Uderzenie kryzysu w branżę w latach 2010–2012 było całkiem naturalne i przewidywalne, jednak mało kto był na to gotowy. Na zwyczajny, cykliczny dołek nałożył się niezwykle silny kryzys finansowy i gospodarczy.
Cykl koniunkturalny w lotnictwie trwa dość długo (ok. 6–7 lat) i tak jak w prawie wszystkich branżach rządzony jest przez siły rynkowe. Wzrost popytu przed kryzysem spowodował euforię w prognozowaniu, która napędziła inwestycje w lotniska oraz nowe samoloty. Gdy ukończono lotniska i dostarczono nowe maszyny, podaż zaczęła przewyższać popyt. Spadła rentowność i wpływy, przez co załamały się wszystkie wskaźniki i plany inwestycyjne. To naturalne zjawisko znane z historii zostało spotęgowane przez uderzenie kryzysu globalnego, który łagodną krzywą spadku koniunktury zamienił w krzywą przypominającą piorun uderzający w ziemię.
W latach 2011 i 2012 branżę dotknęły też doświadczenia związane z powstawaniem i padaniem linii lotniczych i biur podróży. Dowiedzieliśmy się też, że prawo nie definiuje pojęcia piramidy finansowej jako przestępstwa, co powoduje, że urzędnicy nie mają praktycznie podstaw do przeciwdziałania.
Można też było zaobserwować skuteczność w kryzysie różnych modeli biznesowych stosowanych w branży:
Reklama
– modelu opartego na niskiej dodatniej marży i niskokosztowym zarządzaniu;
– modelu bazującego na wysokich marżach jednostkowych mających utrzymać wysokokosztowy model zarządzania;
– modelu opartego na ujemnych marżach jednostkowych mających stanowić sposób na szybkie zdobycie udziału w rynku.
Pierwszy przetrwał, choć jest mało spektakularny i nie daje chwały medialnej. W przypadku drugiego nie przewidziano, że w kryzysie nie uda się utrzymać wysokich marż, które mogłyby zaspokoić potrzeby i ambicje wysokokosztowego modelu zarządzania. Firmy korzystające z trzeciego modelu zapomniały, że w kryzysie zdobywanie rynku poprzez dumping cen nie daje trwałego efektu, powodując jedynie bezmyślne tracenie pieniędzy.
Ponadto rok 2012 zakończył się niesamowitą informacją na temat wyników narodowego przewoźnika i potrzeby gigantycznej dotacji ze Skarbu Państwa. Ciekawe, co zamierza rząd, gdyż za pieniądze, o których słyszymy, można by skupić kilku europejskich przewoźników i w ciągu 12 miesięcy zbudować linię lotniczą dysponującą flotą 100 samolotów. Jeśli nas stać na taki wydatek, może lepiej byłoby zainwestować podobne pieniądze w miejsca pracy lub ekspansję polskich przedsiębiorstw w innych branżach.
Reasumując, nie jest wcale tak źle, jak mogłoby się wydawać. Jeśli w 2013 roku nie pojawią się nowe szalone projekty, to polski rynek lotniczy powinien opatrzyć rany i uspokoić emocje. Czego nam wszystkim życzę.