Gazu w Polsce już nie wystarcza - ruszają magazyny

Suma dostaw gazu z obu punktów odbiorczych - na granicy z Białorusią i Ukrainą - jest już niższa od polskiego zapotrzebowania, więc pracują już nasze magazyny - powiedział we wtorek PAP wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld.

Jak zaznaczył, gaz pobierany jest wyłącznie z handlowych zapasów spółek, a nie ze strategicznych zapasów państwowych.

"Dostawy przez Wysokoje (punkt odbiorczy gazu na granicy z Białorusią-PAP) są realizowane w pełnej wysokości 650 tys. m sześć na dobę" - powiedział Szejnfeld.

Reklama

Skończyła się zatem dalsza możliwość zwiększania dostaw przez ten punkt. "Wysokoje pracuje praktycznie na maksymalnej wydajności" - dodał.

Na granicy z Ukrainą, w Drozdowiczach odbierane jest jedynie 80 tys m sześć. gazu na dobę. To wystarczająca ilość dla "podtrzymania tego przejścia" - powiedział Szejnfeld.

Wcześniej rzeczniczka PGNiG-u Joanna Zakrzewska podała, że przez punkt odbiorczy w Drozdowiczach na granicy z Ukrainą przepływa dziennie do Polski 14 mln m sześc. gazu, z czego 7 mln m sześć. stanowi gaz w ramach tzw. kontraktu jamalskiego z Rosją. Jamalską część tych dostaw - zdaniem PGNiG - można było przekierować do punktu odbiorczego na granicy z Białorusią w miejscowości Wysokoje.

Przygotowane są cięcia dla przemysłu

Projekt rozporządzenia w sprawie ograniczenia poboru gazu dla przemysłu jest przygotowany i będzie przedstawiony we wtorek Radzie Ministrów - powiedział PAP zastępca departamentu ropy i gazu w Ministerstwie Gospodarki Rafał Miland.

Ewentualne ograniczenia nie dotyczyłyby gospodarstw domowych - zaznaczył.

We wtorek rano w radiu PIN wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld zapowiedział, że na wtorkowym posiedzeniu rządu "będziemy rozstrzygać, czy posiadając zapasy handlowe i magazyny strategiczne nie powinniśmy, choćby prewencyjnie, wprowadzić mechanizmy ograniczenia dostaw (dla przemysłu)".

"Sytuacja jest bardzo dynamiczna, zmienia się z godziny na godzinę" - podkreślił Szejnfeld.

Jak wyjaśnił PAP Miland, procedura ograniczenia poboru gazu rozpoczyna się na wniosek operatora systemów przesyłowych Gaz- System, albo jest "własną inicjatywą ministra gospodarki".

"Minister gospodarki może wnioskować (do Rady Ministrów - PAP) o wydanie rozporządzenia ograniczającego pobór gazu ziemnego" - powiedział Miland.

Gdyby rząd przyjął takie rozporządzenie, to operator ogranicza dostawy gazu do odbiorców przemysłowych zgodnie z przyjętymi wcześniej planami wprowadzania ograniczeń. Wyznaczają one indywidualne przedziały poboru gazu w zależności od poziomu dostaw z odbiorcami przemysłowymi.

"Operator systemu przesyłowego i wszyscy operatorzy dystrybucyjni mają opracowane takie plany. Polegają one na tym, że patrzy się, ile odbiorca pobiera w normalnej sytuacji, gdy jest pełny odbiór gazu, i wyznacza się kolejne tzw. stopnie zasilania od 1 do 10" - wyjaśnił Miland.

Pierwszy stopień zasilania oznacza normalną sytuację, czyli pełne dostawy w ilości zamówionej przez dany zakład, zaś przy 10. stopniu zasilania pobierane jest tylko tyle gazu, "żeby nie zniszczyć instalacji" - zaznaczył Miland.

Gdyby rząd przyjął rozporządzenie w sprawie ograniczania poboru, oznaczałoby to "zielone światło" dla operatora, czyli Gaz-Systemu do wprowadzenia ograniczenia zgodnie ze swoją wiedzą nt. dostaw. Operator ogłasza wówczas stopień zasilania w komunikacie radiowym.

W takiej sytuacji zakłady są świadome, ile mogą pobierać gazu przy danym stopniu zasilania. "Nie jest tak, że ktoś ten zawór zakręca, odbiorcy sami są zobowiązani do ograniczenia poboru zgodnie z planem" - wyjaśnił Miland.

"Te ograniczenia nie dotyczą gospodarstw domowych i odbiorców, którzy pobierają mniej niż 417 m sześć. gazu na godzinę, tzw. małych odbiorców" - zastrzegł Miland. Tych odbiorców teoretycznie żadne ograniczenia nie mogą dotknąć.

"Chyba, że sytuacja jest ekstremalna, że nie ma w ogóle dostaw, ale takiej nie zakładamy" - dodał Miland.

Następnym etapem, jak wyjaśniał Miland, "gdyby było bardzo źle", jest uruchomienie państwowych zapasów interwencyjnych. O tym decyduje wyłącznie minister gospodarki, nie potrzebuje do tego zgody rządu. Musi być o tym jednak poinformowana Komisja Europejska.

