Już w 1992 roku tzw. Apel Heidelberski ostrzegał przed decyzjami, „za którymi stoją pseudonaukowe argumenty albo fałszywe lub nieistotne informacje”. Mimo wielu podobnych odezw i wystąpień zwolennicy teorii o ludzkim pochodzeniu globalnego ocieplenia zyskali silne wsparcie propagandowe, polityczne oraz przede wszystkim finansowe organizacji lobbystycznych, kreujących w ten sposób popyt na nowe technologie, które bez potężnych subwencji publicznych nie miałyby najmniejszych szans rynkowych zaistnienia w przestrzeni biznesowej.

Uwaga na pseudonaukę

Nie ma w historii chyba bardziej zakłamanej i nieuczciwej intelektualnie dyskusji niż pseudoteorie o wpływie CO2 wytwarzanego przez człowieka. Powinniśmy na ten aspekt nie tylko zwrócić uwagę, ale też wpłynąć na zmianę dotychczasowego, niezrozumiałego stanowiska polskiego rządu, który jak dotąd bezwarunkowo wspierał unijną politykę klimatyczną, mimo że Polska jest krajem, w który ta polityka klimatyczna uderza najbardziej.
Nasza baza paliwowa (ale też i światowa) wskazuje na konieczność uwzględnienia węgla jako bezpiecznego paliwa energetycznego, jednak przez forsowaną przez UE politykę klimatyczną nie będzie to możliwe bez zastosowania technologii CCS, co na dzisiaj, ale również w dającej się przewidzieć przyszłości, wydaje się totalnym humbugiem ekonomicznym. Racjonalne wydaje się w tych uwarunkowaniach stanowisko Polskiej Grupy Energetycznej (PGE), która wyraziła zgodę na realizację projektu CCS w Bełchatowie pod warunkiem zagwarantowania 100-proc. finansowania ze środków zewnętrznych. Zdanie testu rynkowego dzisiaj nie wydaje się jednak prawdopodobne.
Reklama
Przed uruchomieniem elektrowni atomowej nie mamy zatem żadnej uzasadnionej ekonomicznie alternatywy dla budowy elektrowni węglowych. W istniejącym otoczeniu prawnym i regulacyjnym (brak jakichkolwiek podstaw do wyceny uprawnień do emisji CO2 w przyszłości) realizacja projektów nowych mocy w energetyce konwencjonalnej (a tylko taka jest sensowna ekonomicznie i zapewniająca utrzymanie konkurencyjności rodzimych producentów) jest bardzo skomplikowana. Ryzyko rynkowe takich projektów będzie praktycznie niemożliwe do zaakceptowania przez banki, co oznacza, że takie struktury finansowe jak pozabilansowe finansowania projektów (bądź z ograniczonym regresem do sponsorów projektu) będzie bardzo trudno sobie wyobrazić. Przypuszczam, że po zrealizowaniu jednego projektu odtworzeniowego zdolności polskich koncernów energetycznych (może z wyjątkiem PGE, która będzie w stanie w taki sposób zrealizować ze dwa bloki więcej) do zaciągania długu bilansowego też się wyczerpią, ponieważ spowodują istotne pogorszenie ich ratingów wiarygodności kredytowej, a w konsekwencji drastycznie wzrosną koszty tak pozyskiwanego długu. O nowych inwestycjach zwiększających zainstalowane moce systemowe możemy w takich warunkach zapomnieć. Według szacunków prof. Krzysztofa Żmijewskiego wartość inwestycji polskiej energetyki do 2030 roku sięga astronomicznej kwoty wahającej się w przedziale między 265 a 320 mld euro! Doprawdy nikt nie jest w stanie dzisiaj sobie wyobrazić nawet zarysu bardzo ogólnej koncepcji pozyskania tych kapitałów, nawet gdyby udało się zdefiniować optymalną strukturę prawnoregulacyjną rynku energetycznego.
Przy akceptacji unijnej filozofii podejścia do polityki klimatycznej każda podjęta decyzja naszych firm energetycznych w sprawie budowy nowych bloków systemowych będzie zła. Jeśli ceny uprawnień do emisji CO2 wzrosną, to może się okazać, że elektrownie węglowe są najmniej konkurencyjne cenowo, a zniekształcony przez polityków i regulatorów pseudorynek wypchnie ich z gry. Nierealizowanie nowych inwestycji z drugiej strony spowoduje konieczność wyłączeń przestarzałych bloków, których czas dobiegł końca, co wywoła deficyt bilansu energetycznego z katastrofalnymi skutkami dla całej gospodarki. Do takiej sytuacji nie można dopuścić.

