O losie „Britanniki” zadecydowała spadająca sprzedaż jej papierowych egzemplarzy. Jak zaznacza szef wydawnictwa Jorge Cauz, większość dochodów firmy o tej samej nazwie od lat pochodzi z działalności w sieci. Na elektroniczną sprzedaż dostępu do encyklopedii i innych produktów edukacyjnych przypadnie 85 proc. tegorocznych zysków firmy.
Komplet tomów „Britanniki” przez stulecia uchodził za symbol luksusu. Te czasy minęły. Z ostatniego papierowego wydania encyklopedii sprzed dwóch lat sprzedano 2/3 nakładu. Nic dziwnego, skoro za 32 tomy należy zapłacić 1400 dol., podczas gdy dostęp internetowy do encyklopedii kosztuje 70 dol. rocznie. – Zamieniliśmy papierowego dolara na wirtualnego centa – opowiadał Jorge Cauz w wywiadzie dla dziennika „Financial Times”. Strony internetowe wydawnictwa odwiedza pół miliarda osób rocznie.
Tradycyjne wydanie encyklopedii straciło na popularności właśnie po upowszechnieniu internetu. Rozwój sieci zmienił priorytety czytelników. Bardziej od jakości informacji liczy się łatwość dotarcia do niej. W ten trend wstrzeliła się działająca od 11 lat Wikipedia. Stała się znaczącym – bo darmowym – źródłem wiedzy. Podczas gdy „Britannica” mieści 120 tys. artykułów, wszystkie wersje językowe Wikipedii zawierają ponad 20 mln haseł.
Reklama
„Britannica” straciła też swoją główną przewagę, jaką była tradycyjnie wysoka jakość informacji zawartych w encyklopedii. Artykuły dla „Britanniki” pisali czołowi naukowcy i politycy, m.in. nobliści Maria Skłodowska i Albert Einstein czy były prezydent USA Bill Clinton. Jednak choć autorami artykułów w Wikipedii są zwykli internauci, liczba błędów w obydwu encyklopediach jest porównywalna. Według badań przeprowadzonych na zlecenie renomowanego pisma „Nature”, Wikipedia ma średnio 3,9 pomyłki bądź stwierdzenia mogące wprowadzić w błąd na artykuł, a „Britannica” – o jedną mniej. W poważnych błędach odnotowano remis 4:4 na 42 sprawdzone teksty.
Swego czasu brytyjska encyklopedia uratowała życie słynnemu podróżnikowi Ernestowi Shackletonowi. Podczas jednej z nieudanych ekspedycji na biegun południowy wykorzystał on zabraną ze sobą lekturę na opał. – Z internetem tak się nie da – zauważa z wyraźną nutką nostalgii publicysta Arnold Jacobs, który – jak sam twierdzi – przeczytał wszystkie 32 tomy „Britanniki” od deski do deski.