Jeszcze nie tak dawno temu niemiecki kryzys uchodźczy wyglądał na tyle poważnie, że pod znakiem zapytania stawiano polityczną karierę kanclerz Angeli Merkel. Dziś jest jasne, że przed nią najprawdopodobniej kolejne zwycięstwo i czwarta kadencja na fotelu kanclerza. Czy zatem Niemcy poradziły sobie z napływem i integracją uchodźców, tak jak na początku zapowiadała to Angela Merkel? Uczciwa odpowiedź na to pytanie powinna brzmieć: „Jeszcze nie” - pisze Leonid Bershidsky.

Choć napływ uchodźców spadł od 2015 roku, kiedy to Angela Merkel otworzyła drzwi Niemiec i napłynęło około miliona osób, to liczba wypełnionych wniosków o status uchodźcy od stycznia do sierpnia 2017 roku wyniosła 149 880. To więcej, niż w całym 2013 roku, a dane za cały rok 2017 okażą się pewnie wyższe niż dane z 2014.

Nie ma wiarygodnych danych na temat zakwaterowania przybyszów. Ostatnie oficjalne statystyki pochodzą z końca 2015 roku i pokazują, że 61 proc. ubiegających się o status uchodźcy mieszkało w specjalnych miejscach dla nich przeznaczonych lub współdzieląc mieszkanie. Nie były to normalnie jednorodzinne mieszkania. W maju 2017 roku tygodnik „Der Spiegel” próbował dokonać własnych obliczeń i ustalił, że dziesiątki tysięcy osób wciąż mieszka w specjalnych miejscach, które przygotowano dla nich na samym początku. Chodzi o kontenery mieszkalne czy „zakwaterowanie awaryjne” – np. w hangarach byłego lotniska Tempelhof. W porównaniu do tego zajmowanie współdzielonego mieszkania to duży postęp.

Pomimo, że uchodźcy muszą uczęszczać na kursy integracyjne, okazuje się, że język niemiecki jest szczególnie trudny do opanowania. Dlatego kiedy niemiecki urząd federalny d. imigracji przeprowadził zakrojoną na szeroką skalę ankietę pod koniec 2016 roku, to okazało się, że tylko 18 proc. ankietowanych uznało swoją znajomość języka za „dobrą”. Tymczasem 47 proc. uznało, że jest ona „zła”.

Sytuacja na rynku pracy jest również dość ponura – według oficjalnych danych z sierpnia 2017 roku, prawie pół miliona uchodźców (497 tys.). było zarejestrowanych jako osoby szukające pracy, a 196 tys. z nich (więcej o 43 tys. niż rok wcześniej) jako osoby obecnie bezrobotne. Reszta uchodźców nie ma nawet prawa do pracy, ponieważ ich aplikacje przechodzą przez urzędową machinę lub wciąż znajdują się w 3-miesięcznym okresie początkowym, w którym są zobowiązani do uczęszczania na kursy integracyjne, a nie do pracy. I choć średni czas oczekiwania ubiegającego się o azyl na decyzję imigracyjną spadł (ok. 40 proc. imigrantów otrzymuje dokumenty w ciągu 10 miesięcy, w 2013 roku było to tylko 20 proc.), to wciąż wnioski ok. 129 tys. imigrantów wciąż są w toku (dane federalnego urzędu ds. zatrudnienia z końca lipca).

Reklama

Wydaje się, że sytuacja jest lepsza niż 2015 roku, gdy nowi imigranci przenikali w niekontrolowany sposób przez granicę, a niemiecka machina rządowa przeżyła szok. Dziś uchodźcy dla większości Niemców są prawie niewidoczni. Ale pod tą stosunkowo gładką powierzchnią życie uchodźców bardzo kontrastuje z bogatym społeczeństwem, w którym żyją.

A zatem co się udało osiągnąć Angeli Merkel? Dziś niemiecka kanclerz brzmi bardziej pewnie, gdy temat schodzi na kryzys uchodźczy. W 2016 roku Angela Merkel mówiła, że chciałaby „cofnąć czas”, aby naprawić błędy. W tym roku jej przekaz brzmi, że zrobiłaby to wszystko jeszcze raz.

Powszechne poparcie

“Istnieje szeroki konsens wśród elit i niemieckiej opinii publicznej, że integracja imigrantów to droga, którą trzeba podążać” – komentuje Petra Bendel, główna menedżer Center for Area Studies w Erlangen oraz członek rady ekspertów niemieckich fundacji ds. integracji i imigracji. Bendel przywołuje sondaż z którego wynika, że ¾ Niemców potępia politykę ws. uchodźców jako „zbyt mało zaplanowaną”, ale prawie tyle samo ankietowanych sądzi jednocześnie, że ich przyjmowanie jest „moralną koniecznością”. W tym samym badaniu 51 proc. ankietowanych twierdzi, że „uchodźcy byli pilnie potrzebni naszej gospodarce”. To ważne – uważa Petra Blendel, argumentując, że koniec końców jest to dziś siłą Angeli Merkel w kampanii wyborczej, skupionej przecież na kwestiach gospodarczych.

