Kolejne miesiące będą szczególnie niebezpieczne. Oba kraje zwiększyły w tym roku skalę manewrów morskich w Cieśninie Tajwańskiej i to pomimo, że komunikacja pomiędzy wojskami USA i Chin uległa pogorszeniu. Każde z państw postrzega działania swojego konkurenta jako prowokacyjne. Chiny przeprowadzają groźne manewry i złowieszczo rezygnują z retoryki „pokojowego” zjednoczenia, zaś USA wzmacniają więzi z Tajwanem i sprzedają Wyspie coraz więcej wyrafinowanej broni.

Chiny, które niedawno wdały się w konflikty z Indiami i Australią oraz zaostrzyły kurs wobec Hongkongu, wydają się coraz bardziej nieposkromione w swoich ambicjach. Część wpływowych osób naciska na USA, aby Waszyngton porzucił swoją tradycyjną ambiwalencję i zobowiązał się do obrony Tajwanu.

Bez wątpienia interesy Stanów Zjednoczonych są zagrożone. Amerykańscy sojusznicy w Azji oczekują, że USA przyjdą Tajwanowi z pomocą. W przeciwnym razie amerykańska wiarygodność ległaby w gruzach, zaś takie kraje, jak Filipiny, Korea Południowa czy Japonia albo próbowałyby dostosować się do Chin albo zaczęłyby rozwijać swój własny potencjał odstraszania nuklearnego.

Ze strategicznego punktu widzenia przejęcie kontroli nad Tajwanem pozwoliłoby Chinom na projekcję siły na zachodni Pacyfik oraz wypchnęłoby USA od brzegów Państwa Środka. Co więcej, dostawy surowców do Japonii byłby zagrożone, a Pekin miałby łatwiejszą drogę do uzyskania regionalnej hegemonii. Co nie mniej ważne – Tajwan jest kwitnącą demokracją i kluczowym węzłem w ramach globalnych łańcuchów dostaw jeśli chodzi o obszar technologii.

Reklama

Jak USA mogą zapobiec atakowi Chin na Tajwan?

Pytanie brzmi, jak najlepiej w tej sytuacji zapobiec chińskiemu atakowi. Zadanie to jest dziś trudniejsze niż było przez wiele dekad. Chiny w ostatnich latach wydały dziesiątki miliardów dolarów na pociski, samoloty i siły desantowe, których celem jest szybkie pokonanie Tajwanu. Pekin rozwijał również pociski zdolne do niszczenia okrętów, broń antysatelitarną oraz zdolności do cyberwalki po to, aby odeprzeć atak amerykańskiej marynarki.

Z gier wojennych wynika, że USA poniosłyby dotkliwe straty w takim starciu. Chińscy stratedzy wiedzą to i mogą być skłonni do zbytniej pewności siedzi, a to ośmieliłoby twardogłowych.

Chiny muszą się również liczyć z szeroko zakrojoną kampanią administracji Trumpa, mającą na celu rzucić wyzwanie Pekinowi na polu handlu, technologii, polityki regionalnej oraz innych obszarów, które przyjdą do głowy prezydentowi USA. Część z tych działań wynika z uzasadnionych obaw. Zazwyczaj jednak działania amerykańskiej administracji były chaotyczne, niezgrabne, nieefektywne i kosztowne dla USA.

Działania te były skrojone raczej po to, aby wywrzeć wrażenie na wyborcach USA, niż po to, aby faktycznie zmienić zachowanie Pekinu. Co więcej, miały raczej zszokować i upokorzyć Pekin – czyli prowokować bez celu. Wszystko to sprawia, że rośnie presja na chińskich przywódców, aby pokazali, że nie dadzą się zastraszyć ani ws. Tajwanu, ani w jakimkolwiek innym obszarze.

