Europa po szczycie recesji i przed zapowiadanymi reformami ograniczającymi wydatki budżetowe szykuje się na falę buntów społecznych porównywalnych z majem 1968. Niemal nikt na Starym Kontynencie nie chce rezygnować z dawnego dobrobytu i przywilejów. Ekonomiści przekonują jednak: bez zaciśnięcia pasa Europa może stać się bankrutem.
Wczorajszy strajk w Grecji był najradykalniejszą formą zamanifestowania niechęci do reform w kraju, którego kłopoty zagroziły stabilności w całej strefie euro. Wszystkie loty z i do Aten zostały anulowane, podobnie jak promy na greckie wyspy oraz połączenia kolejowe. W samej stolicy nie działały metro, tramwaje, autobusy. Choć turystyka jest jednym z głównych źródeł dochodu kraju, zamknięto najważniejsze atrakcje kraju, w tym Akropol.

Dwa miliony strajkujących

Pracy nie podjęła przytłaczająca większość pracowników sfery budżetowej. Nie działały szkoły, ministerstwa, poczta i urzędy podatkowe. Poza nagłymi przypadkami nie pracowali również lekarze. Brakowało relacji w mediach ze strajku, bo protestowali też... dziennikarze. Po raz pierwszy, od kiedy w październiku Georgios Papandreu objął władzę, do urzędników przyłączyli się pracownicy prywatnych firm. Dzięki temu w proteście wzięła udział prawie połowa spośród około pięciu milionów zatrudnionych.
Reklama
– Zdajemy sobie sprawę z fatalnej sytuacji finansowej kraju. Ale chcemy, aby ciężar kryzysu został równomiernie rozłożony na wszystkich, a nie tylko najbiedniejszych – przekonuje Jannis Panagopulos, przywódca związków zawodowych sektora prywatnego GSEE. Grekom najbardziej nie podoba się decyzja rządu o zamrożeniu do odwołania wszystkich pensji w sektorze publicznym oraz podwyższeniu do 2015 r. wieku emerytalnego do 63 lat. W kraju, w którym przynajmniej 1/3 gospodarki działa w szarej strefie, wściekłość wywołuje także decyzja o uszczelnieniu systemu podatkowego.
– Zdajemy sobie sprawę, że w obecnej sytuacji finansowej taka akcja strajkowa nie wygląda odpowiedzialnie w oczach opinii światowej. Ale związki zawodowe nie miały wyjścia. Gdyby wobec tak poważnych cięć nie podjęły protestów, straciłyby wiarygodność – mówi DGP Jannis Katsulakos, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomiczno-Handlowego w Atenach.
Fala protestów w Grecji może jednak okazać się zaraźliwa i doprowadzić do największych protestów w Europie od maja 1968 r. – komentuje brytyjski dziennik Independent. We wtorek na ulice Madrytu, Barcelony i Sewilli wyszło kilkadziesiąt tysięcy Hiszpanów, protestując przeciwko planom podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat i ograniczenia wielu programów socjalnych państwa. To wywołuje jeszcze większy niepokój w Brukseli – hiszpańska gospodarka jest pięć razy większa od greckiej i nawet Niemcy, w razie potrzeby, mogłyby nie znaleźć wystarczających środków, aby ją uratować przed bankructwem.

Total, British Airways, Fiat

Równie niespokojnie było wczoraj we Francji, gdzie rozpoczął się strajk pracowników rafinerii, którzy sprzeciwiają się zamknięciu przez koncern Total zakładów w Dunkierce. Jeśli akcja nie zostanie do końca przyszłego tygodnia odwołana, na stacjach benzynowych może zabraknąć paliwa. Pracę wstrzymali także francuscy kontrolerzy lotów, którzy nie chcą, aby w ramach oszczędności został utworzony wspólnie z Niemcami i krajami Beneluksu jeden ośrodek zarządzania ruchem lotniczym.
Do strajku szykuje się też załoga British Airways. 81 proc. związkowców opowiedziało się za protestem, jego data ma być wyznaczona dziś. Poszło o plan oszczędnościowy forsowany przez dyrekcję, ale czarę goryczy przelała decyzja o zredukowaniu z 15 do 14 liczby pracowników obsługujących na lotach długodystansowych pasażerów.
We Włoszech z kolei z powodu kłopotów finansowych Fiat niespodziewanie wstrzymał na dwa tygodnie produkcję swoich samochodów, odsyłając na przymusowy, bezpłatny urlop 30 tys. pracowników. Koncern z Turynu zapowiada kolejne przestoje w nadchodzących miesiącach, bo sprzedaż idzie fatalnie. Obawiający się o pracę Włosi nie chcą teraz inwestować pieniędzy w zakup nowych samochodów.
Rady Sorosa dla Aten i Brukseli
Amerykański finansista i prezes Open Society Institute uważa, że kryzys ujawnił najpoważniejszy słaby punkt strefy euro: pozorną jej jednolitość i konieczność samodzielnego uporania się z recesją przez każdy z krajów strefy. Jednak działania w pojedynkę mogą pogorszyć sytuację i w końcu doprowadzić do rozpadu strefy euro. Soros twierdzi, że jest jednak sposób, by temu zapobiec.
● Euro wymaga nie tylko istnienia banku centralnego, ale też ministerstwa finansów. Gdy systemowi finansowemu grozi załamanie, bank centralny może mu zapewnić płynność, ale z problemem wypłacalności poradzi sobie tylko minister finansów.
● Trzeba wzmóc kontrolę przestrzegania limitów ustanowionych w traktacie z Maastricht. Greckie rządy bezkarnie łamały je przez ostatnie lata, w efekcie deficyt budżetowy sięgnął poziomu 12,7 proc.
● Grecja musi otrzymać pomoc zewnętrzną – bez tego premia za ryzyko w odniesieniu do greckich obligacji państwowych nadal będzie katastrofalnie niska i kraj nie wykaraska się z kłopotów. Bez względu na to, jak dobrą politykę będzie prowadzić.
● Kraje UE zobowiązały się do ochrony stabilności finansowej strefy euro jako całości. Najskuteczniejsza byłaby tu wspólna emisja gwarantowanych oddzielnie obligacji strefy euro, za pomocą których refinansowano by np. 75 proc. wymagalnego zadłużenia Grecji. O sfinansowanie reszty musiałyby zadbać Ateny.