Największy orzech do zgryzienia mają Amerykanie. Nie zdążyli nacieszyć się uratowaniem banków i GM, a już przyszedł czas na budżety stanowe, które nie wytrzymały przeciągającego się kryzysu. Prezydent Obama podpisał niedawno ustawę o pomocy stanom, na mocy której otrzymają 26 mld dolarów. Na tym się nie skończy. Sama tylko Kalifornia ma dziurę budżetową większą od tej kwoty. Gubernator Arnold Schwarzenegger, nieraz grający w filmach role stróżów prawa, by obniżyć koszty, zdecydował się nawet na wypuszczenie na wolność przestępców. W innych stanach jest niewiele lepiej. Ich łączny deficyt wyniósł w tym roku księgowym, kończącym się w czerwcu, 89 mld dolarów. Lokalni politycy nie chcą się narazić wyborcom i radykalnie ściąć wydatków (skąd my to znamy?). Także amerykańskie miasta jak Nowy Jork, Chicago czy Los Angeles toną w długach, a kalifornijskie Vallejo złożyło nawet wniosek o upadłość. To samo chciało zrobić Los Angeles, ale władze stanowe nie zgodziły się na takie zrzucenie problemu na innych.
Niestety, problem dotyczy też władz samorządowych w Europie. Agencja Moody's obniżyła w lipcu ratingi kredytowe pięciu hiszpańskich regionów: Madrytu, Kastylii, Extremadury i Murcii. Uznała, że ich zadłużenie zaczyna wyrywać się spod kontroli.
To może przynajmniej rządzone żelazną ręką Chiny mogą być wzorcem z niewielkim długiem publicznym sięgającym 22 proc. PKB? Nic bardziej błędnego. Gdyby tamtejsi statystycy uwzględnili zadłużające się na potęgę samorządy, byłby on cztery razy większy i równy amerykańskiemu. I dalej szybko rośnie. Choć prawo zakazuje lokalnym władzom pożyczania w bankach, obchodzą to, tworząc skomplikowane wehikuły finansowe.
W Polsce restrykcje związane z zadłużaniem się (gmina nie można wydawać na obsługę długu więcej niż 15 proc. dochodów) też można obchodzić, wykorzystując np. leasing. Łączny dług polskich samorządów wzrósł w 2009 r. aż o 40 proc., do 40 mld zł, głównie ze względu na wkład własny do inwestycji współfinansowanych przez UE. Warszawa jest winna wierzycielom 4,2 mld zł, co może się wydawać niezbyt szokujące w porównaniu z Berlinem (60 mld euro), ale to aż połowa rocznych dochodów miasta. Polską Kalifornią jest Mazowsze, które za sprawą przepisu zwanego janosikowym musi przekazywać ponad połowę dochodów regionom biedniejszym. Nawet Schwarzenegger by tego nie udźwignął.
Reklama