U genezy interwencji amerykańskiej, a później natowskiej w Afganistanie były zamachy terrorystyczne 11 września 2001 r. w USA. Data wycofania sił USA jest więc symboliczna.

"Prezydent USA Joe Biden chce przekazać, że decyzją tą zamyka pewien rozdział. Interwencji w Afganistanie nie można jednoznacznie ocenić jako skutecznej, gdyż Afganistan wciąż jest państwem niestabilnym" - mówi PAP ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) Arkadiusz Legieć.

Na Bidena i każdą poprzednią administrację USA wraz z przedłużaniem się tego niekończącego się konfliktu wrastała coraz większa presja społeczna na to, że utrzymywanie wojsk w Afganistanie nie przynosi realnego efektu. "Kraj ten w dalszym ciągu jest nieustabilizowany i nawet jeśli Amerykanom i ich sojusznikom udało się osiągnąć jakieś efekty cząstkowe, to jednak trwanie w tej interwencji było bezcelowe" - ocenia.

Po co Amerykanie weszli do Afganistanu?

Reklama

Początkowe cele interwencji, a więc zabicie przywódcy Al-Kaidy Osamy bin Ladena, pokonanie i odsunięcie od władzy talibów, czy wprowadzenie całego spektrum reform, które mimo wszystko w państwie afgańskim zaprowadzono w ciągu 20 lat, zostały osiągnięte. Interwencja z wojskowej przerodziła się w misję stabilizacyjną. "To wszystko miało na celu zarówno demokratyzację Afganistanu, wzmocnienie jego instytucji państwowych, ale też poprawę poziomu życia. Pod względem czynników ekonomicznych jednoznaczna ocena jest trudna. Jeżeli spojrzymy zaś na dostęp poszczególnych grup etnicznych we władzy, na partycypację kobiet, w perspektywie groźby powrotu do władzy talibów, prawa te są najbardziej zagrożone" - uważa Legieć.

Jego zdaniem można mieć wątpliwości, czy władza centralna w Kabulu jest ośrodkiem, który po opuszczeniu kraju przez jego zagranicznych sojuszników będzie w stanie samodzielnie utrzymać ten poziom władzy, jaki ma obecnie.

Afganistan, który jest państwem dużym, ale też zróżnicowanym etnicznie, nie jest w pełni pod kontrolą władz w Kabulu. Obecnie ok. połowy kraju jest kontrolowane przez talibów. "Mimo, że są to terytoria wiejskie czy słabo zaludnione, to jednak pokazuje to, że rząd afgański nie jest w stanie efektywnie sprawować władzy nad swoim terytorium. Możemy mieć bardzo realne obawy, że po opuszczeniu Afganistanu przez siły zachodnie, te jego zdolności jeszcze bardziej zostaną ograniczone. I dzieje się to mimo tych wszystkich reform, mimo rozbudowy afgańskich sił zbrojnych i policji" - wskazuje rozmówca PAP.

Co po sobie zostawią międzynarodowe siły?

Według Legiecia to, co udało się osiągnąć przez 20 lat, "może zostać szybko i łatwo zniweczone w obliczu ryzyka wewnętrznej destabilizacji kraju w kontekście zarówno konfliktu między rządem a talibami, jak i innymi mniejszymi grupami terrorystycznymi czy lokalnymi przywódcami plemiennymi, którzy mogą wykorzystać destabilizację Afganistanu, by sprawować władzę nad skrawkiem terytorium, a przez to przyczyniać się do dalszej destabilizacji państwa, co będzie kładło się cieniem na poprzednich 20 latach obecności sił USA i NATO w Afganistanie".

Po wyjściu sił międzynarodowych talibowie nie mają już presji i mogą szykować się nie do transformacji, a do przejęcia władzy w kraju. Zwraca na to uwagę w tekście z początku maja w amerykańskim piśmie "Foreign Affairs" prezydent Afganistanu Aszraf Ghani. "Talibowie muszą odpowiedzieć na kluczowe pytania dotyczące ich wizji Afganistanu. Czy zaakceptują wybory i czy zobowiążą się do przestrzegania praw wszystkich Afgańczyków, w tym dziewcząt, kobiet i mniejszości? - pisze Ghani. - Negatywne odpowiedzi na te pytania zasugerowała ostatnia decyzja talibów o wycofaniu się z konferencji pokojowej, która miała odbyć się w Stambule pod koniec kwietnia. Wygląda na to, że talibom bardziej zależy na władzy niż na pokoju. Jedyną drogą jest porozumienie polityczne i włączenie talibów do społeczeństwa i rządu. Ale piłka jest po ich stronie" - zaznacza.

Ghani zauważa, że decyzja USA o wyjściu z Afganistanu "zaskoczyła talibów i ich patronów w Pakistanie, zmuszając ich do dokonania wyboru. Czy staną się wiarygodnymi partnerami, czy też będą sprzyjać większemu chaosowi i przemocy?". "Jeśli talibowie wybiorą tę drugą drogę, Afgańskie Narodowe Siły Obrony i Bezpieczeństwa (ANDSF) będą z nimi walczyć. A jeśli talibowie nadal nie będą chcieli negocjować, wybiorą grobowy spokój" - przestrzegł prezydent. Ghani jest uważany przez talibów za marionetkę USA.

