To było tak. Dawno, dawno temu byłem szefem zespołu, a właściwie zespoliku, który przygotowywał różne rankingi i zestawienia, w tym listy największych polskich przedsiębiorstw.
Było to bardzo interesujące zajęcie, które miło wspominam. Efektem ubocznym jest to, że do dziś, gdy przejeżdżam przez różne miejscowości w Polsce, jak z rękawa rzucam nazwami dużych i średnich firm, które mają tam siedzibę, czym się zajmują i kto jest ich właścicielem.
Jak ranking, to jakaś nagroda, która towarzyszy jego publikacji. Jak nagroda, to kryteria. A jednym z kryteriów była efektywność zatrudnienia. Na przykład przychody w przeliczeniu na jednego pracownika. I tu moje pierwsze zdziwienie. Jedna z firm ubezpieczeniowych miała wszystkie wskaźniki na obywatela trzykrotnie wyższe od pozostałych w branży. Zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, i od czasu do czasu podpytywałem znajomych pracujących w ubezpieczeniach. Okazało się, że sprzedający polisy nie byli pracownikami tej firmy, tylko prowadzili własną działalność gospodarczą. Dziś jest to zjawisko powszechne, ale kilkanaście lat temu tak nie było.
Im bardziej malała liczba zatrudnionych, tym bardziej te wskaźniki wzrastały. To wie każdy: kiedy mianownik maleje, wskaźnik rośnie. Więc pytanie trudniejsze: jak bardzo ten mianownik może zmaleć? Okazuje się, że tak bardzo, iż wskaźnik staje się niepoliczalny. W jednostkowych sprawozdaniach rocznych za 2015 r. w przypadku 58 spółek nie wykazano ani jednego pracownika.
I to mogę zrozumieć. Te firmy są spółkami matkami i posiadają podmioty zależne, które prowadzą działalność operacyjną. Wystarczy sprawdzić zatrudnienie w grupie kapitałowej. Okazało się, że w dziewięciu spółkach nie zatrudniono nikogo na etacie w całej grupie kapitałowej.
Reklama
Czy to oznacza, że te spółki nie mają pracowników? Część z nich z pewnością nie. Bo znajdują się w trudnej sytuacji finansowej, bo są wydmuszką zawieszoną między jedną zmianą nazwy i profilu działalności a drugą, bo – a takie też są na tej liście – są spółkami zarządzającymi aktywami. Zostawmy teraz te firmy. Będzie można zająć się nimi w kolejnych tygodniach, opisując w felietonach co ciekawsze ich zmagania z rynkiem kapitałowym.
Dodatkową trudność w tej analizie stwarza definicja słowa „pracownik” w obecnej rzeczywistości gospodarczej. Spółki podają informację o liczbie pracowników, ale różnie to definiują. Jak wiemy, mogą zatrudniać pracowników etatowych, zawierać umowy-zlecenia, zamawiać wykonanie różnych dzieł oraz podpisywać umowy o współpracy z jednoosobowymi firmami. A to nie są wszystkie rozwiązania. Pamiętam, jak podpisałem kiedyś umowę z fotografem, który co miesiąc wystawiał faktury za swoje usługi jako... spółka komandytowa.
Wracając do pytania o firmy o bardzo niskim zatrudnieniu, już po wyeliminowaniu wcześniej wymienionych egzotycznych spółek. Na liście pozostają spółki technologiczne. Jedna z firm opublikowała w ostatnim raporcie rocznym następującą informację: „Grupa nie zatrudnia pracowników, a jedynie współpracuje z podmiotami gospodarczymi na podstawie umów cywilnoprawnych. Liczba osób współpracujących na dzień sporządzenia sprawozdania finansowego wynosiła 62 osoby”. Rok wcześniej informowała ona, iż „ze spółką współpracuje na wyłączność 38 osób. W przeliczeniu na etaty zatrudnienie wyniosło zero”. Dodam, że warto było zwiększać ową „współpracę na wyłączność”, ponieważ przychody ze sprzedaży za ostatni rok obrotowy były o 60 proc. wyższe niż rok wcześniej i wyniosły 53 mln zł. Był imponujący zysk i imponująca dywidenda.
Inna spółka poinformowała, że w 2014 r. zatrudniała jedną osobę, ale w 2015 r. już trzy. Z tym że łączna liczba stałych współpracowników zwiększyła się w tym czasie z 94 do 118 osób. I tak dalej. Rynek nowych technologii zawsze był rynkiem pracownika. Informatycy, graficy, deweloperzy, testerzy, a w każdej grupie specjalizacji jest coraz więcej, oni wszyscy świetnie znają swoją wartość. Porównują, analizują, przeliczają, bo znają się na tym. I, jak sądzę, w każdej ze spółek mogli zażądać zatrudnienia na etacie, ale tego nie zrobili.
A i same spółki są zadowolone. Właśnie zaczęła obowiązywać dyrektywa 2014/95/UE w sprawie raportowania danych niefinansowych (kapitał ludzki, C). Obowiązek ujawniania tych informacji zależy od trzech parametrów: średniej liczby pracowników, sumy bilansowej i obrotów netto. Pracowników? Jakich pracowników. A nieistnienie w bazach ZUS? Bezcenne.