Odpowiednio dobrana polisa zabezpieczy nie tylko nasz sprzęt, ale też nas samych. Gdybyśmy bowiem złamali na nartach nogę, koszty transportu i zabiegów liczone są w tysiącach złotych. Pewna polska turystka, która w ubiegłym sezonie doznała kontuzji na włoskiej nartostradzie i musiała zostać przetransportowana helikopterem do szpitala, zapłaciła za tę przyjemność 19 tys. zł. Kolejne 20 tys. zł kosztowało leczenie w szpitalu i 9,5 tys. zł odtransportowanie jej do kraju. Specjaliści zaznaczają jednak, że leczenie skomplikowanego złamania potrafi kosztować nawet 90 tys. zł.

Jeśli nie posiadamy odpowiedniego ubezpieczenia, tani z założenia wyjazd przekształca się w kosztowną, w dodatku niepozbawioną cierpienia przygodą. Warto więc wyszukać – najwygodniej w internecie – dostępne na rynku polisy i określić swoje oczekiwania co do zdarzeń, za jakie ewentualnie będzie musiał zapłacić ubezpieczyciel. Następnie wybrać sumy, do jakich chcemy się ubezpieczyć i już za 60-100 zł staniemy się posiadaczem polisy chroniącej od niepożądanych wydatków.

– Ubezpieczenie zawsze należy posiadać, nawet bowiem jeśli nasze umiejętności jazdy na nartach są ponadprzeciętne, to nie ma pewności, że kontuzji nie spowoduje inny, mniej doświadczony narciarz – wyjaśnia Tomasz Brożyna, dyrektor sprzedaży i marketingu w Mondial Assistance.

>>> Czytaj też: Wojna cenowa na rynku ubezpieczeń przeniosła się na agentów

Reklama

Brożyna zaznacza przy tym, że nawet posiadając ważną kartę EKUZ nie zawsze możemy czuć się bezpiecznie. – W lutym tego roku w Austrii turysta z Polski uległ na trasie zjazdowej wypadkowi, łamiąc rękę i nogę – wspomina dyrektor. – W miejscowym szpitalu poddano go koniecznej operacji, pobyt trwał 14 dni. Pechowiec posiadał ważną kartę EKUZ – Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, wydawaną bezpłatnie w oddziałach NFZ – która pozwoliła na pokrycie kosztów leczenia. Nie objęła jednak kosztów transportu medycznego – dodaje.
Tymczasem okazało się, że narciarza trzeba było zabrać helikopterem ze stoku do szpitala, karetką ze szpitala na lotnisko, a potem specjalnym transportem lotniczym w pozycji leżącej do Warszawy. Na tym się nie skończyło – potrzebna była jeszcze karetka z lotniska w stolicy do szpitala w mieście zamieszkania. Po dodaniu kosztów przelotu i noclegu pielęgniarza, którego asysta była konieczna podczas powrotu, całość kosztowała 50 tys. złotych.

Eksperci od turystycznych ubezpieczeń przypominają, że NFZ w ramach karty EKUZ płaci tylko za podstawową pomoc zagranicą. – Możemy się nią posłużyć w sytuacji nagłej – i jak wyjaśnia na swych stronach NFZ – „w zakresie niezbędnym z przyczyn medycznych, biorąc pod uwagę charakter świadczeń oraz przewidywany czas pobytu w kraju UE”. Tak naprawdę oznacza to więc, że karta EKUZ obejmuje wyłącznie świadczenia dostępne nieodpłatnie na terenie danego kraju w placówkach mających umowę z tamtejszą kasą chorych (odpowiednikiem NFZ). Wprawdzie od 25 października w UE działa dyrektywa o transgranicznej opiece medycznej, pozwalająca nie tylko na nagłe, ale też planowane zabiegi, ale w Polsce brakuje na razie przepisów wykonawczych, które regulowałyby sposób rozliczenia się z takiego zabiegu. Rzecznik Praw Obywatelskich i niektórzy prawnicy uważają, że odzyskanie kosztów będzie możliwe bez polskiej ustawy, a resort zdrowia jest sceptyczny.

– Z naszych badań wynika, że aż 42 proc. Polaków nie kupuje ubezpieczeń, gdy wyjeżdża zagranicę, choć z roku na rok zauważamy większe zainteresowanie i rosnącą świadomość zagrożeń związanych z uprawianiem sportów zimowych bez odpowiedniej polisy – tłumaczy Brożyna. – Wciąż jednak daleko nam do standardów krajów alpejskich. Przeciętny Niemiec czy Francuz bez ubezpieczenia niemal nie wejdzie na stok – dodaje.

Alpejskie kraje to także miejsca, gdzie pomocy poszkodowanym Polakom udzielano najczęściej: Włochy 38 proc. przypadków, Austria 32 proc., Francja 15 proc.; poza tym Czechy 9 proc. i Słowacja 6 proc. (dane Mondial Assistance od 12.2012 do 03.2013). Najczęstsze urazy to naciągnięcia lub zerwania więzadeł i ścięgien oraz złamania kończyn dolnych i górnych. To kontuzje typowo narciarskie. Niestety wiele z nich to skomplikowane przypadki, a doprowadzenie nogi do pełnej sprawności po zerwaniu więzadła krzyżowego lub ścięgna Achillesa to duża sztuka.

>>> Polecamy: Dopłacanie do leczenia: nielegalny lepszy standard