borykały się ponad dekadę. W połowie 2000 roku na giełdy weszły bogate spółki z rynku nieruchomości, CBRE Group, Boston Properties, czy Kimco Realty. Firmy te ucierpiały w 2008 roku w trakcie tzw. kryzysu subprime. Czy tym razem, kiedy Tesla wchodzi do elitarnego klubu S&P będzie inaczej, zastanawia się Fickling.

Jak feniks z popiołów

Reklama

Obecnie Tesla jest w zdecydowanie lepszej kondycji finansowej niż dwa lata temu, kiedy organy regulacyjne oskarżały Elona Muska o oszustwo, a firmę, jego zdaniem, dzieliło zalewie kilka tygodni od bankructwa. Przejście Tesli do prestiżowego klubu S&P 500 przewidywano od czasu, gdy spółka spełniła jeden z kluczowych kryteriów i w drugim kwartale bieżącego roku czwarty raz z rzędu wykazała zyski. Wiele start-upów nie jest w stanie zrealizować tego warunku, dlatego pozostają one poza tym indeksem.

Patrząc na wskaźnik operacyjnego przepływu gotówki widać, że Tesla radzi sobie coraz lepiej. Napływ 2,4 miliarda dolarów w samym tylko trzecim kwartale przekroczył łączną wartość gotówki operacyjnej jaka była w dyspozycji spółki w ciągu poprzedniej dekady (do września 2019 roku). Wydaje się, że mimo kryzysu pandemicznego wywołanego przez Covid-19 cała branża motoryzacyjna radzi sobie wyjątkowo. Firmy motoryzacyjne notowane na subindeksie S&P osiągnęły w poniedziałek najwyższy poziom od ponad dwóch lat.

Gigant rośnie w siłę

Tesla jest już 11 największą firmą pod względem kapitalizacji rynkowej na giełdach w USA, wartą mniej więcej tyle, ile razem trzech największych producentów samochodów na świecie: Toyota Motor, Volkswagen i General Motors. Zwykli inwestorzy prawdopodobnie zobaczą, jak ich fundusze typu tracking zmienią ich w pośrednich akcjonariuszy Tesli, niezależnie czy będą tego chcieli, czy nie. Więc czemu nie skorzystać z okazji?

To powtarzające się pytanie dotyczy wyceny akcji. Firma Muska przekroczyła już jakiś czas temu punkt, w którym groziło jej nieuchronne ryzyko bankructwa, ale mimo to nadal bardzo trudno jest uzasadnić aktualną cenę akcji. Zwroty z kapitału wciąż zwiększają swoja wartość, nawet gdy rozpatrywany jest szerszy subindeks motoryzacyjny. Analitycy szacują, że w nadchodzących latach wzrosną o 20 proc., dobijając w ten sposób do poziomu, który do niedawna uważano za normalny dla branży, która od lat nie cieszy się uznaniem inwestorów.

To ile warta jest Tesla?

Trudno jest porównywać wycenę przeciętnej spółki notowanej na giełdzie z wyjątkowo wyśrubowanymi walorami Tesli. Mediana ceny składników indeksu S&P 500 to 20,89-krotność 12-miesięcznych zysków. Stosunek ceny do zysku Tesli wynosi 113, co wystarczyłoby, aby uzyskać najwyższą wycenę w indeksie po spółkach Under Armor, Boeing i SBA Communications. Porównując Ebitda do szacowanej na nadchodzące 12 miesięcy wartości przedsiębiorstwa, tylko sześć firm ma wyższe wyceny niż Tesla. Obecnie wynosi ona 49,51.

Bardzo trudno jest przewidzieć, jak Tesla będzie w stanie uzasadnić te wyceny w dłuższej perspektywie. Nawet jeśli przyjmie się najbardziej optymistyczne założenia analityków, że firma będzie generować około 10 miliardów dolarów dochodu netto rocznie do 2022 lub 2023 roku. Dla porównania w ciągu ostatnich 12 miesięcy powyższy wskaźnik wyniósł „zaledwie” 556 milionów dolarów. W tym wypadku wskaźnik ceny do zysku jest 20 razy większy, co oznacza firma jest warta niewiele więcej niż połowę obecnej kapitalizacji rynkowej Tesli wynoszącej 387 miliardów dolarów, uważa Fickling.

To prawdziwa lekcja dla nowicjuszy rozpoczynających inwestycje w „wielkie indeksy”. Na każdą spółkę typu Yahoo czy AOL, które stała się synonimem rynkowej bańki, istnieje Kimco lub CBRE, które przetrwały, ale nigdy nie odzyskały tej magii, która pchnęła je w centrum uwagi inwestorów. Yahoo, które pojawiło się na giełdzie w 1999 roku ostatecznie padł ofiarą lepszej wyszukiwarki opracowanej przez mało znany wówczas startup o nazwie Google. Wyścig o dominację na rynku pojazdów elektrycznych w nadchodzącej dekadzie będzie równie bezwzględny, pisze Fickling.

Autor: David Fickling, opracował: ABB