To niektóre pytania, z którymi zmierzyli się uczestnicy debaty „Jak chcemy mieszkać, jak mieszkamy. Trendy w architekturze i budownictwie”.

Bogusław Kośmider, wiceprezydent Krakowa, podkreślił na wstępie, że jakkolwiek prognozy demograficzne dla większości miast w naszej części Europy są pesymistyczne, to nie dotyczy to największych ośrodków, takich jak Warszawa, Wrocław, Gdańsk i właśnie Kraków.

– Cały czas zyskujemy nowych mieszkańców, przede wszystkim za sprawą napływu ludzi z innych części województwa i sąsiednich regionów, a w ostatnich latach – całego świata. Na początku przemian Kraków liczył 710 tys. mieszkańców, gdy w 2021 r., wedle GUS, przekroczył 800 tys. Dane o zużyciu wody wskazują, że realnie, głównie za sprawą przybyszy z Ukrainy, jest to raczej milion, a wraz z tymi, którzy dojeżdżają do pracy i nauki – nawet 1,2 mln. Wielu studentów podejmuje pracę i zostaje. Również coraz więcej Ukraińców i innych migrantów chce zamieszkać w Krakowie – wyjaśniał wiceprezydent.

Dodał, że narasta zjawisko polaryzacji mieszkaniowej: jednych stać na mieszkanie od developera, a jednocześnie coraz więcej mieszkańców interesuje się mieszkaniami czynszowymi, komunalnymi czy socjalnymi, co rodzi oczywiste oczekiwania wobec władzy publicznej.

Zmiana trendów

Grzegorz Stawowy, przewodniczący Komisji Planowania Przestrzennego i Ochrony Środowiska Rady Miasta Krakowa, podkreślił, że wielkie miasta przyciągają nie tylko młodych, ale i starszych.

– Coraz więcej osób, które w okresie aktywności zawodowej wyprowadziło się do domków z ogródkiem w sąsiednich miejscowościach, sprzedaje je i kupuje mieszkania w mieście, bo tu mają dostęp do opieki zdrowotnej na wysokim poziomie oraz możliwość uczestniczenia w wydarzeniach kulturalnych – opisywał radny.

Dodawał, że największym problemem jest dziś finansowanie zakupu lokalu odpowiedniej wielkości.

– Do wybuchu pandemii najlepiej sprzedawały się mieszkania do 50 mkw., ale potem ludzie poczuli, że one się nie nadają do nowych potrzeb, jak praca i nauka zdalna, więc wzrósł popyt na lokale większe, z trzema i więcej pokojami. Niestety został zgaszony przez podwyżki oprocentowania kredytów. Ludzie nadal potrzebują większych mieszkań, ale ich nie stać – relacjonował Grzegorz Stawowy.

– Jesteśmy wciąż społeczeństwem na dorobku, więc nasze budownictwo mieszkaniowe pozostaje sztuką kompromisów między marzeniami a możliwościami finansowymi. Nie oznacza to, że nie podlegamy europejskim trendom. Przeciwnie – one są coraz bardziej widoczne, zwłaszcza w największych i najatrakcyjniejszych miastach jak Kraków, Warszawa, Wrocław, Gdańsk. Coraz bardziej liczy się jakość rozumiana nie tyle jako standard samego mieszkania, ile jako architektura, funkcjonalność i przyjazność całej przestrzeni, w której to mieszkanie się znajduje – wyjaśniał Borysław Czarakcziew, członek zarządu Architects’ Council of Europe, przewodniczący Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa (SKOZK).

Magdalena Milert, urbanistka, architektka, ekspertka Klubu Jagiellońskiego, autorka bloga „Pieing.cafe”, mówiła, że ważną cezurą okazała się pandemia: – Wcześniej traktowaliśmy swoje mieszkania głównie jak sypialnie. W lockdownie uświadomiliśmy sobie nie tylko to, że one są zbyt małe do życia, pracy i nauki zdalnej, ale i to, że otoczenie nie przystaje do naszych potrzeb. Publiczna przestrzeń wokół budynku powinna być de facto przedłużeniem naszego salonu. A tymczasem w tejże przestrzeni często nie ma nawet ławki, na której można by przysiąść i wypić kawę – opisywała Magdalena Milert.

Grzegorz Stawowy zauważył, że właśnie z tego powodu wielu mieszkańców miast wybiera wyprowadzkę do sąsiednich gmin: za równowartość 50-metrowego mieszkania w stolicy mogą kupić nie tylko dwukrotnie większy dom, ale i kilka arów ogródka będącego „przedłużeniem salonu”.

Magdalena Milert odpowiedziała, że kontemplacja własnych drzew i trawnika może być miła dla osób oczekujących odpoczynku po pracy, ale już dla ich nastoletnich dzieci – niekoniecznie.

– Młodzi traktują przeprowadzkę jako wyrwanie z naturalnego środowiska. Rodzi to wiele problemów – podkreśliła ekspertka.

Wyjaśniła, że na rynku mieszkaniowym dominują dziś dwie grupy: singli kupujących małe mieszkanka w mieście i osób w średnim wieku budujących się na przedmieściach. Ta druga grupa wzmacnia znany na całym świecie efekt rozlewania się wielkich miast (ale też atrakcyjniejszych ośrodków sąsiednich, jakimi w przypadku Krakowa są Wieliczka, czy nieco dalsze Niepołomice) – bardzo kosztowny i niekorzystny dla środowiska.

