Wytwórcy chcą w ten sposób uniezależnić się od sieci handlowych, które żądają dostaw na coraz mniej korzystnych warunkach.

– Do tego dochodzi niepewność. Kontrakt z sieciami super- czy hipermarketów trzeba odnawiać co roku. Istnieje więc duże ryzyko, że nie zostanie on przedłużony – tłumaczy Stefan Putka, współwłaściciel Piekarni-Cukierni Putka, która ma 40 własnych sklepów.
Dlatego, jak dodaje, jego firma dąży do sprzedaży jak największej części swojej produkcji przez własne sklepy.
Reklama
– Obecnie odpowiadają one za 30-35 proc. rocznego obrotu. Tymczasem chcielibyśmy, aby taki właśnie udział miały sieci, z którymi współpracujemy. Aby zwiększyć udział sieci własnej, w tym roku otwieramy jeden własny sklep miesięcznie – dodaje Stefan Putka, który jednocześnie deklaruje, że firma wyda w tym roku na inwestycje około 10 mln zł.
Na firmowe sklepy stawiają też inne piekarnie, na przykład Gorąco Polecam Nowakowski, Spółdzielnia Piekarsko-Ciastkarska z Warszawy czy Zakłady Piekarskie „Oskroba”. Każda z tych firm ogłasza, że szuka lokali, w których mogłyby powstać sklepy pod ich logo.
– Od tego roku zdecydowaliśmy się przyspieszyć rozwój do dwóch sklepów miesięcznie. W zeszłym roku otwieraliśmy jedną placówkę w miesiącu – tłumaczy Maciej Marciniuk ze Spółdzielni Piekarsko-Ciastkarskiej, której sieć liczy obecnie 37 placówek.
Ale nie tylko branża piekarniczo-cukiernicza ma dość dyktatu sieci handlowych. Ze współpracy z nimi zadowolonych jest coraz mniej też producentów mięsa i wędlin czy ryb. Oni również zapowiadają w tym roku umocnienie swoich udziałów w rynku detalicznym. Zakład Mięsny Lenarcik chce do końca roku otwierać jeden sklep w miesiącu. W zeszłym roku wzbogacił się o 7 placówek i dziś ma ich 63. Zakład Mięsny Wierzejki, mający 106 własnych sklepów, planuje otworzyć przynajmniej 15 nowych, a Zakłady Mięsne Sobkowiak, które zarządzają 150 punktami – kolejnych 25.
W przypadku każdej z tych sieci oznacza to kilkumilionowe inwestycje, bo na otwarcie jednej placówki trzeba przynajmniej 100-150 tys. zł.
– Stawiamy na firmowe jednostki, bo tylko dzięki nim możemy zaoferować pełną gamę wyrobów, do tego o wysokiej jakości – tłumaczy Wiesław Żydzik z ZM Sobkowiak, która obecnie już tylko nieznaczny procent towarów sprzedaje poprzez sieci handlowe.
Producenci przyznają też, że własna sieć gwarantuje im lepsze zyski.
W sieciach zewnętrznych na swoim produkcie są w stanie wypracować najwyżej kilkuprocentowe marże.
– W firmowych placówkach możliwy jest narzut 20–25 proc. Łatwiej jest też przewidzieć straty, które generuje niesprzedany towar – dodaje Stefan Putka.
81,7 tys. liczba działających sklepów ogólnospożywczych
27 tys. sklepów specjalizuje się w sprzedaży produktów z jednej kategorii
25 proc. to marże osiągane przez producentów w firmowych placówkach