Aberracyjny interwencjonizm

Cały rozwój energetyki odnawialnej (energetyka wiatrowa, słoneczna, biopaliwa, fale morskie etc.) funkcjonuje tylko dzięki gigantycznym subsydiom, których zakres nawet trudno jest zdefiniować. Interwencjonizm państwowy w rynek energetyczny jak dotąd wywołał same perturbacje i aberracyjne zachowania graczy nie tylko światowego rynku energetycznego sprzeczne z ideą racjonalności i optymalnej alokacji ograniczonych zasobów kapitałowych. Doświadczenia ze zwiększaniem roli biopaliw w USA w globalnym zużyciu paliw płynnych z 1 do 2 proc., które doprowadziło do potrojenia ceny kukurydzy nie tylko na rynku amerykańskim, ale i światowym, istotnie zmniejszyło i tak niewielką wartość siły nabywczej najbiedniejszego miliarda ludzi żyjących na świecie, żyjących za jednego dolara dziennie. Inne z kolei badania dokonane w Wielkiej Brytanii pokazują, że redukcja emisji CO2 o niewiele ponad 10 proc. spowodowała zwiększenie emisyjności w Indiach o ponad 30 proc., dokąd koncerny angielskie przeniosły część swojej emisjochłonnej produkcji.
A problem emisji gazów cieplarnianych ma podobno charakter globalny, co znaczy, że jej ograniczanie ma sens tylko wtedy, gdy limity emisji CO2 też będą obowiązywać globalnie. Gdyby nawet Unia Europejska razem z USA zgodziły się wdrożyć agresywną politykę ograniczania emisji CO2, mimo że najwięksi emitenci – Chiny, Indie, Brazylia i Rosja tego nie zrobiły, z dużym prawdopodobieństwem wzrosłaby globalna emisja. Przykład Anglii pokazuje racjonalność zachowania wysokoemisyjnego przemysłu, który przeniósłby się z krajów ograniczających emisję do tych, które nie stosują żadnych limitów i regulacji w tym zakresie. Niedawna klęska szczytu klimatycznego w Kopenhadze stawia przed Unią Europejską poważne wyzwania, a dla Polski wyciągnięcie odpowiednich wniosków i sformułowanie właściwego stanowiska ma znaczenie wręcz fundamentalne.

Kosztowne eksperymenty

Nie znaczy to oczywiście, że czysta energia jest gorsza od konwencjonalnej. Wszędzie tam, gdzie sensowne regulacje mogą zapewnić odpowiednie ramy prawne dla rozwoju energetyki odnawialnej, powinniśmy je definiować i skutecznie wprowadzać do naszego systemu prawnego. Dążenie do energetyki czystej i niskoemisyjnej jest postulatem bez wątpienia słusznym. Na niedawnym spotkaniu inauguracyjnym Społecznej Rady Narodowego Programu Redukcji Emisji dobitnie podkreślił to prof. Jerzy Buzek, stwierdzając, iż niezależnie od dalszych losów konferencji kopenhaskiej pakiet klimatyczny w tej czy innej formie pewnie będzie obowiązywał. Z pewnością nie należy go zaostrzać, natomiast i tak daje on wielkie szanse również naszej energetyce, która musi się przekształcać. Polską racją stanu jest skuteczna redukcja emisji bez eliminacji węgla oraz poprawa efektywności energetycznej, co wykazał np. ostatni raport Mc Kinsey. Efektywna energetyka oznacza większą konkurencyjność krajowego przemysłu w skali globalnej. Nie możemy i nie powinniśmy brać na swoje barki kosztów niewątpliwie słusznych, ale mimo wszystko niezweryfikowanych technologicznie i kosztownych eksperymentów, ponieważ nie mogą one być na obecnym etapie pozytywnie zweryfikowane przez rachunek ekonomiczny. Jeśli UE zdecyduje się wspierać CCS swoimi środkami, to leży to niewątpliwie w naszym interesie. Stanowisko Jacka Piekacza, jednoznacznie wykluczające węgiel jako ekologicznie niesłuszne źródło energii w Polsce, nie jest i nie będzie w najbliższych latach odosobnione w dyskusji publicznej o przyszłości naszej energetyki. Polska nie ma jednak żadnego interesu odgrywania roli prekursora w promowaniu ekonomicznie nieuzasadnionych projektów energetycznych opartych na wielce wątpliwych i empirycznie niedowiedzionych założeniach o negatywnym wpływie człowieka na globalne ocieplenie.
Polemika z prezesem Vattenfall Polska
Jacek Piekacz, nowy prezes Vattenfall Polska, w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej (nr 13 z 20 stycznia 2010 r.) obwieścił praktyczny koniec energetyki konwencjonalnej opartej na węglu, jeśli nie będzie ona stosować instalacji CCS (wychwytywania i składowania dwutlenku węgla). Recepta taka dla kraju, którego energetyka oparta jest w 90 proc. na węglu, jest dosyć oryginalna.