W kierunku ideału

Wszystkim uczestnikom debaty – i chyba nie tylko im – marzy się kompromis, w ramach którego najważniejsze zalety domku z ogródkiem spotkałyby się z kluczowymi walorami mieszkania w mieście. I on jest dziś możliwy. Wymaga jednak projektowania i budowy osiedli, w których rolę „przedłużenia salonów” pełnią dobrze przemyślane i urządzone przestrzenie publiczne.

Józef Białasik, architekt z krakowskiej pracowni B2 Studio, dobrze pamięta pierwsze inwestycje deweloperów w latach 90. XX w.

– To były często otoczone bajorami bloki pośrodku niczego. Bez dróg, parkingów, przystanków. Mimo to chętnych na takie mieszkania nie brakowało. Z czasem zaczęło się to jednak zmieniać. W XXI w. pojawiły się inwestycje, w ramach których bloki realizowano wraz z otoczeniem, głównie zielenią. Zrobił się z tego standard – wspominał architekt.

– Wszyscy chcą dziś mieszkać przy zieleni, najlepiej mieć za oknem park, to już oczywiste. Ale w pandemii pojawiły się lub uległy wzmocnieniu inne potrzeby. Kiedy wszystko było pozamykane, gdy utrudniona była komunikacja, uświadomiliśmy sobie, że tak naprawdę najlepiej byłoby mieć w pobliżu domu i przedszkole, i szkołę, i bibliotekę, i dom kultury, i sklep, i lokalny targ, zwany w Krakowie kleparzem, i boisko, i ośrodek zdrowia… No i pracę, ale ona często już tam jest, za sprawą upowszechnienia się home office. Nieprzypadkowo w najlepszej kondycji przetrwały pandemię bary i restauracje osiedlowe: ludzie chodzili tam, gdzie mieli najbliżej. To w nas zostało – opisywał Grzegorz Stawowy.

Józef Białasik komentował, że to powszechne dziś pragnienie zbieżne jest z modną koncepcją miasta 15-minutowego (lub – jak chcą inni – 20-minutowego), która… nie jest nowa.

– Wszystkie miasta były kiedyś 15-minutowe. Późniejsze przemiany sprawiły, że np. najlepsze szkoły czy kluczowe biblioteki mamy na Starym Mieście, gdzie już prawie nikt nie mieszka. Wszyscy muszą dojeżdżać. To nie jest normalne. Miasto 15-minutowe jest powrotem do idei, że wszystko, co potrzebne do codziennego życia, mamy w pobliżu i możemy tam dotrzeć na nogach lub rowerem – wyjaśniał Józef Białasik. Cieszy go, że może realizować właśnie tego typu przedsięwzięcie.

– Jeden z inwestorów spytał mnie na pierwszym spotkaniu: „A gdzie ulokujemy bibliotekę?”. Tym pytaniem mnie ujął. Bo to jest naprawdę rewolucyjna zmiana podejścia do potrzeb mieszkańców – mówił architekt.

Przyjazne otoczenie

Grzegorz Stawowy wyraził przekonanie, że wielkie nowoczesne miasta jak Kraków muszą iść w kierunku decentralizacji. Wszystko wskazuje na to, że ludzie będą chcieli mieszkać na samowystarczalnych osiedlach spełniających kompleksowe funkcje. Zarazem będą chcieli, by wszystkie części miasta były ze sobą dobrze skomunikowane.

– Do tego potrzeba jednak odpowiednio dużych działek. Tu nadzieją, wedle mnie, są takie obszary jak krakowskie Kliny, gdzie jest ok. 100 ha należących do kilkunastu właścicieli, z czego 16 ha ma Skarb Państwa w postaci Polskiego Funduszu Rozwoju. Jako rada miasta podjęliśmy tam dwa plany miejscowe. Park miejski Kliny ma 27 ha, drugi jest mniejszy – 6 ha i na nim powstanie m.in. szkoła. To jeden z nielicznych obszarów, które mają na tyle duży areał, że da się tam sensownie zaprojektować i wybudować mieszkania otoczone zielenią i wielofunkcyjną przestrzenią publiczną – opisywał radny.

Magdalena Milert dodała, że ogromnie ważna stała się dbałość o środowisko – nie tylko dlatego, by dookoła „było zielono”, lecz także z tego powodu, że uszczelnione betonem miasta przeistoczyły się w wyspy ciepła, z upałami i suszami przerywanymi przez katastrofalne ulewy i lokalne podtopienia. W takiej sytuacji racjonalne gospodarowanie wodą, jej retencjonowanie, może poprawić nie tylko estetykę otoczenia, ale i lokalną aurę. Równie istotne, zwłaszcza dla młodszych generacji, stało się w ostatnich latach wytwarzanie energii ze źródeł odnawialnych i jej oszczędzanie. Kryzys sprawił, że doceniają to dziś wszyscy, niezależnie od wieku i poglądów na ocieplenie klimatu.

– To, o czym mówimy, wpisuje się świetnie w idee żywe w Europie – podkreślił Borysław Czarakcziew. Przypominał, że kraje europejskiej w 2018 r. podpisały deklarację z Davos promującą „Baukultur”, czyli „dobrze zaprojektowane miasta, wsie i budynki, tworzące środowisko do życia właściwe dla dobrego samopoczucia i zdrowia ludzi”. Dwa lata później Komisja Europejska ogłosiła Nowy Europejski Bauhaus, który opiera się na trzech wartościach: pięknie, zrównoważeniu i wspólnocie. Celem jest poprawa jakości życia.

Partner

ikona lupy />
Materiały prasowe