Jest to drugi przetarg na eksploatację złóż ropy od czasu zajęcia Iraku przez Amerykanów w 2003 r. Wygrana stwarza naftowym gigantom ostatnią szansę na pozyskanie miliardów baryłek ropy z łatwo dostępnych złóż. Eksploatacja potrwa bowiem 20 lat.

Na razie zawarto dwa porozumienia: eksploatację pola Manjoon koło Basry wygrało konsorcjum Royal Dutch Shell i malezyjski Petronas (zasoby ok. 12,9 mld baryłek), mniejsze pole Halfaya (4,1 mld baryłek) wygrał chiński koncern CNPC oraz francuski Total i Petronas. W sobotę przetarg ma być dokończony. Do zagospodarowania zastało np. olbrzymie pole East Baghdad.

>>> Czytaj też: "Iracka ropa trafiła w ręce Brytyjczyków i Chińczyków"

- To wielka gra na rynku. Pierwsza i druga runda praktycznie obejmuje wszystkie większe złoża irackie. Trzeciej już bowiem nie będzie - mówi Alex Munton, analityk firmy Wood Mackenzie. Koncerny, które przegrały poprzednio, ostro ruszyły do ataku.

Reklama

Jest wśród nich amerykański Chevron i francuski Total, który skutecznie zawalczył o gigantyczne pole Majnoon. Rosyjski Łukoil dogadał się z amerykańskim ConocoPhillips i zamierza eksploatować drugą część wielkiego pola WestQurna, gdy w I rundzie prawo do jego eksploatacji uzyskały Exxon Mobile i Royal Dutch Shell.
Zarówno Łukoil, jak i Total zabiegały o wydobywanie ropy z tego pola jeszcze za rządów Saddama Husajna. Daje im to przewagę w rozeznaniu złoża, ale i tak czeka je ostra konkurencja ze strony pozostałych 40 uczestników przetargu.

>>> Czytaj też: "Koncerny naftowe wracają do "Krainy Tysiąca i Jednej Nocy""

Poruszenie w kręgach nafciarzy jest obecnie zdecydowanie większe niż podczas konkursu w czerwcu br., gdy zwycięzcą okazał się tylko BP do spółki z chińskim koncernem CNPC. W grę wchodzi jednak spore ryzyko. Sytuacja w Iraku jest wciąż niepewna, na ulicach miast nadal wybuchają bomby-pułapki i giną ludzie. Ponadto brakuje fachowców od eksploatacji złóż.

- Przetarg jest bardziej konkurencyjny niż poprzedni - zapewnia Read Alkadiri, z waszyngtońskiej firmy konsultingowej PFC Energy. – Zagraniczne firmy są teraz bardziej zżyte z władzami irackimi i vice versa. Najważniejsze, że złoża są ogromne i każdy ma szanse je uszczknąć. Zapowiada się zażarta walka - dodaje.

Zmiany w regulaminie zaostrzyły konkurencję. Władze w Bagdadzie położyły np. większy nacisk na opłaty z każdej wydobytej baryłki ropy i uzależniły ich wysokość od poziomu wydobycia, gdy poprzednio była to opłata stała.

>>> Czytaj też: "Irak leży na morzu ropy naftowej"

- To bardzo poważna zmiana - mówi jeden z szefów koncernu naftowego. – Oznacza, że walka rozegra się faktycznie na poziomie opłat dla władz irackich. Myślę, że o rozstrzygnięciu zadecyduje, jak w zawodach sportowych, fotokomórka. Będzie bardzo ciasno na mecie i zawodnicy będą musieli przepychać się - dodaje.

Bagdad żąda ponad 2 dolary opłat za baryłkę, choć złoża są mało zbadane. Ale koncerny naftowe spodziewały się tego i są gotowe walczyć do ostatniej kropli ropy. – Nie sądzę, by zakładały większy zysk niż 2-4 dolary za baryłkę - mówi iracki ekspert naftowy.

Ryzyko mają wkalkulowane. Projekty nowego prawa naftowego zawsze były w Iraku odkładane na przyszłość, z racji politycznych sporów. Obawiano się, że i tak przyszły rząd je zmieni.

Analitycy wskazują, że obecne umowy przetargowe nie zostaną sfinalizowane przed wyborami parlamentarnymi zaplanowanymi na marzec 2010 r. Ale wygrana przetargu ustawi zachodnie koncerny w lepszej pozycji do rokowań z przyszłym rządem.

- Ryzyko prawne jest olbrzymie - przyznaje Samuel Ciszuk, analityk naftowy firmy IHS Global Insight. – W Iraku nie ma prawa własności nieruchomości. Firma jest uzależniona wyłącznie od decyzji rządu. Ale koncerny podejmują ryzyko. Nie kosztuje zbyt wiele. Gdy w grę wchodzi ostatnia wielka ropa na świecie, nie mogą odpuścić - podkreśla.