Sankcjami objęta zostaje sama instytucja banku, a także trzech jej przedstawicieli. Wśród nich jest Węgier - Imre Laszlóczki, pełniący urząd wiceprezesa MBI. Poza nim na cenzurowanym są także prezes banku Nikołaj Kosov oraz Georgy Potapov – wiceprzewodniczącym rady banku.

Czym jest MBI?

Jest to podmiot powstały jeszcze w latach 70. XX wieku. Współcześnie jest to instytucja finansowa udzielająca średnio- i długoterminowych pożyczek rozwojowych. Jego członkami, poza państwami wchodzącymi w skład byłego ZSRR były niektóre kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Polska zrezygnowała z członkostwa w 2000 r.

W 2019 r. siedziba MBI została przeniesiona na Węgry. Działa on niezależnie od regulacji krajowych i bez jakiegokolwiek nadzoru. Pracownikom MBI przyznano paszporty dyplomatyczne. W opinii analityków, bank jest ściśle powiązany z rosyjskimi służbami. Otwarcie siedziby MBI w centrum Budapesztu zostało uznane za próbę przyciągnięcia do Europy Środkowej „konia trojańskiego”. Jego celem jest budowanie rosyjskich wpływów w regionie.

Po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji na Ukrainę swoje udziały z MBI wycofały (w kolejności podejmowania decyzji) Czechy, Słowacja, Rumunia i Bułgaria. Jedynym państwem członkowskim UE, które pozostaje członkiem MBI – są Węgry. Budapeszt pozostaje także jednym z największych beneficjentów banku. Państwowa spółka energetyczna MVM zaciągnęła jesienią 2020 r. zobowiązanie w wysokości 100 mln euro. Okres kredytowania wynosił 15 lat.

Węgierskie władze aktywnie pomagają MBI w omijaniu sankcji. Rzecz w tym, że każdorazowe wycofanie udziałów przez państwo rezygnujące z członkostwa powoduje zmiany w strukturze właścicielskiej. Jeżeli rosyjski udział przekroczy 50 proc., wówczas bezpośrednio bank obejmą unijne sankcje (obecnie wynosi niespełna 46 proc.). Stąd też Węgry regularnie swój udział zwiększają. Co więcej, zasiadający w Radzie Nadzorczej banku węgierski minister rozwoju gospodarczego, Márton Nagy, zabiegał kilka miesięcy temu w Belgii o odzyskanie dostępu do zamrożonych aktywów MBI.

Dlaczego USA nakładają sankcje?

Przede wszystkim z uwagi na zagrożenie wywiadowcze. Jak mówił w czasie konferencji David Pressman, Pomimo amerykańsko-węgierskiej wymiany informacji, w tym ostrzeżeń o możliwych skutkach działalności MBI w regionie, Węgrzy nie potraktowali zagrożenia ze strony banku jako realnego. Ambasador podkreślał, że współpraca z MBI „finansuje rosyjską machinę wojenną”.

Sankcje nie obejmą zaplecza Orbána

Z perspektywy węgierskich władz sytuacja mogła być o wiele gorsza. Nie spełniły się bowiem wczorajsze (11 kwietnia) doniesienia medialne. Według portalu 444.hu sankcjami miano obłożyć wprost najbliższych współpracowników Viktora Orbána. Już sam fakt zwołania konferencji prasowej przez ambasadora USA jest sytuacją nadzwyczajną. Ma być także jasnym sygnałem dla Węgrów, że USA nie będą bały się podejmować radykalnych kroków na rzecz bezpieczeństwa. Nie ma wątpliwości, że pogłoski, które znalazły się w tekście przygotowanym przez 444.hu musiały pochodzić także ze źródeł amerykańskich. Oznacza to zatem, że ten „kontrolowany przeciek” miał być ostrzeżeniem dla samego zaplecza Viktora Orbána, iż jeżeli nie rozluźni politycznych więzi z Rosją, to Waszyngton sięgnie po radykalne rozwiązania.

Według informacji medialnych Amerykanie nie tolerują tego, że Węgry opóźniają rozszerzenie NATO o Szwecję. Jednocześnie zgoda na rozszerzenie Sojuszu Północnoatlantyckiego o Finlandię także się przeciągała. Waszyngton negatywnie ocenia także tego, że Węgry nie podejmują działań na rzecz zmniejszenia uzależnienia od rosyjskich źródeł energii. Co więcej, według informacji podanych przez węgierski MSZ, uzależnienie to w 2022 r. wzrosło. Kość niezgody stanowi także węgierska propaganda wojenna, która tożsama jest w wielu punktach z tą, którą przygotowuje Kreml.

Reakcją węgierskich władz na konferencję ambasadora Pressmana jest oskarżenie Amerykanów o to, że próbują wywrzeć presję na Węgry, by te „nie opowiadały się dłużej za pokojem, a przeszły na stronę wojny”. Budapeszt od początku prezydentury Joe Bidena negatywnie odnosi się do jego administracji. Węgierskie władze wprost twierdzą, że Amerykanie w dużej mierze ponoszą winę za wybuch wojny. Z kolei szef węgierskiej dyplomacji, Péter Szijjártó mówił, że gdyby prezydentem USA był Donald Trump, do wojny w ogóle by nie doszło. Węgry są jedynym państwem UE, które w takim stopniu popiera byłego prezydenta, licząc na jego reelekcję w przyszłorocznych wyborach w USA.