Administracja Trumpa twierdzi słusznie, że jej dotychczasowe działania mające na celu umocnienie więzi z Tajwanem, mieszczą się w granicach tradycyjnej polityki jednych Chin. Oznacza to uznanie rządu w Pekinie jako jedynego chińskiego rządu, ale nie oznacza określenia stanowiska ws. niepodległości Tajwanu. Ważne jest, aby takie podejście było kontynuowane nawet jeśli USA chcą budować bliższe powiązania gospodarcze, technologiczne, wojskowe i dyplomatyczne z Tajwanem. Respektowanie status quo ws. suwerenności nie wyklucza na przykład podpisania nowego dwustronnego porozumienia handlowego, tak jak to proponowane przez grupę amerykańskich senatorów. Ale Biały Dom powinien stawiać opór wszelkim próbom ze strony tajwańskich przywódców, aby przekraczać granice oraz sprzeciwiać się bardziej ekstremalnym sugestiom w USA.

Podczas gdy pomysł otwartego zaangażowania się w obronę Wyspy nie jest szalony, to może także więcej problemów stworzyć niż rozwiązać. Chiny postrzegałyby taki krok jak złamanie dotychczasowej polityki. Niektórzy liderzy Tajwanu mogliby wówczas poczuć chęć do bardziej odważnych działań. Co jednak najważniejsze, dopóki USA nie miałyby środków, aby zwyciężyć w takim konflikcie, to zakreśliłyby czerwoną linię w miejscu, gdzie brakowałoby im wiarygodności.

Sojusze i zdolności zamiast prowokacji

Lepsza droga do odstraszania Chin wiedzie przez rozwijanie zdolności i sojusze, przy unikaniu prowokacji. W tym celu USA powinny szybko inwestować w rozwijanie nowych koncepcji operacyjnych i nowych systemów uzbrojenia – w tym w pociski przeciwokrętowe długiego zasięgu, podwodne i naziemne drony, sztuczną inteligencję oraz odporne sieci na polu walki. Wszystko po to, aby zwalczyć asymetryczne przewagi Chin. Pomysł, aby uczynić z Tajwanu „jeżozwierza”, sprzedając Wyspie miny morskie, drony i systemy nadbrzeżnej obrony rakietowej, a nie czołgi i samoloty F-16, jest słuszny. Tajwańscy liderzy powinny także skupić się na ulepszeniu swoich sił rezerwowych, aby odeprzeć jakąkolwiek chińską inwazję.

USA mogą zasygnalizować rozwiązania po cichu, bez bezpośredniego zobowiązywania się do obrony Tajwanu. Odbudowa stosunków z tradycyjnymi sojusznikami Ameryki w Azji jest tu kluczowa. Na dobry początek warto byłoby powstrzymać się od krytykowania ich za stosunki handlowe czy od mówienia, ile powinni zapłacić za stacjonowanie wojsk USA. Rola tych sojuszników w potencjalnym konflikcie USA-Chiny musi być przedyskutowania, dzięki czemu Chiny będą wiedziały, że Ameryka nie jest sama. Waszyngton potrzebuje także sprawdzić inne opcje współpracy w zakresie bezpieczeństwa z partnerami mniej tradycyjnymi, takimi jak Wietnam.

Wreszcie USA powinny szerzej koordynować działania z europejskimi oraz innymi sojusznikami poza regionem – przywracając stare przyjaźnie, tak beztrosko zerwane przez Donalda Trumpa. Świat pod przywództwem USA muszą jasno pokazać Pekinowi, że niesprowokowany atak na Tajwan miałby długotrwałe i głębokie konsekwencje gospodarcze. Chiny uzyskały bardzo dużo dzięki pokojowym stosunkom z innymi krajami – być może więcej niż jakikolwiek inny kraj w historii. Chińscy przywódcy twierdzą, że zapłacą każdą cenę za zjednoczenie swojego narodu. Tymczasem świat powinien grzecznie, ale stanowczo pokazać Pekinowi, jak ta cena byłaby wysoka.