Prognozy Moody's odzwierciedlają dobre dane z polskiej gospodarki - oceniają ekonomiści w rozmowach z PAP. Zwracają uwagę na oczekiwania większego wzrostu PKB, ale też na ryzyko dla finansów publicznych.

"To jest kolejna prognoza zweryfikowana in plus, jeśli chodzi o PKB, jego dynamikę" - powiedział w rozmowie z PAP Marian Szołucha z Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Dodał, że sytuacja makroekonomiczna naszego kraju uległa w ostatnich miesiącach poprawie, w związku z tym również przewidywania na najbliższą przyszłość są coraz bardziej optymistyczne.

"Poprawiły się dane zwłaszcza dotyczące sprzedaży detalicznej i konsumpcji, dzięki realizowanym w roku 2016 programom prospołecznym rządu. One wzmocniły wydatnie popyt wewnętrzny, czyli siłę nabywczą Polaków. Jeśli dodamy do tego wzrost wynagrodzeń i poprawiającą się sytuację na rynku pracy ze spadającą stopą bezrobocia na czele, to możemy powiedzieć, że właśnie strona popytowa gospodarki jest dzisiaj najważniejszym jej motorem napędowym" - ocenił.

Ekspert zaznaczył, że rok 2017 powinien, i ma w zapowiedziach rządu, być rokiem działań proprzedsiębiorczych. "Czekamy w związku z tym na deregulacje, ułatwienia w zakładaniu i prowadzeniu działalności gospodarczej, co założone jest w planie wicepremiera Morawieckiego - w jego Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Jeśli uda się ją wdrożyć, będziemy mogli z jeszcze większym optymizmem, a przede wszystkim spokojniej spojrzeć na najbliższą przyszłość i mieć poważne przekonanie, że nie zostanie zachwiana równowaga ekonomiczna między zagregowanym popytem i zagregowaną podażą" - podkreślił.

Jak zaznaczył Szołucha, mamy niską inflację, rosnącą produkcję przemysłową, coraz lepsze wskaźniki nie tylko makroekonomiczne, ale także społeczne. "To ważne, bo to właśnie wskaźniki społeczne powinny być celem działań polityki gospodarczej. Mówię o malejącym obszarze ubóstwa, o wzroście urodzeń Polaków, co nieco oddala perspektywę zapaści demograficznej, a wraz z nią problemów z naszym systemem ubezpieczeń społecznych, zwłaszcza emerytur".

Reklama

Według Szołuchy, cieniem na tych dobrych prognozach kładzie się jedynie dynamika inwestycji, która jest ciągle dość słaba. "Wyczekujemy w związku z tym przełomu kwartału II i III, kiedy to spodziewany jest wzrost inwestycji" - powiedział. Wyjaśnił, że aby inwestycje zostały zdynamizowane przede wszystkim musi zostać przyspieszone wydawanie pieniędzy z obecnej perspektywy budżetowej UE. "Muszą zostać uruchomione środki publiczne - po naturalnym okresie przestoju wynikającym ze zmian kadrowych, a w rezultacie też zmian koncepcji funkcjonowania i inwestowania w spółkach Skarbu Państwa. Wreszcie musi zostać uruchomiony prywatny kapitał, którego w Polsce jest coraz więcej, ale wciąż zbyt mało, żeby to on stanowił najważniejszy silnik naszego wzrostu gospodarczego" - ocenił.

Jak wskazał ekspert cele, które powinny być realizowane przez najbliższe miesiące, by zdynamizować "wskaźnik ciągle nie dość silny, którym są inwestycje" to deregulacja, ułatwienia w zakładaniu i prowadzeniu działalności gospodarczej, mniejsze obciążenia fiskalne i parafiskalne pracy, czyli przesunięcia w ciężarach nakładanych na poszczególne rodzaje aktywności gospodarczej oraz dalsza poprawa sposobów funkcjonowania sektora publicznego. "A więc bardziej efektywne zarządzanie spółkami Skarbu Państwa, bardziej +zekonomizowana+ polityka zagraniczna. Jeśli to się uda, będziemy mogli mówić o tym, że przed polską gospodarką jest naprawdę dobra przyszłość. O ile, oczywiście nie nastąpi coś nieoczekiwanego. Myślę tu o zewnętrznych załamaniach albo ryzykach geopolitycznych" - podkreślił.

Według ekonomisty z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego Bartłomieja Bigi nowe prognozy są naturalną konsekwencją ostatnich dobrych danych gospodarczych. "W tym kontekście rząd ma rzeczywiście powody do zadowolenia. Natomiast trzeba też wyraźnie powiedzieć, że ostatnie dobre dane są tylko do pewnego stopnia zasługą rządu. Największy wpływ na nie miała poprawa sytuacji na rynku pracy, co wyniknęło głównie z przyczyn od niego niezależnych" - podkreślił w rozmowie z PAP Biga.

