W maju 2015 r. podczas meczu rugby między reprezentacjami Polski i Ukrainy na stadionie Arena Lublin na trybunie pojawiły się dwa banery - w języku polskim i ukraińskim - z wypisanymi hasłami: "Lwów odzyskamy, banderowców ubijemy". Na podstawie zapisów monitoringu i zeznań świadków ustalono trzech mężczyzn, którzy wywiesili napis w języku ukraińskim. Nie udało się ustalić, kto wywiesił napis w języku polskim.

Sąd I instancji uznał, że oskarżeni mężczyźni publicznie nawoływali w ten sposób do nienawiści na tle różnic narodowościowych. 30-letni Marcin K. i 32-letni Paweł T. skazani zostali na kary po 9 miesięcy ograniczenia wolności, a 34-letni Zbigniew W. - na karę 6 miesięcy ograniczenia wolności. Kara ma polegać na wykonywaniu nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne.

Sąd I instancji nakazał też podsądnym zapłacić po 200 zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej oraz zakazał im przebywania na stadionie Arena Lublin w czasie meczów reprezentacji Polski i Ukrainy w czasie objętym karą.

Od tego wyroku odwołali się obrońcy dwóch oskarżonych, Marcina K. i Zbigniewa W. W apelacji podnosili m.in., że oskarżeni jedynie pomagali wywiesić baner na prośbę nieznanych im osób, a jego treści nie rozumieli, gdyż nie znali języka ukraińskiego. Nadto - przekonywała obrona - baner dotyczył banderowców, ludzi kierujących się zbrodniczą ideologią, a nie narodu ukraińskiego. Domagali się uniewinnienia swych klientów.

Reklama

Sąd Okręgowy we wtorek podtrzymał rozstrzygnięcie sądu I instancji o winie oskarżonych. Mieli oni świadomość treści banera, mimo że hasło było wypisane w języku ukraińskim, ponoszą odpowiedzialność za jego wywieszenie – podkreślił przewodniczący składu orzekającego, sędzia Marek Siwek.

"Obok już wisiał baner w języku polskim, a z zeznań świadków wynika, że należało łączyć oba te banery. Po to zostały wywieszone, żeby były komunikatywne, żeby przekazywały pewną informację w obu językach. Przez wielu ludzi tam obecnych oba banery były postrzegane, jako jedna całość" – powiedział sędzia Siwek. Dodał, że jeden z oskarżonych w postępowaniu przygotowawczym wprost przyznał, że baner w języku ukraińskim miał taką samą teść, jak wiszący obok baner w języku polskim.

Ocena ruchu banderowskiego jest oczywista, ale to nie sąd I instancji błędnie utożsamił banderowców z narodem ukraińskim, lecz zrobili to sami oskarżeni – mówił sędzia. Jak dodał, "z żadnego dowodu nie wynika, iżby zwolennicy Stepana Bandery wówczas znajdowali się na trybunach stadionu, można natomiast było zakładać, że będą na tym meczu przedstawiciele narodu ukraińskiego".

"Działanie oskarżonych było skierowane do takich odbiorców, którzy by mogli odczytać w sposób wyraźny treść banera. Nie był to baner, który jedynie nawoływał do nienawiści na tle różnic politycznych, a na tle różnic narodowościowych, z uwagi wadliwego przypisywania cechy sympatyzowania z ruchem banderowców przedstawicielom narodu ukraińskiego, którzy znajdywali się na trybunach" – podkreślił sędzia Siwek.

Sąd odwoławczy utrzymał w mocy karę ograniczenia wolności wobec oskarżonych. Uchylił natomiast – także w stosunku do trzeciego oskarżonego – nakaz zapłaty przez nich pieniędzy na cel społeczny oraz zakaz stadionowy, ponieważ uznał, że sąd I instancji zastosował te środki w oparciu o błędnie przywołane przepisy prawa.

Wyrok sądu odwoławczego jest prawomocny. (PAP)