Eksperci Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD) przyjrzeli się w opublikowanym na początku lutego studium Trade Wars: The Pain and the Gain reperkusjom w światowym handlu możliwej dalszej eskalacji wojny handlowej pomiędzy USA a Chinami.

Dla przypomnienia – w dotychczasowych dwóch odsłonach amerykańsko-chińskiego konfliktu handlowego, w pierwszej połowie 2018 r., a później we wrześniu ubiegłego roku – USA obłożyły 25 proc. cłem import z Chin maszyn, komponentów elektronicznych oraz urządzeń technicznych o łącznej wartości 50 mld dolarów. Niższy poziom cła (10 proc.) objął szerszą grupę prostszych wyrobów – produktów chemicznych, materiałów budowlanych, niektórych wyrobów elektroniki konsumenckiej o wartości dalszych 200 mld dolarów.

Chiny odpowiedziały na to 25-procentowym cłem na import amerykańskiej soi, mięsa wieprzowego i wołowego, owoców morza, alkoholu oraz samochodów o wartości 50 mld dolarów. Na niższym poziomie (10 proc.) wprowadzone zostało importowe cło na skroplony gaz, wyroby chemiczne, mrożone warzywa i składniki żywności.

W dotychczasowej wojnie celnej oszczędzone były – po stronie USA – wyroby elektroniki konsumenckiej, telefony komórkowe, komputery, odzież i obuwie, a po stronie Chin samoloty. Jeśli jednak nie dojdzie między tymi krajami do porozumienia także i im grozi objęcie taryfami importowymi. A stawki 10-proc. podniesione zostaną do 25 proc. Miałoby to nastąpić już 2 marca, ale przy okazji kolejnej rundy negocjacji toczących się najpierw w Pekinie, a później w Waszyngtonie prezydent USA Donald Trump zasugerował możliwość odroczenia tego terminu.

Reklama

Z opracowanego przez UNCTAD studium wynika, że eksperci powątpiewają w skuteczność polityki wymiany ciosów taryfami celnymi, podobnie jak w skuteczność wszystkich jedynie bilateralnych ograniczeń w handlu międzynarodowym. Wątpią, by nałożenie barier celnych na import chińskich towarów – a taki cel pierwotnie stawiała sobie amerykańska administracja – doprowadziło do przeniesienia produkcji do USA.

Eksperci UNCTAD oceniają, że kontrakty na 82 proc. z wartego 250 mld dol. chińskiego eksportu objętego cłami przez USA przejmą firmy z innych krajów, produkcja 12 proc. eksportowanych dóbr nadal, pomimo wyższych ceł, pozostanie w Chinach, a jedynie 6 proc. przechwycą firmy amerykańskie.

Podobny będzie skutek dla handlu i produkcji w przypadku ceł nakładanych na amerykańskie towary przez Chiny. Z analizowanych około 85 miliardów dolarów amerykańskiego eksportu podlegającego chińskim cłom, firmy z USA zatrzymają mniej niż 10 proc. produkcji, a chińskie firmy zdobędą tylko około 5 proc. kontraktów (w sensie ich wartości). Około 85 proc. zostanie przechwyconych przez firmy w innych krajach. Szacunki te powstały na podstawie ocen konkurencyjności produkcji oraz handlu w bardzo wielu dziedzinach, od maszyn przez produkty drewniane, meble, po sprzęt komunikacyjny, chemikalia i precyzyjne instrumenty.

"Wyższe cła naruszą warunki międzynarodowej konkurencyjności w skali globalnej."

Wprowadzenie wyższych ceł dotknie zresztą nie tylko amerykańskie i chińskie przedsiębiorstwa. Naruszy warunki międzynarodowej konkurencyjności w skali globalnej. Poprzez rozciągnięte łańcuchy kooperantów amerykańsko-chińska wojna handlowa wywoła skutki także w krajach, w których powstają jedynie części do finalnych produktów.

Nie wszyscy będą jednak na tym tracić. Zyskają producenci z tych krajów, których analogiczne wyroby staną się relatywnie tańsze, pod warunkiem, że dysponują one wolnymi mocami wytwórczymi. Najwięcej – w ocenie UNCTAD – mogą skorzystać przedsiębiorstwa w Unii Europejskiej, ale korzyści te największe znaczenie mogą mieć dla Meksyku i Wietnamu.

