W Polsce poziom cen ciepła zależy od poziomu uzasadnionych kosztów produkcji i wymaga zatwierdzenia przez Urząd Regulacji Energetyki (URE). Urząd chroni użytkowników końcowych przed nadmiernym wzrostem cen. Głównym narzędziem regulacyjnym jest określanie poziomu zwrotu z zainwestowanego przez producentów ciepła kapitału.
– Wzrost cen za ciepło jest też skutkiem wprowadzania w życie nowych przepisów prawnych, które stawiają przed branżą ciepłowniczą coraz większe wymagania ekologiczne – wskazuje Jacek Szymczak, prezes zarządu Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.
Producenci ciepła stosujący kogenerację mogą proponować ceny referencyjne, które są uzależnione od rodzaju stosowanego paliwa i średniej ceny produkcji w ciepłowniach. W takich przypadkach producenci są zwolnieni z obowiązku przedstawiania we wniosku taryfowym URE szczegółowej kalkulacji kosztów produkcji ciepła.
Reklama

Rynek i infrastruktura

Choć w Finlandii i Szwecji nie ma centralnego urzędu, który regulowałby ceny i chronił odbiorców przed nieuzasadnionymi podwyżkami ceny ciepła są tam relatywnie niższe, biorąc pod uwagę parytety siły nabywczej.
– Okazuje się, że ceny kształtowane w sposób rynkowy mogą być satysfakcjonujące zarówno dla producentów, jak i dystrybutorów oraz użytkowników końcowych – zauważa Kalle-Erkki Penttila, dyrektor ds. inwestycji w Fortum Power and Heat Polska. – Właściciele sieci ciepłowniczej, ustalając ceny ciepła, biorą pod uwagę ich konkurencyjność. Klienci mogą bowiem odłączyć się i skorzystać ze źródeł alternatywnych, np. z pomp ciepła. Dlatego istotnym czynnikiem kształtującym ceny ciepła są koszty instalacji takich pomp i ceny prądu potrzebnego do ich pracy. W Finlandii i Szwecji to wolny rynek reguluje ceny, a urzędy państwowe dbają jedynie o to, by w wymiarze lokalnym nie powstawały monopole – dodaje.
Jednak główna różnica między rynkami ciepła systemowego w Polsce a z drugiej strony w Szwecji i Finlandii uwidacznia się przede wszystkim w stanie infrastruktury. Sieci ciepłownicze w Polsce są na ogół mocno już wyeksploatowane i wymagają gruntownej modernizacji.
– Alarmujące wypowiedzi o postępującej dekapitalizacji majątku koncesjonowanych firm branży ciepłowniczej w Polsce są uzasadnione – przyznaje Jacek Szymczak.
O wiele lepiej prezentują się sieci ciepłownicze w krajach nordyckich, gdzie nie ma potrzeby dokonywania w nie większych inwestycji. Większa ich część nie wymaga modernizacji.
– Inwestycje firm ciepłowniczych w Skandynawii mają głównie na celu optymalizację kosztów i zwiększenie efektywności ekonomicznej przez produkcję ciepła i prądu w skojarzeniu, systemy automatycznego pomiaru zużycia ciepła i doskonalenie pracy węzłów ciepłowniczych, poprawę parametrów przepływu wody w sieci i utrzymania jej temperatury, a także oferowanie nowych produktów, np. chłodu – wylicza Kalle-Erkki Penttila.

Inwestorzy branżowi

Większość sieci ciepłowniczych w Polsce należy do lokalnych samorządów. W związku ze znaczną liczbą zadań, jakimi obarczone są lokalne władze często nie są one zdolne pozwolić sobie na znaczące inwestycje w modernizację i usprawnianie sieci ciepłowniczych. Taka sytuacja dodatkowo utrudnia zaprojektowanie i stopniową realizację niezbędnych inwestycji odtworzeniowych.
– Prywatyzacja nie jest celem samym w sobie. Stanowi jednak jedną z metod zdobycia środków, których nie może uzyskać w innych sposób. Jeśli samorząd pozyska przy tym wiedzę branżową i rozsądną część środków z prywatyzacji przeznaczy na rozwój firmy to taka zmiana struktury właścicielskiej może być dla ciepłownictwa korzystna – uważa Jacek Szymczak.
Rynki ciepłownicze w Finlandii i Szwecji tym też się różnią od rynku polskiego, że w większym stopniu są tam obecni inwestorzy branżowi, którzy mają długoletnie doświadczenie w produkcji i dystrybucji ciepła. Angażują się we współpracę z samorządami licząc na realizację długoterminowych inwestycji. To zapewnia im stabilną działalność na rynku, bez względu na zmiany otoczenia. Z reguły tworzą spółki, w których dzielą udziały z samorządami, np. w Sztokholmie miejska sieć ciepłownicza w 50 proc. należy do miasta, a drugie 50 proc. do Fortum; podobnie jest w fińskim mieście Riihimaki.

Inwestycyjny impas

Polski rynek ciepłownictwa i energetyki wciąż jest uważany przez zagranicznych inwestorów za atrakcyjny i stwarzający możliwości do rozwoju, np. fiński koncern Fortum działa na polskim rynku już od 10 lat i w tym czasie zainwestował ok. 1,2 mld zł w produkcję, dystrybucję i sprzedaż zarówno energii elektrycznej, jak i cieplnej.
– Obecna sytuacja legislacyjna nie sprzyja pogłębianiu naszego zaangażowania inwestycyjnego w Polsce. Dlatego wstrzymujemy się z decyzjami dotyczącymi dalszych inwestycji w kogenerację – przyznaje Kalle – Erkki Penttila. – Dużo zależy od otoczenia regulacyjnego. Przyjęcie długoterminowej strategii rozwoju energetyki i ustalenie takich rozwiązań prawnych, które zapewnią stabilny system wsparcia dla kogeneracji czy OZE, będą sprzyjać podejmowaniu przez nas kolejnych decyzji inwestycyjnych – podkreśla.