Na świecie jest ponad 2,6 tys. osób, które dysponują majątkiem wycenianym na ponad miliard dolarów – wynika z danych publikowanych przez Forbes. Najliczniejszą grupę stanowią tu osoby, które pieniądze zawdzięczają działalności sektorach: inwestycyjno-finansowym, technologicznym oraz wytwórstwie. Tym działalnościom zawdzięcza swój majątek w sumie ponad tysiąc światowych miliarderów. Na drugim biegunie znajdziemy za to branże: hazardową, telekomunikacyjną, sport i logistykę. Tym czterem działalnościom majątki warte ponad miliard dolarów zawdzięcza 135 osób na świecie.
Dla porównania miliarderów powiązanych z rynkiem nieruchomości jest 193. Grono to jest aż 2 razy liczniejsze niż liczba krezusów, którzy dorobili się na wydobyciu gazu, ropy, węgla czy dostarczaniu nowoczesnych źródeł energii (panele słoneczne i baterie).
Wszystkie drogi prowadzą na rynek nieruchomości
Niezależnie jednak od tego na czym ktoś się dorobił, to i tak wcześniej czy później lwia część jego lub jej pieniędzy trafia na rynek nieruchomości. Tezę tę potwierdzają dane Knight Frank. Firma ta przebadała ponad 500 bankierów prywatnych wspierających osoby szczególnie zamożne dysponujące łączną fortuną wycenianą na 2,5 biliona dolarów. Chodzi tu o bilion w rozumieniu rodzimym, a nie anglosaskim, a więc jest to liczba z 12 zerami. Wróćmy jednak do meritum. Publikowane przez Knight Frank dane pozwalają oszacować, że przeciętnie 55% majątku statystycznego krezusa jest zaklęta w mury przeróżnych nieruchomości. Na ten wynik składa się 32% majątku w postaci nieruchomości kupionych, aby zaspokajać prywatne potrzeby. Chodzi zarówno o apartamenty i rezydencje, ale też nieruchomości wakacyjne.
A co z pozostałymi 23% majątku, który przeciętnie rzecz biorąc również zainwestowany jest na rynku nieruchomości? Te pieniądze ulokowane są w nieruchomościach traktowanych stricte inwestycyjnie. Ich zadaniem nie jest to, aby płonęło w nich domowe ognisko właściciela, ale one mają przynosić dochód. Chodzi np. o biura, galerie handlowe, hotele, mieszkania na wynajem, grunty rolne czy nawet serwerownie. W tym zawierają się też pieniądze zainwestowane w firmy, które zebrany kapitał inwestują na rynku nieruchomości (np. REIT-y i fundusze Private Equity).
Te wyniki byłby ponadto jeszcze większe gdyby uwzględnić też inwestycje w obligacje, akcje czy udziały w firmach działających na rynku nieruchomości. I choć wiadomo, że takie papiery wartościowe są ważnym elementem portfeli inwestycyjnych krezusów, to Knight Frank nie bada tego w jakie sektory najbogatsi w ten sposób inwestują. Jakby jednak nie liczyć statystyczny multimilioner ponad połowę majątku ma zamrożoną w nieruchomościach lub innych aktywach ściśle powiązanymi z rynkiem nieruchomości – wynika z danych zebranych przez Knight Frank.
Najgrubsze portfele mają dziś producenci aut
Wiele osób może też zainteresować to w jakich branżach mamy najbogatszych miliarderów. Okazuje się, że właścicielami największych fortun są krezusi z branży samochodowej. W tej grupie średni majątek to 7,2 mld dolarów. Bez wątpienia średnią podbija tu Elon Musk – szef Tesli i SpaceX „wyceniany” przez Forbes na 180 miliardów dolarów. Warto dodać, że na czele tego zestawienia znajdujemy sporo firm związanych z elektromobilnością. Na drugim miejscu są najbogatsi, którzy zbudowali swoje majątki w branży telekomunikacyjnej (średnio 6,6 mld dolarów) oraz ci, którzy zajmują się modą i sprzedażą detaliczną (6,4 mld dolarów).
Dla porównania relatywnie najmniejsze majątki mają miliarderzy, których główną branżą jest budownictwo (średnio 2,6 mld dolarów). Na tym tle krezusi z branży nieruchomości plasują się poniżej średniej dla wszystkich miliarderów. Przeciętny majątek szacowany jest w tym przypadku na 3,4 mld dolarów na głowę. To o trochę ponad miliard mniej niż pokazuje średnia wyliczona dla wszystkich 2,6 tysięcy osób znajdujących się na liście miliarderów Forbesa.
