Komu zależy na śmierci euro?

Klasyfikując kraje członkowskie, którym potencjalnie mogłoby zależeć na wyjściu ze strefy euro, trzeba wyróżnić trzy kategorie. Kraje, które chciałyby być „wyrzucone”, kraje słabe ekonomicznie, chcące ratować się na własny rachunek, oraz kraje silne i mające stosunkowo zdrowe finanse lub mocną pozycję na świecie, które nie chcą ponosić kosztów utrzymywania Unii i ratowania innych.

Zbiór krajów pierwszej kategorii chwilowo jest raczej pusty i trudno się spodziewać, by szybko się „zaludnił”. Można więc go pominąć. Niełatwo także wytypować kraje do drugiej kategorii. Oznaczałoby to dla nich bowiem rezygnację z możliwości uzyskania pomocy, choćby za wysoką cenę przyjęcia bolesnych reform. Kraje te miałyby również potężne kłopoty, których koszty byłyby zdecydowanie zbyt wysokie. Dodatkowo musiałyby samodzielnie rozwiązywać niełatwe do wyobrażenia problemy. Determinację takiego kraju można by porównać chyba tylko z kamikadze, a zmusić do tego jakikolwiek rząd mogłyby jedynie potężne, trudne do opanowania protesty społeczne. W praktyce taki kraj skazywałby się na bankructwo i wprowadzenie gospodarki „wojennej” z kartkami na chleb włącznie.

Z tego wszystkiego wynika, że stosunkowo najbardziej „realny” byłby scenariusz wystąpienia ze strefy euro kraju lub krajów, odgrywających w niej pierwszoplanową rolę lub kraju mniejszego o stosunkowo zdrowych finansach. W pierwszej „podgrupie” znajdują się jedynie Niemcy i Francja. Z obserwacji reakcji na grecki kryzys można wyciągnąć wniosek, że „dość” może mieć zarówno niemieckie społeczeństwo, jak i spora część polityków. Decyzja taka zmieniałaby jednak „losy świata” i jest mało prawdopodobne, by w obecnych warunkach ktokolwiek wziął na siebie taką odpowiedzialność. Bez Niemiec strefa euro przestałaby istnieć. Francja być może byłaby skłonna przejąć rolę lidera, jednak nie jest do tego przygotowana i raczej „nie stać” jej na to z finansowego punktu widzenia.

Reklama

Drugi scenariusz to opuszczenie strefy euro przez któryś z mniejszych krajów o zdrowych finansach i niewielkim zadłużeniu. To krótka lista o dość zaskakującym składzie. Obok Finlandii, Luksemburga i Cypru, być może Holandii (z długiem publicznym sięgającym według prognoz Komisji Europejskiej 65,6 proc PKB) oraz Austrii (dług prawie 74 proc. PKB), znalazłyby się na niej Słowacja i Słowenia, będące pod względem zadłużenia wzorem dla całej strefy euro, a także kraje o najkrótszym stażu w tym gronie.

Euro za duże i za stare, by upaść

Choć euro ma zaledwie 11 lat, a więc jest jedną z najmłodszych walut świata, to jednak jest swego rodzaju zwieńczeniem gigantycznego, trwającego od kilkudziesięciu lat projektu ekonomicznego i politycznego. Trudno zakładać, że idea, tworzona i realizowana konsekwentnie przez tyle lat, upadnie z powodu kryzysu, choćby nawet największego od wielu lat. Tym bardziej, że stałoby się to z powodu Grecji.

Teza o możliwości wyjścia Niemiec z unii walutowej wydaje się najmniej prawdopodobnym scenariuszem. To właśnie Niemcy wniosły największy wkład w budowanie wspólnoty, także wkład finansowy. Jest wielce wątpliwe, że spiszą te pieniądze na straty. Wydaje się, że koszty wynikające z rozpadu strefy euro byłyby znacznie wyższe, a konsekwencje nieodwracalne.

Gospodarka Unii jest drugą pod względem wielkości na świecie po Stanach Zjednoczonych. Z wielu względów trudno o bezpośrednie ich porównywanie, ale można przypuszczać, że skoro przy zadłużeniu sięgającym 12 bilionów dolarów, USA „raczej” przetrwają, to strefa euro także ma duże szanse i to przy znacznie mniejszym obciążeniu. Deficyt budżetowy całej strefy euro ma wynieść w tym roku 6 proc. PKB, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych przekroczy 10 proc.

ikona lupy />
Roman Przasnyski, Główny Analityk Gold Finance / Inne