Według IfG, statystyczny mieszkaniec Szkocji korzysta corocznie ze świadczeń publicznych, których wartość jest o 2543 funty wyższa niż płacone przez niego podatki, podczas gdy w Anglii różnica między wartością świadczeń a płaconymi podatkami wynosi zaledwie 91 funtów, czyli jest 28 razy niższa.

Jak wskazuje IfG, szkocki rząd może sobie pozwolić na znacznie hojniejsze wydawanie publicznych pieniędzy, bo utrzymuje znacznie wyższy deficyt budżetowy oraz korzysta z dotacji z budżetu centralnego w Londynie, ale w przypadku niepodległości Szkocji, do której dążą władze w Edynburgu, jedno i drugie przestanie być możliwe.

IfG przywołuje dane o deficycie budżetowym za rok finansowy 2018-2019, z których wynika, że w Szkocji wynosił on 7 proc. PKB, podczas gdy w Anglii - 0,3 proc.

Autorzy analizy wezwali zwolenników niepodległości Szkocji, by przed kluczowymi wyborami do tamtejszego parlamentu 6 maja "zmierzyli się z rzeczywistością" w kwestii luki, jaka jest pomiędzy pobieranymi podatkami a wydatkami publicznymi.

Reklama

Referendum niepodległościowe do 2023 roku?

Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon chce przeprowadzenia do 2023 roku nowego referendum niepodległościowego, ale jej przeciwnicy wskazują, że secesja oznaczałby bezprecedensowe podwyżki podatków i cięcia wydatków, które "wyrządziłyby nieopisane szkody rodzinom i biznesowi" - pisze "Daily Telegraph". Ostrzeżono ją również, że jeśli transfery fiskalne w ramach Zjednoczonego Królestwa zostaną zakończone, będzie zmuszona do porzucenia sztandarowych punktów polityki jej rządu, takich jak darmowe czesne i darmowe recepty, które nie są dostępne w Anglii.

Jak przypomina dziennik, Sturgeon przyznała w weekend, że jej administracja nie przeprowadziła żadnej nowej analizy tego, jak niepodległość wpłynęłaby na dochody Szkocji, wielokrotnie natomiast twierdziła w przeszłości, że nowe szkockie państwo mogłoby sfinansować swój deficyt poprzez zaciąganie pożyczek.

Jednak Gemma Tetlow, główna ekonomistka IfG i współautorka raportu, ostrzegła, że taki deficyt będzie nie do utrzymania na dłuższa metę i konieczne będą cięcia wydatków publicznych lub podwyżki podatków, prawdopodobnie dla osób o niskich lub średnich dochodach. Podkreśliła też, że niepodległa Szkocja musiałaby pożyczać pieniądze na gorszych warunkach niż może to robić Wielka Brytania.

"Niepodległa Szkocja nie mogłaby utrzymać rocznego poziomu zadłużenia, rok po roku, na poziomie 8,5 proc. PKB. Zaciąganie pożyczek na tym poziomie oznaczałoby nieuchronny wzrost zadłużenia w stosunku do wielkości szkockiej gospodarki. W pewnym momencie staje się to nie do utrzymania" - powiedziała dr Tetlow.

"Jest wiele zdecydowanie trudnych pytań, na które trzeba odpowiedzieć. Trzeba na te pytania odpowiedzieć w ramach dyskusji, dlaczego wyjście z unii miałoby być ogólnie korzystne dla mieszkańców Szkocji. Każdy zwolennik oderwania się od Zjednoczonego Królestwa musi zmierzyć się rzeczywistością obecnej nierównowagi fiskalnej pomiędzy jego częściami i trudnymi wyborami politycznymi, których wymagałyby one po secesji" - dodała.

Jak zauważa "Daily Telegraph", w kampanii wyborczej kierowana przez Sturgeon Szkocka Partia Narodowa (SNP) złożyła serię nowych obietnic, zapowiadając zniesienie wszystkich opłat u dentystów w publicznej służbie zdrowia, podwojenie tych świadczeń socjalnych, które obowiązują tylko w Szkocji, a nawet darmowe rowery dla dzieci.

Według sondaży, jest niemal pewne, że SNP wygra wybory, choć nie wiadomo, czy uzyska bezwzględną większość w parlamencie, co dawałoby jej argument na rzecz przeprowadzenia referendum niepodległościowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)