Fumagalli, który jest też profesorem mediolańskiego uniwersytetu Bicocca, opowiedział w opublikowanym w środę wywiadzie, że w szczycie epidemii w jego szpitalu Niguarda śmiertelność wśród pacjentów najciężej chorych na Covid-19 wynosiła 35 procent. Pozostali wracali do zdrowia po dwóch-trzech tygodniach.

Opisując swoich pacjentów wyjaśnił, że mieli ciężką niewydolność oddechową. "Z powodu głębokich uszkodzeń płuc mieli też uszkodzone życiowe organy, takie jak nerki i serce" - dodał. "W najgorszym momencie mieliśmy 74 zaintubowanych pacjentów" - zaznaczył.

Na początku kryzysu, jak podkreślił lekarz, przywożono starszych ludzi. "Z czasem zaczęli do nas trafiać młodsi pacjenci. Średnia wieku hospitalizowanych wynosiła 62-63 lata" - poinformował Fumagalli. Zaznaczył, że prawie wszyscy pacjenci mieli inne choroby w poważnym stadium: cukrzycę, nadciśnienie, przewlekłą obturacyjną chorobę płuc.

"Widzieliśmy osoby umierające samotnie, robiliśmy wszystko, co możliwe, by przekazać wiadomości od nich krewnym i odwrotnie. Epidemia wiele nas kosztowała z ludzkiego punktu widzenia. Baliśmy się, że zachorujemy, że zarazimy rodziny" - przyznał.

Reklama

Obecnie, jak zauważył prof. Fumagalli, oddział anestezjologii i reanimacji jest "prawie wolny od Covid-19".

"Od trzech tygodni nie widzimy już osób z problemami z układem oddechowym. Mamy dwóch zakażonych, którzy nie są w ciężkim stanie i dwóch innych pacjentów, obecnie już z negatywnym wynikiem testu, którzy wracają do zdrowia po Covid-19" - taka jest według jego słów sytuacja w dużym mediolańskim szpitalu.

"Myślę, że teraz musimy być już pozytywnie nastawieni, ale także ostrożni i dalej używać maseczek, unikać skupisk ludzkich, myć ręce" - dodał lekarz z Lombardii.