"FAZ" zaznacza na wstępie, że przyjęcie w zeszłym tygodniu przez kraje członkowskie stanowiska negocjacyjnego w sprawie dyrektywy o pracownikach delegowanych odebrane zostało na ogół pozytywnie. "Jedynie pracodawcy załamują ręce i ostrzegają przed brukselskim potworem biurokratycznym" - piszą autorzy materiału.
"FAZ" przytacza opinię rzecznika jednego ze stowarzyszeń pracodawców, który powiedział, że europejskim firmom będzie teraz łatwiej wysłać pracownika do Chin lub Indii niż do Francji czy Włoch, co jest zaprzeczeniem idei unijnego rynku wewnętrznego.
Zdaniem autorów niemieccy przedsiębiorcy liczą na usunięcie najbardziej kontrowersyjnych przepisów w procesie uchwalania dyrektywy między Radą UE a Parlamentem Europejskim.
"FAZ" zaznacza, że dyrektywa uderzy przede wszystkim właśnie w Niemcy. Na terenie Niemiec pracuje 420 tys. pracowników delegowanych z innych krajów. We Francji jest ich 178 tys., w Belgii 157 tys. Równocześnie ponad 240 tys. niemieckich pracowników jest oddelegowanych do pracy w innych krajach UE. Gazeta przypomina, że pod względem wydelegowanych pracowników Niemcy zajmują drugie miejsce po Polsce z 463 tys. osób.
Dziennik zwraca uwagę na problemy, przed jakimi staną niemieckie firmy - nie tylko wielkie koncerny jak Daimler, lecz przede wszystkim średnie przedsiębiorstwa. By zorientować się w przepisach obowiązujących w krajach, do których wysyłają pracowników, będą musiały zatrudnić doradców i prawników, co znacznie podniesie koszty działalności - czytamy w "FAZ".
Doradca prawny Daimlera, Christian Reiter, zauważa, że zmiana przepisów uzasadniana jest dumpingiem w branży mięsnej lub sprzątaniu biur. "By wyeliminować pojedyncze przypadki wykorzystywania pracowników, zmienia się przepisy dla wszystkich firm" - krytykuje Reiter. "To tak, jakby wszystkim przepisać antybiotyki, niezależnie od skutków ubocznych" - dodaje prawnik.
"FAZ" zwraca też uwagę na negatywne skutki dyrektywy dla polskich firm delegujących pracowników.
Rada Unii Europejskiej przyjęła tydzień temu stanowisko w sprawie pracowników delegowanych przy sprzeciwie m.in. Polski i Węgier.
Przegłosowane przy sprzeciwie m.in. Warszawy porozumienie przewiduje ograniczenie okresu delegowania do 12 miesięcy, przy czym będzie można wystąpić w określonych przypadkach o dodatkowe 6 miesięcy.
>>> Czytaj też: Betrojerinki. Oto realia pracy polskich opiekunek w Niemczech [WYWIAD]
Józek Arbuzek(2017-10-30 14:06) Zgłoś naruszenie 100
"Jedynie pracodawcy załamują ręce" czyli politycy żyjący z pracy innych poklepują się po plecach a ludzie, którzy muszą na nich pracjować załamują ręce. W sumie standard i nic nowego.
OdpowiedzM5an(2017-10-30 15:45) Zgłoś naruszenie 40
Bardzo mi się to podoba. Znowu niemiaszki nachrały do własnego gniazda, jak z "uchodźcami". Geniusze po prostu.
OdpowiedzNord(2017-10-30 20:51) Zgłoś naruszenie 30
Ha ha no to się Makaronowi teraz dostanie.
OdpowiedzAlicja(2017-11-01 22:10) Zgłoś naruszenie 00
Przecież nikt Niemcom nie gwarantował, że będą mieli polską kolonię z wieczną produkcją taniej siły roboczej, wyszkoloną lepiej niż ich rodzimi zarządcy i to na skinienie palcem, poza prawem pracy. Przez 20 lat trwania dyrektywy, przyzwyczaili się do wałków i dodatkowych zysków bez kontroli. Nie obchodziło ich, że pracownik jakiego dostają już jest opanowany pijawką polską........którą mogli zrzucić - gdyby żądali umów potwierdzających ich uzgodnienia z agencją odnośne warunków pracy i płacy wypożyczonego pracownika. Dawali pracę, płacili - ale zaniechali swoich obowiązków pracodawcy użytkownika i pozostawili je w całkowitej gestii pośredników. Teraz mają pretensje do prawa - a powinni oskarżać agencje polskie, które zrobiły bagno delegowania........ale tego nie zrobią, bo sami korzystali. Więc trzeba uderzać w wielki dzwon unijnej biurokracji......to jest takie wymowne i potwierdzające - umiejscowienie niemieckich przedsiębiorców w Europie. Propaganda sukcesu zaczyna być abstrakcyjna.
Odpowiedz