Rzeczywiście, Niemcy mogą pochwalić się stanem prawie pełnego zatrudnienia, a pracowników brakuje w obrębie wielu profesji, od programistów po fryzjerów. Średni czas oczekiwania na wypełnienie wakatu hydraulika wynosi dziś w Niemczech 156 dni. Rok temu były to 142 dni. Znalezienie osoby do opieki nad starszymi zajmuje dziś średnio 167 dni. Zatem niemieckie firmy wykazują pewien entuzjazm jeśli chodzi o imigrantów.

Jak działają programy integracji dla uchodźców?

W 2015 roku kanclerz zorganizowała spotkanie z szefami wielkich niemieckich firm, aby przedyskutować problem integracji imigrantów na rynku pracy. W efekcie spotkania powstała organizacja „My razem” (Wir zusammen), która koordynuje projekty integracyjne poszczególnych firm. Początkowo, w lutym 2016 roku, w inicjatywie tej brało udział tylko 36 firm. Dziś organizacja ma już 202 członków, łącznie z 19 największymi firmami, notowanymi w ramach niemieckiego indeksu DAX. Chodzi o takie przedsiębiorstwa, jak np. Adidas, Bosch, Opel, Siemens, Volkswagen, Lufthansa, Deutsche Telekom.

Programy integracyjne w tych firmach głównie opierają się na możliwości włączenia w słynny niemiecki system praktyk zawodowych, w ramach którego doświadczeni pracownicy szkolą nowych, równolegle uczęszczających do szkoły handlowej. 18 tys. pracowników zaangażowanych w projekt pomaga także uchodźcom z językiem, dokumentami imigracyjnymi oraz zapoznaje ich z niemieckim stylem życia – który – wiem to z własnego doświadczenia – może być kłopotliwy dla obcokrajowca.
Według liderki organizacji Wir Zusammen Marlies Peine, wiele firm uznało, że wdrażanie programów integracyjnych może być pomocne przy przyciąganiu dobrze wykwalifikowanych Niemców, pragnących pomóc uchodźcom. Choć początkowy entuzjazm, który obserwowałem w 2015 roku, nieco opadł, to wciąż miliony Niemców pomagają uchodźcom i robią to także w swoich miejscach pracy. Mimo to istnieje jednak pewien problem – liczba uchodźców biorących udział w tym programie – ok. 7 tys. – jest malutka w porównaniu z liczbą osób zaangażowanych w ich aktywizację we wszystkich firmach.

Marlies Peine uważa, że znacznie więcej uchodźców chce pracować, ale firmom ciężko jest znaleźć kandydatów, których status imigracyjny byłby na tyle pewny, że inwestowanie w ich długoterminową integrację stałoby się opłacalne. Choć 90 proc. uchodźców objętych badaniem urzędu ds. migracji uważa, że chciałoby zostać w długim terminie, to sama Angela Merkel i jej partia CDU uważają, że gdy wojna w Syrii się skończy, wielu uchodźców będzie musiało powrócić do swoich domów. Niemiecka kanclerz zwróciła na to uwagę w czasie jednego z programów telewizyjnych, w którym syryjski uchodźca podziękował Angeli Merkel za przyjęcie jego rodziny i skarżył się, że nie chce wyjeżdżać.

Według Marlies Peine czasami jakaś firma włącza uchodźcę do programu integracyjnego, aby kilka miesięcy później dowiedzieć się, że został deportowany. Rząd Merkel bowiem przyspieszył proces deportacji, aby zadowolić bardziej konserwatywnych wyborców.

Państwowy przewoźnik kolejowy Deutsche Bahn, który zatrudnia ok. 200 tys. osób w Niemczech, stworzył 200 miejsc pracy w ramach programów integracyjnych i wciąż nie wszystkie z tych wakatów są obsadzone – relacjonuje odpowiedzialna za program Ulrike Stodt. Firma co prawda znajduje zmotywowanych uchodźców w centrach pracy i na targach, ale i tak w dużym stopniu musi motywować ich dalej, aby zachęcić do tego, co jest oferowane.

