Jeśli uważnie przyjrzeć się temu, co w ostatnich dniach mijającego roku mówili i pisali wszelkiej maści "analitycy" i "niezależni eksperci ekonomiczni", na ojczystą ziemię spadną biblijne plagi egipskie, a to, co się ostanie, spopielą jeźdźcy finansowej Apokalipsy.

Np. pod koniec grudnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, ogłosił, że na koniec 2009 r. bezrobocie może sięgnąć nawet 12,6 proc. Co oznacza, że na bruk trafi 300 tys. osób. Zagrożeni są pracownicy firm budowlanych, motoryzacyjnych, meblarskich oraz produkujących sprzęt gospodarstwa domowego. A ponieważ Jankowiak to nałogowy optymista, możemy przyjąć, że na "kuroniówkę" pójdzie minimum pół miliona rodaków.

Do innych istotnych czynników gazeta zalicza sprawę banków, PKB, spadku wartości złotego, sytuację na warszawskiej giełdzie, zadłużenie państwa i los emerytów. A na koniec konstatuje, iż w przypadku spełnienia się choć części prognoz na 2009 r., dla niektórych pozostanie krótka... modlitwa.

Szczegóły w "Trybunie"

Reklama