Nad Emmanuelem Macronem zbierają się burzowe chmury. Jego polityczna klęska może się niestety okazać poważnym problemem dla całej UE.

Ostatnie protesty w Paryżu skłoniły Macrona do pierwszych politycznych ustępstw. Wycofał się z proponowanej podwyżki akcyzy na paliwa. Był to upokarzający moment dla całego politycznego bloku, który stara się powstrzymać narastający w Europie populizm.

Macron jawił się w UE jako naturalny następca Merkel i nowa twarz liberalnej demokracji. O ile jednak niemiecka kanclerz miała od zawsze dobre albo dobre notowania w kraju, które dawały jej legitymację do rządzenia UE, o tyle francuski prezydent stoi w swoim kraju na coraz bardziej glinianych nogach.

- Nie możesz wygłaszać przemówień na temat obrony międzynarodowego porządku, gdy twoja popularność wynosi 20 proc., a na ulicach są protestujący – powiedział starszy pracownik naukowy Atlantic Council Nicholas Dungan. – Bardzo trudno jest odzyskać wiarygodność – dodaje.

Palone samochody na ulicach Paryża otrzeźwiły Macrona. Przyznał za pośrednictwem swojego premiera, że rząd stracił kontakt z obywatelami. Problem polega na tym, że nie widać potencjalnego następcy prezydenta.

Reklama

Macron próbował budować swoją polityczną pozycję poprzez próbę zacieśnienia integracji unijnej i bliską współpracę z Berlinem i Rzymem. Próbował także pozyskać jako sojusznika Trumpa i liczył, że będzie on przestrzegał międzynarodowych porozumień. Trump nie wyszedł naprzeciw inicjatywie Paryża, wycofując się z porozumienia nuklearnego z Iranem oraz paryskiego porozumienia klimatycznego.

Niemiecki rząd po odejściu Merkel będzie prawdopodobnie niezbyt przychylny dalszej ścisłej europejskiej integracji. Nie będzie jej sprzyjał także włoski populistyczny rząd. Sytuację Macrona pogrążają francuskie protesty na ulicach. – Ambitne plany wzmocnienia Europy autorstwa Macrona otrzymały właśnie silny cios z Niemiec i nie tylko. Jednak to ostatnie wydarzenia najmocniej go osłabiły. Prezydent nie poradził sobie, a wizerunek Francji strasznie ucierpiał – powiedział doradca Francuskiego Instytutu do Spraw Międzynarodowych Philippe Moreau Defarges.

Notowania Macrona we Francji są bardzo słabe. To pochodna reform, takich jak zmiany w prawie pracy i podatkach, które w oczach wyborców faworyzują bogatych. Po nich na ulice wyszły „żółte kamizelki”, które sprzeciwiły się prezydenckiej polityce środowiskowej. Protesty rozszerzyły się – Francuzi stawiają weto rosnącym kosztom życia oraz zmniejszeniem dostępu do usług dla obywateli na obszarach małych miast i wsi. Żądania obejmują w tej chwili także wprowadzenie podatku majątkowego, wzrost emerytur, płac minimalnych i obniżkę uposażeń polityków. Chcą też głowy Macrona. Sondaże pokazują, że trzy czwarte Francuzów popiera ich żądania.

>>> Polecamy: Jak będzie wyglądała Rosja po Putinie? Oto wizje Chodorkowskiego i Nawalnego