Kryzysy, które doświadczyły Unię Europejską w minionej dekadzie, były jedynie wstępem do królowej wszystkich zapaści, jaką okazała się pandemia. Kryzys zadłużenia, migracje, brexit – żadne z tych wydarzeń nie wstrząsnęły Wspólnotą tak jak koronawirus. Jego siła rażenia wiązała się z tym, że dotknął wszystkich bez wyjątku – wbrew przewidywaniom, że niektóre kraje ze względu na swoją zamożność oraz sprawczość rządu i ochrony zdrowia poradzą sobie lepiej niż inne.
Na początku pandemicznego kryzysu dominowało jeszcze inne przekonanie – że Unia jest wobec niego bezradna. Państwa członkowskie zaczęły rywalizować o dostawy sprzętu medycznego z Chin i nawet euroentuzjaści rozkładali bezradnie ręce, tłumacząc, że przecież zdrowie nie leży w kompetencjach Wspólnoty. Dla eurosceptyków był to z kolei dowód na słabość unijnych struktur i prymat państw narodowych. Szybko stało się jasne, że odpowiedź na kryzys nie sprowadza się do prostego wyboru między mniej albo więcej Unii. Ten spór się zdezaktualizował. Sięgnięto po rozwiązania sprawdzone w czasie poprzednich kryzysów – improwizację i balansowanie na granicach traktatów.
Kiedy państwom udało się otworzyć zwarty front przeciwko wirusowi, Bruksela zaczęła eksperymentować ze wspólnym zakupem szczepionek i bezprecedensowym pakietem pomocowym dla gospodarek. Była to operacja na żywym organizmie i nie wszystko poszło idealnie. To jednak kolejny kryzys, który działa niczym zgrany bon mot: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”. A przynajmniej zmieni. Jak więc pandemia wpłynęła na Unię Europejską?

Dobro obywateli

Reklama
O ile w spokojnych czasach zarządzaniem integracją może zajmować się Komisja Europejska, o tyle odpowiedź na kryzys wymaga politycznej spontaniczności i kreatywności. Ta nie jest mocną stroną Brukseli, dlatego na pierwszym planie od razu pojawili się przywódcy państw członkowskich, a proces decyzyjny się upolitycznił. Agnieszka Smoleńska, analityczka „Polityki Insight” i współautorka raportu „Nowy rozdział. Transformacja UE a Polska”, zwraca uwagę, że liderzy spotykali się na szczytach dwukrotnie częściej niż wcześniej, by dyskutować o sprawach, które do tej pory nie były regularnie poruszane. Rozmawiali ze sobą także online i ta nowa forma komunikowania, praktykowana także na innych szczeblach UE, zapewne utrzyma się również po COVID-19. – To sprawi, że prace nad unijnymi dokumentami staną się bardziej intensywne i technologiczny skok, który wymusiła pandemia, wpłynie na szybkość procedur – podkreśla ekspertka.