Minister spraw zagranicznych Hondurasu Eduardo Enrique Reina udał się do Pekinu na polecenie prezydent Xiomary Castro, aby „promować ustanowienie stosunków dyplomatycznych” swego kraju z Chińską Republiką Ludową. Automatycznie oznaczałoby to zerwanie dotychczasowych relacji z Tajwanem. Tymczasem w Tajpej trwają ostatnie przygotowania do wielkiej podróży prezydent wyspiarskiej Republiki Chińskiej, pani Tsai Ing-wen. Ma ona odwiedzić swych dyplomatycznych sojuszników w Ameryce Łacińskiej, na Karaibach i Pacyfiku, zahaczając po drodze o Stany Zjednoczone.

Dyplomacja książeczek czekowych

Honduras to małe, biedne państewko, ale w jego przypadku stawka chińsko-chińskiej rywalizacji jest wyższa, niż wynika z suchych danych o ludności, PKB czy wskaźnikach handlowych. Niegdyś, wraz z innymi krajami regionu, stanowił pewną bazę dla międzynarodowych aspiracji Tajwanu – więc jego wyłamanie się ma w dużej mierze charakter symboliczny. Z niepokojem patrzą na to Stany Zjednoczone, bo Ameryka Środkowa to ich strategiczne „miękkie podbrzusze” i zwiększenie wpływów ChRL w tej okolicy grozi konsekwencjami dla bezpieczeństwa samego supermocarstwa.

Chińskie podchody trwają od dawna. Zazwyczaj ciche, acz skuteczne. Od 2016 r., kiedy to Tsai Ing-wen została wybrana na prezydent Tajwanu, zmiany stron dokonały Panama, Dominikana, Salwador i Nikaragua. W tle tych decyzji nieodmiennie były rachuby na korzyści ekonomiczne, wynikające z postawienia na Pekin. Ten sam mechanizm działa w przypadku Hondurasu. Jeszcze podczas kampanii w roku 2021 wspominała o tym otwarcie obecna prezydent, a wtedy pretendentka do urzędu, Xiomara Castro. Co prawda na finiszu wyścigu wyborczego mocno złagodziła zapowiedzi, a po zwycięstwie powołany przez nią rząd nawet się od „opcji chińskiej” wyraźnie odcinał, ale jej tweet sprzed kilkunastu dni, zapowiadający odwrót od relacji z Tajwanem, nie był szczególnym zaskoczeniem. Wcześniej nie bez znaczenia były amerykańskie naciski oraz obietnice (ze strony zarówno USA, jak i Tajwanu) zwiększenia pomocy finansowej dla Hondurasu. A także przestrogi, że Chiny nie dają nic za darmo, które zresztą zaczynają się już sprawdzać w wymienionych państwach regionu (a jeszcze wyraźniej w Afryce). Mimo to chińskie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło niedawno, że „byli sojusznicy Tajwanu” mogą liczyć na „szybki rozwój stosunków dwustronnych”, przynoszący im „namacalne korzyści”. Poza publicznymi deklaracjami musiał pojawić się jakiś nieoficjalny konkret, skoro tym razem przestrogi i naciski USA najwyraźniej nie zadziałały.

W środę Honduras stanowczo zaprzeczył, że w zamian za rezygnację z ogłoszenia zwrotu ku Pekinowi zażądał od Tajwanu 2,5 mld dol. nowej pomocy. Potwierdził natomiast, że wielokrotnie i bezskutecznie prosił Tajpej o wykupienie swego długu publicznego akurat na tę kwotę (ok. 600 mln dol. to zadłużenie bezpośrednio u Tajwańczyków) i że uzyskał ostatnio „inne, atrakcyjne opcje”. W domyśle: od Chin Ludowych. Tajpej odpowiedziało, że nie zrezygnuje łatwo, ale „nie zamierza angażować się w dyplomację książeczek czekowych”. W czwartek, przemawiając do dziennikarzy w parlamencie, minister spraw zagranicznych Tajwanu Joseph Wu przyznał jednak, że sytuacja w Hondurasie jest „niezbyt dobra”, a druga strona „zażądała wysokiej ceny”. Najprawdopodobniej Tajwańczycy byli gotowi rozmawiać jedynie o jakiejś formie skorygowania swojej części honduraskiego zadłużenia.

Wcześniej państwa Ameryki Środkowej zrywały relacje z Tajwanem nagle, niejako z zaskoczenia. Tym razem zapowiedzi tego kroku w mediach społecznościowych i w dyplomatycznych enuncjacjach ze sporym wyprzedzeniem sugerują, że negocjacje wielostronne trwają, a wizyta Reiny w Pekinie to kolejny element nacisku. Tymczasem opozycyjny deputowany Tomas Zambrano w jednej z lokalnych telewizji przestrzegł, że decyzja o porzuceniu Tajwanu – nawet jeśli będzie wiązać się z chwilowymi korzyściami makroekonomicznymi – prawdopodobnie spowoduje zawirowania na poziomie mikro, wpłynie bowiem na stosunki kraju z USA, jego głównym partnerem handlowym, co odbije się także na małych i średnich firmach. Zauważył też, że wiele rodzin jest zależnych od przekazów pieniężnych od krewnych pracujących w Ameryce Północnej.

Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, ekspertem fundacji Po.Int oraz Nowej Konfederacji