Deutsche Bahn przystosowało do uchodźców istniejący już program szkoleń „przedzawodowych”, przeznaczony dla osób poniżej 25 roku życia bez doświadczenia. Przez rok uczestnicy tego programu pracują i szkolą się w różnych działach firmy, aby później zdecydować, w którym miejscu czują się najlepiej. Uchodźcom oferuje się także kurs językowy oraz kulturowy, dzięki którym mogą rozpocząć szkolenie. Nauka technicznego słownictwa to kolejny krok. Ulrike Stodt wskazuje, że pojawiają się pewne problemy kulturowe z uchodźcami. Wielu z pracowników Deutsche Bahn obawiało się, że muzułmańscy imigranci będą mieli problem z akceptacją kobiet w roli przełożonych. Okazało się jednak, że nie jest to problemem. Podobnie też uchodźcy z Syrii, Iraku, Iranu, Afganistanu, Somalii czy Erytrei – akceptowali to, że mogą się modlić tylko wtedy, gdy pozwala na to czas pracy – „tak jak chrześcijanie, którzy mogą iść do kościoła w niedzielę wtedy, gdy pozwala na to praca” – tłumaczy Stodt.
W większości przypadków uchodźcy okazywali się takimi samymi pracownikami, jak niemieccy stażyści – oprócz problemów z językiem. Słaba znajomość niemieckiego potrafi być ich największym problemem. Kolejnym jest niskie wynagrodzenie stażystów – średnio 854 euro miesięcznie (ok. 3657 zł). Trudno jest wyżyć za taką kwotę w Niemczech przez trzy lata, czyli tyle, ile trwa program stażowy. Tylko obietnica dalszej pracy po zakończeniu programu - w przypadku Deutsche Bahn oznacza to pracę do końca życia – może zatrzymać chętnych na czas stażu. Pierwsze staże, w których biorą udział uchodźcy, zakończą się w 2019 roku.

Podobne programy integracyjne istnieją również w poszczególnych niemieckich landach. Rząd federalny przeznaczył na nie 50 mln euro, ale w ich przypadku nie ma gwarancji pracy po zakończeniu stażu.

Deutsche Bahn zdecydował się także na akceptację wykształcenia uchodźców, które zdobyli w ich rodzimych krajach. W czasie, gdy oni przechodzą szkolenia zawodowe, niemieckie służby próbują zweryfikować ich dyplomy i certyfikaty. To długotrwały proces, który może trwać miesiącami i zakończyć się fiaskiem.

Dla Ulrike Stodt cały wysiłek, jaki niemiecki przewoźnik wkłada w integrację małej liczby uchodźców, jest wart podejmowania. Po części wynika to z poczucia społecznej odpowiedzialności, a po części z chęci pozyskania tak potrzebnych pracowników, wyszkolonych w niemieckim standardzie. Gdy w latach 50 i 60 XX w. gastarbeiterzy z Turcji oraz innych biednych krajów przybyli do Niemiec, ich szkolenia nie były tak dobrze opracowane, a to z kolei prowadziło często do bardzo wolnej lub wręcz nieudanej integracji z niemieckim społeczeństwem. Niemcy dziś boją się powtórki tego błędu.

Dobre intencje to za mało

Wadą takiego dokładnego podejścia jest jednak brak elastyczności. „Jednym z największych wyzwań jest dziś potrzeba ustanowienia konsekwentnych procedur uznawania kwalifikacji oraz oceny umiejętności – zarówno w wymiarze formalnym jak i nieformalnym” – pisze Jutta Altmueller w dokumencie Fundacji Bertelsmanna. Szkolenia językowe to kolejny duży problem. Jakość bezpłatnych kursów niemieckiego, które są oferowane uchodźcom, jest bardzo niska, natomiast oficjalne standardy biegłości językowej nie odpowiadają wymaganiom rynku pracy.

Dopóki problemy te nie zostaną rozwiązane, oraz dopóki niemiecki rząd nie znajdzie odwagi, aby powiedzieć zarówno imigrantom jak i ich potencjalnym pracodawcom, że status uchodźców nie zmieni się nawet po zakończeniu konfliktów w Afryce i na Bliskim Wschodzie, Niemcy stracą wielką szansę na skuteczne zintegrowanie ok. 600 tys. osób ze swoim potrzebującym pracowników rynkiem pracy. W takim wypadku uchodźcy będą zasilać szarą strefę, która w ostatnich latach zmniejsza się ze względu na spadające bezrobocie.

Angela Merkel w tym roku ma wolną rękę w sprawie uchodźców, pomimo, że Niemcy stoją w obliczu dokończenia integracji, a państwu brakuje odpowiednich rozwiązań prawnych w tym zakresie. „Wygląda na to, że demokratyczne partie zgodziły się co do tego, aby nie polaryzować Niemców wokół imigracji” – uważa Petra Bendel, która jest politologiem. W 2021 roku tego konsensusu może już nie być, a antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec (AfD) może zechcieć to wykorzystać, zaś Angela Merkel może już nie ubiegać się o kolejną kadencję. Ale słynne zdanie niemieckiej kanclerz z 2015 roku „Poradzimy sobie” (Wir schaffen das) jest zobowiązaniem wobec uchodźców, a w ostatecznym rozrachunku wobec niemieckiej gospodarki. Można mieć nadzieję, że prawie pewne zwycięstwo w obecnych wyborach nie doprowadzi do zanegowania tego zobowiązania.

>>> Czytaj też: Przemysłowa potęga i demograficzny koszmar. Jak wygląda gospodarka Niemiec przed wyborami? [WYKRESY]