Najwięcej nieruchomościowych miliarderów jest w Azji
Skupmy się jednak na liście miliarderów, którzy swoje fortuny zdobyli działając na rynku nieruchomości. Okazuje się, że ponad połowa z nich to mieszkańcy Azji. Na 193 krezusów z tej grupy aż 27 pochodzi z Hongkongu, 26 z Chin, 14 z Singapuru, a 10 z Indii.
Biorąc jednak pod uwagę nie kontynenty, ale pojedyncze kraje, to wciąż palma pierwszeństwa należy do Stanów Zjednoczonych. Tam jest aż 49 miliarderów, którzy swój majątek zbudowali na rynku nieruchomości.
Harry, który zaprosił Australijczyków do blokowisk
Jednak liczby to nie wszystko. Za tymi fortunami stoją przecież nierzadko ciekawe historie pełne determinacji i odwagi, które nierzadko podlane są również szczyptą szczęścia. Tak było w przypadku Harrego Triguboffa urodzonego w 1933 roku w Chinach dziecka pary rosyjskich żydów, którzy uciekli przed prześladowaniami. Harry pierwsze biznesowe kroki stawiał w Afryce, a w Australii osiedlił się ostatecznie w 1960 roku, czyli jeszcze przed trzydziestką. Obywatelstwo otrzymał w 1961 roku. Na Antypodach pierwszymi firmami Harrego Triguboffa były przedsiębiorstwo zajmujące się dostarczaniem mleka i korporacja taksówkowa. Dopiero potem, w 1963 roku, otwiera on firmę deweloperską Meriton, a więc kluczową dla budowania majątku wycenianego dziś przez Forbes na ponad 15 miliardów dolarów.
Wikipedia uzupełnia tę historię o fakt, że wcześniej Triguboff kupił działkę, na której zlecił budowę domu. Problem w tym, że wykonawcy go zawodzili i po zwolnieniu ich sam zajął się dokończeniem prac budowlanych. Nauczony tym doświadczeniem wraz ze wspólnikiem kupili działkę i zbudowali pierwszą nieruchomość na sprzedaż. Na tym się nie skończyło, bo wg informacji publikowanych przez firmę Meriton Harry Triguboff ma na koncie budowę ponad 77 tysięcy mieszkań. To sporo, bo przecież w Australii mieszka mniej osób niż w Polsce. Tajemnicą sukcesu mógł być fakt, że Harry Triguboff zauważył na australijskim rynku niszę – mieszkańcy Antypodów mieszkali i wciąż mieszkają głównie w domach jednorodzinnych. Biznesowym strzałem w dziesiątkę okazało się więc oferowanie im mieszkań w budynkach wielorodzinnych po atrakcyjniejszych cenach, ale też z solidną marżą dla dewelopera.
Miliardy zbudowane na budownictwie socjalnym
Ciekawa jest też historia Stephena Rossa, którego ojciec był urodzonym w Polsce obywatelem Kanady. Majtek tego krezusa wyceniany jest obecnie przez Forbes na prawie 12 mld dolarów. Droga do tej bajońskiej sumy zaczęła się jednak niepozornie. Jak informuje portal crepedia, Stephen Ross będąc jeszcze nastolatkiem pomagał pracując w hotelach. Potem wybrał karierę prawniczą i zaczął specjalizować się w podatkach. Podjął też pracę w kancelarii, ale nie zagrzał tam długo miejsca. Potem przyszedł czas na bank inwestycyjny, a dokładnie to komórkę zajmującą się deweloperką. Ta nie szła jednak zbyt dobrze, co doprowadziło do zwolnienia Spethena. Ten postanowił połączyć dotychczasowe doświadczenia i podjąwszy pracę w Bear Stearns (bank inwestycyjny) przedstawił swoim szefom ideę stworzenia firmy zajmującej się budową mieszkań społecznych. Cały sens zasadzał się na tym, że dzięki obowiązującemu wtedy w USA prawu, zamożne osoby, inwestujące w budowę mieszkań społecznych, mogły unikać podatków. Pomysł się przyjął, ale jak sugeruje portal crepedia klasyczne mechanizmy korporacyjne spowodowały, że bohater naszej historii został od realizacji własnego pomysłu odsunięty i ostatecznie zwolniony z Bear Stearns.
Po takich doświadczeniach Stephen Ross postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i pożyczając 10 tysięcy dolarów od swojej mamy, sam zaczął rozkręcać firmę budującą mieszkania społeczne. Finansowanie pozyskiwał oczywiście od zamożnych inwestorów, którzy chcieli uniknąć opodatkowania. Od tego się zaczęło, ale potem Ross zdobywał doświadczenie, kontakty, rozbudowywał firmę i zaczął zajmować się coraz ambitniejszymi projektami, dzięki którym dziś należy do grona najbogatszych ludzi na świecie.