Od początku roku notowania kawy na giełdach poszły w górę o prawie 75 proc. Od giełdy do sklepu droga jednak daleka i nie taka prosta. Susza nie będzie trwać wiecznie, a i na giełdach ostatnio trochę taniej, więc jest nadzieja, że budżet kawosza za bardzo nie ucierpi. Tym bardziej, że udział surowca w cenie napoju nie jest zbyt wysoki.

Ceny kawy na giełdach zaczęły rosnąć w listopadzie ubiegłego roku. Początkowo niezbyt gwałtownie. W ciągu kilku tygodni, do pierwszych dni 2014 r. poszły w górę ze 100 do 120 centów za funt, czyli 0,45 kg. Pod koniec kwietnia notowania dotarły do prawie 215 centów, a więc w ciągu sześciu miesięcy skoczyły o ponad 100 proc. Następne miesiące przyniosły spadkową korektę tej dynamicznej zwyżki. W połowie lipca surowiec był tańszy o prawie jedną czwartą niż w czasie kwietniowego szczytu. Kolejna fala wzrostów ponownie doprowadziła notowania do około 200 centów, ale od początku września kawa znów tanieje i to coraz bardziej dynamicznie, 10 września spadek kontraktów sięgnął 5,5 proc., a cena dotarła do 180 centów za funt.

Ta zwiększająca się zmienność notowań wskazuje, że susza już tak bardzo nie straszy, a w grę o giełdowe ceny wchodzą inne czynniki, także te spekulacyjne. Rynki towarowe są oczywiście pewnym wyznacznikiem faktycznych sił popytu i podaży surowców, ale także areną, na której handluje się bardziej ryzykiem zmian cen niż rzeczywistym towarem. Plantatorzy, chcący zabezpieczyć swoje przyszłe zbiory przed spadkiem cen zawierają transakcje terminowe na sprzedaż po określonym kursie.

Ale do tego potrzebna jest druga strona, która liczy, że notowania kawy pójdą w górę. Ta druga strona to zwykle inwestorzy finansowi, którzy wcale kawy nie chcą kupować, lecz zarabiać na różnicach cen. Czasem dochodzi więc do sytuacji, w których o cenach nie decyduje z jednej strony apetyt na kawę, a z drugiej wielkość zbiorów surowca, czyli popyt i podaż.

Reklama

Dla końcowego odbiorcy, czyli konsumenta kawy, znaczenie mają nie krótkoterminowe wahania notowań na giełdach, nawet jeśli są gwałtowne, lecz wieloletnie tendencje o trwałym charakterze. A i one nie przekładają się w prosty i bezpośredni sposób na ceny detaliczne, czy płacone w kawiarni. Przykładem takiej długotrwałej tendencji była trwająca od końca 2001 do połowy 2011 r. zwyżka cen na giełdach. W jej wyniku surowiec zdrożał z zaledwie około 45 do ponad 300 centów za funt. W żadnym razie nie oznaczało to jednak wzrostu cen detalicznych o 500 czy 800 procent w ciągu tych dziesięciu lat kawowej hossy na giełdach.

Mechanizmem buforującym w znacznym stopniu wpływ wahań cen surowca na ceny płacone przez konsumentów jest długi łańcuch dzielący plantatora od końcowego odbiorcy, składający się z eksporterów, importerów, hurtowników, zakładów przetwarzających surowiec w gotowy produkt, dystrybutorów i sprzedawców detalicznych. Każde z jego ogniw ma swój udział w tym procesie, kalkuluje koszty i marże w oparciu o wiele czynników, uwzględniając także elastyczność popytu. W efekcie udział ceny surowca w cenie detalicznej kawy nie jest wcale dominujący. Dla przykładu, koszt kawy w filiżance espresso w kawiarni można szacować na kilkadziesiąt groszy (od 10 do 20 proc. ceny).

Z ceny płaconej przez klienta, sięgającej przeciętnie 5-10 zł, pokryć trzeba koszty czynszu, personelu, wyposażenia, eksploatacji lokalu itp. Nawet więc jeśli cena hurtowa kawy podskoczy o 50 proc., za filiżankę napoju nie zapłacimy automatycznie proporcjonalnie więcej. Podobnie jak w sklepie. Do tego dodać trzeba także bowiem konkurencję oraz zmniejszające się wraz ze wzrostem cen apetyty konsumentów.

>>> Czytaj też: Polska energetycznie zdywersyfikowana. Dostawy gazu bez zakłóceń