Zajmująca się studiami miejskimi dr Joanna Kusiak spróbowała rozwikłać, czym jest warszawski chaos przestrzenny i z jakich składa się on porządków. U podstawy wielu dużych warszawskich problemów tkwi konflikt o własność - mówi PAP.

Dr Joanna Kusiak - obecnie zatrudniona na Uniwersytecie Cambridge - w swoich badaniach próbowała rozwikłać, czym jest chaos przestrzenny. W kwietniu ukazała się jej książka "Chaos Warszawa". "To, co nazywamy +chaosem+, jest moim zdaniem serią sprawnie zorganizowanych porządków. Może nie są one skoordynowane, ale nie ma tu przypadkowości. Jeśli chcemy walczyć z chaosem, musimy się przyjrzeć tym porządkom" - mówi badaczka w rozmowie z PAP.

"Warszawa jest ciekawa, gdyż polskie problemy z przestrzenią występują w niej w skali XXL. Chaos w tym mieście to nie tylko kwestia estetyczna - czy miasto wygląda na uporządkowane czy nie. Źródła chaosu są w prawie, w zarządzaniu miastem, w politykach transformacji" - mówi dr Kusiak.

"Postawiłabym tezę, że wszystkie duże problemy, które mamy dziś w Warszawie, mają źródło w konflikcie o własność, który toczy się w Warszawie nieprzerwanie od XIX wieku" - ocenia badaczka. Opowiada, że wtedy, w czasach zaborów Warszawa była sztucznie zagęszczana, otoczona pierścieniem fortów. „Zaborcom nie zależało też, by tu była silna przestrzeń publiczna i silna polityczność miasta. Paradoksalnie to się jeszcze za nami ciągnie" - ocenia badaczka.

„Moim zdaniem, jeśli nie odbędzie się w Polsce polityczna otwarta dyskusja o tym, jak wyobrażamy sobie własność, to z naprawianiem miast nie ruszymy" - ocenia rozmówczyni PAP.

Reklama

Dodaje, że w Polsce zwykle własność rozumie się wąsko - jako własność prywatną jakiegoś podmiotu. "Tymczasem np. w Austrii oczywistością jest współistnienie wielu rodzajów własności - własności społecznej, spółdzielczej, kolektywnej. A sama własność nie jest prostą relacją pomiędzy właścicielem a przedmiotem, tylko wiązką stosunków społecznych" - mówi badaczka z Cambridge.

Żeby własność funkcjonowała - według badaczki - potrzebna jest zgoda społeczna. Podaje przykład: aby uznać, że np. krzesło jest czyjąś własnością, nie wystarczy, że ta osoba powie, że krzesło jest jej. Potrzebna jest na to zgoda innych ludzi i ewentualnie ochrona ze strony państwa. "Własność jest formą negocjacji ze społeczeństwem. Dlatego też w historii i w różnych miejscach na świecie relacje własności się zmieniały" - opowiada.

Według niej w Polsce - w porównaniu np. z Europą Zachodnią - ciągle nie mamy jeszcze przepracowanego myślenia wspólnotowego.

Spór o własność w mieście przejawia się zdaniem dr Kusiak m.in. w problemie reklam wielkoformatowych, które potęgują w mieście wrażenie chaosu. "Pytanie, czy jeśli ktoś jest właścicielem dużego domu w centrum Warszawy, to czy może tam zrobić na fasadzie wszystko, co mu się podoba. Czy fasada jest całkowicie jego własnością, czy może jest dobrem wspólnym, bo wszyscy na nią musimy patrzeć?" - zastawia się badaczka.

W Warszawie - jak mówi Joanna Kusiak - chaos związany jest też z reprywatyzacją i konfliktami lokatorskimi w reprywatyzowanych budynkach. "Relacja lokator-właściciel mieszkania też jest relacją własności. W Niemczech nawet właściciel kamienicy nie może bez pozwolenia wejść do mieszkania, w którym mieszka lokator. W Polsce - niekoniecznie. U nas lokatorów bronili anarchiści. A w Niemczech od dziesięcioleci pomocy udziela armia prawników" - porównuje dr Kusiak.

Dr Kusiak podaje też przykład warszawskiej Białołęki, w kontekście której również mówi się o chaosie. "Jest wiele głosów, że to dzielnica trudna urbanistycznie, ma problemy z infrastrukturą" - wyjaśnia dr Kusiak. Porównuje, że np. w Niemczech w przypadkach takich przestrzeni organizuje się konkursy urbanistyczne, w których najlepsi urbaniści z całego świata proponują rozwiązania, jak działanie danej przestrzeni poprawić. Jednak nawet, jakby taki konkurs przeprowadzono, aby zacząć wdrażać proponowane rozwiązania trzeba by się było zmierzyć z kwestią własności.

"Właścicielami gruntów są prywatne osoby. Żadnej skomplikowanej interwencji nie można podjąć, kiedy nie uzyska się ich zgody. Musiałoby dojść albo do wykupu tych ziem, albo do formy nacjonalizacji, albo do wypracowania jakiegoś porozumienia między właścicielami a miastem. A to się nie stanie, jeśli uznajemy własność za świętą. Nie rozwiążemy problemów miasta, jeśli nie zgodzimy się co do tego, jak chcemy myśleć o prywatnej i publicznej własności w mieście” – mówi.

Dr Kusiak zwraca uwagę, że w Europie Wschodniej - w tym również w Polsce - po rozpadzie systemu komunistycznego pojawił się odruch ideologicznej przekory, która urosła do rangi oficjalnej polityki. "Po upadku PRL chciano w Polsce zrobić anty-PRL. Wszystko miało być odwrotnie. Jeśli w PRL było mocne centralne planowanie, to nagle w czasach transformacji sama idea planowania została odrzucona. Nie chcieliśmy żadnego planowania - również i przestrzeni miejskiej" - powiedziała dr. Kusiak.

Podobnie było z własnością - po epoce spółdzielni i własności państwowej, własność prywatna stała się fetyszem. "W tej ideologicznej przekorze jednak nie było planu, pomysłu. Tylko potrzeba, by zostać uznanym za +anty-komunistę+. Mam nadzieję, że ten etap przekory już w nas minął i że dystansując się od PRL-u i czasów transformacji stać nas na taką niezależność, by wymyślić rozwiązania, które będą dla nas satysfakcjonujące" - podsumowuje.

Dr Kusiak studiowała filozofię i socjologię, ale w ramach studiów nad warszawskim chaosem próbowała spojrzeć na miasto oczami socjologów, antropologów, architektów, urbanistów, politologów, geografów, prawników. "Jeśli próbujemy spojrzeć na miasto tylko przez pryzmat jednej metodologii, sporo tracimy. Dlatego nie chciałam, aby w moich badaniach prowadziła mnie dziedzina wiedzy, z której wychodzę, ale raczej by prowadził mnie sam problem. To, że koniec końców zajmowałam się prawem i sądownictwem było nieoczekiwane nawet dla mnie” - podsumowała.

Ludwika Tomala

>>> Polecamy: Nie wygramy szybko walki ze smogiem. Ale możemy nie wpuścić go do mieszkań