Dokumenty strategiczne USA od lat wyznaczają Chiny jako głównego rywala Waszyngtonu, uważając Rosję za zagrożenie "ostre", lecz doraźne. Według części komentatorów i polityków na prawicy, w ślad za tym USA powinny przenieść swoją uwagę i środki do Azji. Ale zdaniem Wessa Mitchella, byłego pracownika administracji Donalda Trumpa i założyciela Marathon Initiative - inicjatywy przygotowującej strategię USA na rywalizację z Chinami - stanowcza polityka wobec Rosji i Chin nie muszą się wykluczać.

"W mojej ocenie, Stany Zjednoczone i nasi sojusznicy mają szansę, by zyskać wielką przewagę w rywalizacji z Rosją i Chinami, pomagając Ukrainie wygrać wojnę. Według mnie pożądaną strategią byłoby, by najpierw Rosja została definitywnie pokonana, a potem zwrócić naszą pełną uwagę na Chiny" - mówi Mitchell.

Jak dodaje, wspieranie oporu Ukrainy jest w interesie USA w tym względzie z szeregu powodów.

Reklama

"Po pierwsze, w ten sposób Ukraina wzmacnia swoje zdolności odstraszania i powstrzymania kolejnych rosyjskich ataków. Po drugie, Rosjanie stają się osłabieni gospodarczo i militarnie na jakiś czas, a Europejczycy - jeśli dotrzymają swoich zobowiązań - wzmacniają swoją obronność. Z czasem, to ułatwiłoby poświęcenie większości naszych wysiłków w kierunku Azji, bez konieczności martwienia się o ten drugi teatr działań" - ocenia.

Mitchell zgadza się jednocześnie z tymi, którzy twierdzą, że USA nie stać na rywalizację na dwóch frontach i powinna być wyczulona na zagrożenie płynące z Chin także w krótkim terminie. Wobec czego - jego zdaniem - nie powinna na tyle angażować sił w Europie, by dać Chinom okazję do interwencji w Tajwanie.

"Problem polega na tym, że mamy skończoną ilość najważniejszych rodzajów amunicji. Wojna powinna podziałać na Stany Zjednoczone jako impuls, by uporządkować własną produkcję zbrojeń, im szybciej tym lepiej. I powinien to być impuls dla Europejczyków, aby zrobili to samo" - powiedział.

Pytany o to, jak wojna na Ukrainie może wpłynąć na kalkulacje i interesy ChRL, Mitchell ocenia, że choć problemy swojego sojusznika są dla Pekinu kłopotliwe w krótkim terminie, w dłuższej perspektywie Chiny mogą na tym skorzystać.

"W krótkiej perspektywie, Putin stał się potężnym problemem dla Xi. Pamiętajmy, że strategią dyplomatyczną Chin było pokazywanie się jako konstruktywna siła na świecie. Długo nad tym pracowali, skupiali się na relacjach handlowych. A tu mamy gościa, który niedawno siedział obok prezydenta [Xi] w loży honorowej na igrzyskach w Pekinie jako jego najlepszy przyjaciel i który teraz grozi wojną jądrową, a jego wojska dokonują barbarzyńskich tortur" - mówi Mitchell.

Jak dodaje, rosyjska inwazja jest też z perspektywy Chin niewygodna także z powodu czasu jej podjęcia. Według dokumentów chińskich władz, będą one gotowe do skutecznej inwazji na Tajwan dopiero za pięć lat.

"Cóż, jeśli Putin ruszył na Ukrainę teraz, zamiast za pięć lat i nie koordynuje tego z Chińczykami, pozbawia ich to czynnika rozpraszającego uwagę Zachodu i wojny na dwa fronty" - mówi były dyplomata.

To, co może jego zdaniem działać na korzyść ChRL, to dalsze uzależnienie Rosji od Chin. Wskazuje tu na przykład rozbudowy rosyjskiej infrastruktury gazowej w kierunku Chin.

"Samo to może rozwiązać chiński dylemat Cieśniny Malakka - problem polegający na tym, że duża część dostaw ropy i gazu przepływa przez tę cieśninę, która podczas wojny mogłaby zostać zablokowana przez marynarkę wojenną USA" - mówi Mitchell.

Jak dodaje, inną korzyścią będzie wzrost wpływów Chin na państwa Azji Środkowej, dotychczas będących sojusznikami Rosji.

"Już podczas ostatniego szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie było bardzo jasne, że przywódcy Azji Środkowej czują już znacznie mniej respektu przed Rosją. Cóż, te wpływy w nieunikniony sposób pójdą bardziej w stronę Chin" - ocenia.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)