"Dzisiaj będziemy rozstrzygać, czy posiadając zapasy handlowe i magazyny strategiczne, nie powinniśmy, choćby prewencyjnie, wprowadzić mechanizmy ograniczenia dostaw (dla przemysłu - PAP)" - mówił w Radiu PIN wiceminister. "Sytuacja jest bardzo dynamiczna, zmienia się z godziny na godzinę" - podkreślił.

Zaznaczył, że nie chodzi o ograniczenie dostaw dla ludności, lecz dla przemysłu. Wyjaśnił także, że rząd nie decyduje o skali ograniczenia, ale o przyjęciu mechanizmu. Dodał, że może być on we wtorek przyjęty przez Radę Ministrów.

Szejnfeld nie wyjaśnił, jak duże mogą być ograniczenia dostaw dla przemysłu. Obecnie - ze względu na zmniejszenie dostaw z Ukrainy - zostały zwiększone dostawy tego paliwa poprzez Białoruś, a tam "maksymalne moce zostały już wykorzystane".

"Rosja zmniejszyła dostawy gazu, musimy podejmować działania perspektywiczne, ale obecnie zagrożeń nie ma i sytuacja jest pod kontrolą" - mówił wiceminister.

"Sytuacja staje się coraz bardziej napięta, jeżeli chodzi o konflikt gazowy między Rosją i Ukrainą. Ale przenosi się ona także na inne kraje" - powiedział Szejnfeld.

We wtorek rano Rosja wstrzymała dostawy gazu do kilku krajów europejskich: do Bułgarii, Turcji, Grecji i Macedonii.

Zdaniem Szejnfelda konflikt gazowy "umiędzynarodawia się", ale - jak dodał - nie wiadomo, czy jest to "uboczny" efekt konfliktu rosyjsko-ukraińskiego czy też jest "umiędzynarodowiany" przez jedną ze stron, tak aby wywrzeć nacisk na UE, by zajęła w tej sprawie stanowisko.

Szejnfeld uważa, że dotychczas stanowisko UE było "niekoniecznie" adekwatne do sprawy związanej z bezpieczeństwem energetycznym krajów.

Zaznaczył, że Unia nie jest uzależniona od dostaw gazu ze Wschodu, dostawy te stanowią w bilansie ok. 20 proc., dla Polski jest to 40 proc. Dodał, że Polska wykorzystuje także własny gaz - 4,5 mld metrów sześciennych na 15 mld m3 zużywanych w ciągu roku.

Szejfeld mówił także o budowie bezpieczeństwa energetycznego Polski poprzez możliwość sprowadzania gazu także z innych kierunków. Najlepszym rozwiązaniem, w jego opinii, jest zakończenie budowy gazoportu i import gazu skroplonego LNG. Konieczna jest też budowa magazynów gazu, które umożliwią posiadanie większych zapasów.

Do gry włącza się prezydent Polski

Prezydent Lech Kaczyński poinformował we wtorek, że w czwartek będzie rozmawiał z prezydentem Czech Vaclavem Klausem o konflikcie rosyjsko-ukraińskim w sprawie gazu. Zdaniem prezydenta "jest problem niezmiernie miękkiej polityki" wobec Rosji.

1 stycznia Rosja wstrzymała dostawy gazu na Ukrainę. We wtorek bułgarskie Ministerstwo Gospodarki i Energetyki podało zaś, że na ukraińsko-rumuńskiej granicy całkowicie wstrzymano dostawy rosyjskiego gazu dla spółki Bulgargaz, która przesyła surowiec dalej do krajów bałkańskich.

We wtorek rano w Radiu ZET Lech Kaczyński był pytany, czy jest zawiedziony stanowiskiem UE w sprawie wstrzymania dostaw rosyjskiego gazu na Ukrainę. "Jest problem niezmiernie miękkiej polityki wobec naszego rosyjskiego partnera" - odparł.

Prezydent - jak czytamy w spisanym i opublikowanym na stronie internetowej Radia Zet tekście wywiadu - powiedział też, że od jednego ze swoich doradców z Biura Bezpieczeństwa Narodowego, choć nie bezpośrednio z ministerstwa gospodarki, otrzymał informację, że w poniedziałek ok. godz. 18 "ciśnienie gazu na granicy polsko- ukraińskiej osiągnęło stopień zero". "To jest już także zagrożenie dla naszego kraju, którego się należało spodziewać" - podkreślił.

Dopytywany czy oczekuje, że twarde stanowisko w tej sprawie zajmie prezydent Czech - kraju, który w tym półroczu przewodniczy pracom Unii Europejskiej - Lech Kaczyński odpowiedział: "będziemy i o tym rozmawiać w czwartek".

Według prezydenta kolejnym tematem rozmowy z czeskim politykiem będzie konflikt izraelsko-palestyński.

Lech Kaczyński podkreślił, że z oceną czeskiej prezydencji trzeba poczekać, bo na razie "ma ona 5 dni". Zaznaczył, że dotychczasowe opinie są "głęboko przedwczesne" i "budzą jego zniesmaczenie".