Jak ocenił, dane te pokazują w jak dużym stopniu na polski wzrost gospodarczy wpływają środki unijne, bo - jak podkreślił - "sama nadzieja przełamania impasu w tym zakresie pozwoliła natychmiast skorygować prognozy dotyczące naszego PKB".

Biga wskazał na to, że agencja zauważa też duże ryzyko fiskalne, bo, jego zdaniem, może być bardzo niebezpieczne. "Jeżeli w okresie relatywnie dobrej sytuacji gospodarczej mamy problem z trzymaniem w ryzach deficytu sektora finansów publicznych, to w przypadku światowego znacznego pogorszenia koniunktury możemy stracić całkowicie kontrolę nad naszym zadłużeniem" - podkreślił. I dodał: "Decyzję agencję ratingowej odczytuję jako przekonanie o dobrej perspektywie krótkookresowej, z wyraźnym wskazaniem zaniepokojenia o nasze bezpieczeństwo fiskalne w długim okresie".

Natomiast ekonomista z ING Banku Śląskiego Jakub Rybacki uważa, że najnowsze prognozy Moody's mogą świadczyć o tym, iż agencja ta w maju nie zmieni swojego ratingu dla Polski. Nie należy się także spodziewać zmiany perspektywy z negatywnej do stabilnej.

"Przy takich prognozach makroekonomicznych nie sądzę, żeby agencja zdecydowała się na obniżenie ratingu. Pytanie dotyczy tego, jak długo zasadne będzie utrzymywanie negatywnej perspektywy ratingu w obliczu pozostawania pod kontrolą ścieżki długu i deficytu poniżej progów unijnych" - zwrócił uwagę ekonomista. Jego zdaniem negatywna perspektywa jest sygnałem, że w horyzoncie maksymalnie dwuletnim sytuacja może się pogorszyć. Tymczasem z prognozowanych parametrów wynika, że takie pogorszenie nie nastąpi - jeśli prognozy się spełnią zabraknie argumentów za utrzymaniem negatywnej perspektywy.

"Pewnie agencja będzie chciała zobaczyć, jak na kondycję gospodarki wpłynie obniżenie wieku emerytalnego, co jest zmianą bardzo istotną zarówno dla rynku pracy, jak i finansów publicznych" - powiedział Rybacki. "Jeżeli nic złego się nie będzie działo do drugiego kwartału przyszłego roku, to negatywna perspektywa nie ma uzasadnienia" - dodał.

Rybacki uważa, że prognozy Moody's są zachowawcze, a poprawa w inwestycjach może być sygnałem dla podnoszenia prognoz. Ekonomista spodziewa się bowiem, że w tym roku PKB Polski wzrośnie o 3,8 proc., a w przyszłym roku o 3,7 proc. Natomiast oczekiwania dotyczące deficytu sektora finansów publicznych mówią o zejściu w okolice 2,6-2,7 proc. PKB na koniec tego roku i wzroście do ok. 3 proc. za rok.

Agencja ratingowa Moody's podwyższyła we wtorek prognozę wzrostu PKB Polski w 2017 r. do 3,2 proc. i w 2018 r. do 3,1 proc. Oceniła w raporcie, że deficyt sektora finansów publicznych w tych latach wyniesie 3 proc. PKB. Według Moody's w 2017 r. ciągle istnieje ryzyko pogorszenia sytuacji fiskalnej Polski, a w przypadku niższych od oczekiwań perspektyw dla wzrostu gospodarczego możliwe jest również ryzyko przekroczenia kryterium z Maastricht. "Taki szok mógłby pochodzić z zewnątrz, jak również mógłby wziąć się z dodatkowych kosztów fiskalnych, takich jak wydatki na obniżenie wieku emerytalnego (0,1 proc. PKB w 2017 r.)" - napisano w raporcie.

Najbliższy przegląd ratingu Polski przez Moody's zaplanowano na 12 maja. Według metodologii Moody's rating Polski to "A2/P-1" z perspektywą negatywną.

Resort finansów w przedstawionych w ubiegłym tygodniu założeniach makroekonomicznych zawartych w aktualizacji programu konwergencji przewiduje, że PKB w 2017 r. wzrośnie o 3,6 proc., a w 2018 r. o 3,8 proc. W latach 2019-2020 gospodarka ma rosnąć w tempie 3,9 proc. Założono ponadto, że deficyt sektora finansów publicznych w 2017 r. wyniesie 2,9 proc. PKB, w 2018 r. 2,5 proc. PKB, w 2019 r. 2,0 proc., a rok później 1,2 proc. PKB. Przewidziano ponadto, że w 2017 r. inflacja wyniesie 1,8 proc., w 2018-2019 r. - 2,3 proc., a w 2020 r. wzrost cen przyspieszy do 2,5 proc.