Przedsiębiorcy z krajów Unii Europejskiej (nie ma podziału na kraje, gdyż cała Unia jest wspólnym obszarem celnym) więcej zyskaliby (ok. 50 mld dol.) na cłach wprowadzonych przez USA na chińskie towary niż na chińskich retorsjach (ok. 20 mld dol.) wobec dostawców z USA. Razem 70 mld dol. Dla Unii, która jest eksportowym gigantem wzrost ten będzie jednak prawie niezauważalny (0,7 proc.) w relacji do całego unijnego eksportu.

Inna jest sytuacja Meksyku, którego eksport – wedle ocen UNCTAD – może dzięki eskalacji wojny handlowej pomiędzy USA i Chinami wzrosnąć o 27 mld dolarów. To poziom odpowiadający 5,9 proc. meksykańskiego eksportu. Wśród krajów, których eksport może najsilniej wzrosnąć w związku z wojną celną jest m.in. Wietnam (ok. 5 proc.), Australia (4,6 proc.), Brazylia i Pakistan (w obu przypadkach możliwy wzrost o 3,8 proc.).

Eskalacja amerykańsko-chińskiej wojny handlowej na krótką metę poprawiłaby sytuację konkurencyjną producentów w innych krajach, a na dłuższą może uruchomić procesy dostosowawcze w innych krajach w postaci zwiększenia produkcji towarów objętych cłami. W raporcie UNCTAD podawany jest w tym kontekście przykład ziarna soi, którego Chiny są wiodącym importerem (połowa globalnego importu), a USA największym w świecie eksporterem.

Na wprowadzeniu ceł skorzystać mogliby producenci soi w Brazylii, ale jest to założenie jedynie teoretyczne. Żaden poważny przedsiębiorca nie podejmuje decyzji o zwiększeniu produkcji (zwłaszcza rolnej, która wymaga czasu od obsiania do zbioru) w oparciu o tak wątłe przesłanki jak hipotetyczny wciąż jeszcze wzrost taryf celnych. Eksperci raczej obawiają się – gdyby faktycznie nastąpiła eskalacja wojny celnej – nagłego wzrostu ceny ziarna w Brazylii i zakłóceń rentowności tamtejszej produkcji zwierzęcej opartej o sojową paszę.

"Efektem wprowadzenia wyższych ceł będą zawirowania w przepływie kapitału, najbardziej bolesne dla krajów rozwijających się."

Podobnych zawirowań mogłoby być w skali światowej znacznie więcej. Doświadczyła ich już rok temu Unia Europejska po wprowadzeniu ceł na wyroby z aluminium i stali. Zakłócenia w dostawach do USA doprowadziły do regionalnych spadków cen, na czym najbardziej ucierpiały wcale nie Chiny, ale producenci w Unii Europejskiej, Kanadzie, Turcji i RPA. W ślad za zmieniającymi się potokami towarów – oceniają eksperci UNCTAD – następują zawirowania w przepływie kapitału, najbardziej bolesne dla krajów rozwijających się. Gdy nagle zmienia się rentowność w skali globalnej kapitał szybko odpływa tam, gdzie jest ona być może nie najwyższa, tak jak w USA, ale niezagrożona.

Na jeszcze więcej negatywnych konsekwencji amerykańsko-chińskiej wojny celnej zwracają uwagę autorzy przygotowanego przez Economist Intelligence Unit i opublikowanego na początku 2019 r. przez Międzynarodową Izbę Handlu (International Chamber of Commerce) raportu Aftershock The pervasive effects of tariff hikes. Spodziewać się należy wzrostu w skali globalnej inflacji, naruszenia licznych więzi kooperacyjnych, ograniczenia eksportu, obniżenia produktywności oraz tempa wzrostu gospodarczego. Skutkiem ubocznym będzie wzrost nierówności w świecie (wyższe taryfy najbardziej uderzą w poziom życia najuboższych), a te będą prowadzić do perturbacji także politycznych.