Co Talibowie zrobią po wyjściu US Army i NATO?

Talibowie jako struktura organizacyjna, jako ruch ewoluowali od lat 90. XX w., ich charakterystyka zmieniła się radykalnie. "W dalszym ciągu jest to ugrupowanie proislamskie, które jeżeli objęłoby władzę, pewnie zredukowałoby prawa kobiet. Aczkolwiek nie jest to już ugrupowanie, które jednoznacznie chce stawiać na związki z organizacjami terrorystycznymi jak Al-Kaida" - zaznacza Legieć. "Talibowie zdają sobie sprawę, że nie mogą ponownie zrobić z Afganistanu +terror-narko państwa+, ponieważ odbije się to na ich wizerunku międzynarodowym i to nie tylko w oczach Zachodu, ale w oczach innych państw zaangażowanych w regionie jak Rosja, Chiny, Indie i Pakistan" - wyjaśnia.

Według Legiecia ostatnie 20 lat unaoczniły talibom, jak poważne strumienie pieniędzy czy wsparcia rozwojowego i humanitarnego mogą płynąć do Afganistanu, jeżeli utrzymuje się poprawne relacje z partnerami zewnętrznymi, z Europy czy z Azji. "I będzie to czynnik, który może łagodzić wizerunkowo potencjał talibów. Ale z drugiej strony, jest to wciąż ugrupowanie, które będzie chciało zdecydowanie zamanifestować swoją pozycję wobec rządu w Kabulu, dlatego potencjalnie istnieje ryzyko konfliktu wewnętrznego" - ocenia ekspert. "Oczywiście, szanse na porozumienie się wciąż istnieją. W dalszym ciągu trwają bowiem rozmowy w różnych formatach, pod auspicjami różnych państw" - dodaje.

Wraz z wycofywaniem się liczącego 2,5 tys. żołnierzy USA kontyngentu i sił innych państw NATO narasta napięcie i walki między siłami rządowymi i talibami. W dwóch ostatnich tygodniach kwietnia talibowie zabili ok. 120 członków sił rządowych i 65 cywilów. Dochodzi też do krwawych zamachów bombowych; na początku maja zginęło w nich ponad 90 osób.

Zdaniem Legiecia nie dojdzie jednak do konfliktu na pełną skalę. "Sami talibowie, mimo, że są ruchem silnym i dysponującym siłami zbrojnymi, żeby przeciwstawić się rządowi w Kabulu, a może nawet i przejąć władzę, to jednak mają ograniczone możliwości działań militarnych. To nie jest ruch, który jest w stanie teraz jednoznacznie rozstrzygnąć ten konflikt na swoją korzyść. Więc to też może być pewien czynnik wzmacniający w talibach bardziej koncyliacyjne podejście niż to z najczarniejszego scenariusza" - podsumowuje rozmówca PAP.

Wojna domowa to tylko potencjalne zagrożenie?

Ten najczarniejszy scenariusz perspektyw dla Afganistanu kreśli w swej analizie Patryk Kugiel z PISM. Według niego w kraju "zwiększa się ryzyko eskalacji wojny domowej, wybuchu kryzysu humanitarnego i nowej fali uchodźców. Administracja centralna zostanie osłabiona, a w armii pogłębią się podziały związane ze zróżnicowaniem etnicznym, plemiennym i politycznym". Jednocześnie - jak wskazuje analityk - liczebność afgańskich sił bezpieczeństwa (ponad 300 tys.) i poziom ich uzbrojenia utrudnią talibom szybkie zajęcie całego kraju. - Przekonanie talibów o zwycięstwie oraz obawy wobec nich wśród mniejszości etnicznych i części społeczeństwa zapowiadają długą wojnę, a nawet możliwość podziału kraju. Alternatywą byłoby nowe wewnątrzafgańskie porozumienie pokojowe i podział władzy. W obu przypadkach pokój możliwy będzie jednak na warunkach talibów, oznaczając koniec obecnego systemu demokratycznego. Nowy ustrój oparty na szariacie przyniesie ograniczenie praw obywatelskich, szczególnie kobiet".

W 2014 r., kiedy Ghani po raz pierwszy objął urząd, 130 tys. sił USA i NATO wycofało się, pozwalając Afgańczykom w pełni kierować sektorem bezpieczeństwa i instytucjami, które pomogli im zbudować jego międzynarodowi partnerzy. "Od tego czasu ANDSF chronią i utrzymują republikę oraz umożliwiły przeprowadzenie dwóch wyborów. Dziś nasz rząd i nasze siły bezpieczeństwa stoją na znacznie silniejszej podstawie niż siedem lat temu i jesteśmy w pełni przygotowani do dalszej służby i obrony naszych obywateli po wycofaniu się wojsk amerykańskich" - zapewnił Ghani na łamach "FA".