Prezydent przekonywał, że nie wycofuje się z zamiaru ustalenia liczby obywateli. Polecił ministerstwu handlu, który odpowiada za spis ludności, Census, skompletować dane o obywatelstwie w oparciu o informacje z ministerstwa bezpieczeństwa krajowego, Social Security i innych agencji rządowych.

"Dzisiaj wydam zarządzenie wykonawcze, aby natychmiast wprowadzić ten plan w życie. Niniejszym nakazuję każdemu departamentowi i agencji w rządzie federalnym dostarczenie ministerstwu handlu wszystkich wymaganych dokumentów, dotyczących liczby obywateli i osób niebędących obywatelami naszego kraju" – podkreślił Trump.

Uzasadniał, że informacje te są niezbędne dla sformułowania polityki w takich zagadnieniach jak opieka medyczna, edukacja, prawo obywatelskie itp. Ubolewał z powodu opóźnienia tego w tym roku w rezultacie wielu spraw sądowych. Portretował sądy jako „nieprzyjazne dla nas”.

Reklama

W wystąpieniu w Ogrodzie Różanym Białego Domu Trump zarzucił „lewicowym Demokratom” podejmowanie wysiłków, zmierzających do ukrycia liczby nielegalnych imigrantów. Uznał to za nieuczciwe wobec kraju. „Wykorzystamy te obszerne federalne bazy danych, aby uzyskać pełną, kompletną i dokładną wiedzę o ludziach, niebędących obywatelami USA" – podkreślił prezydent.

Kontrowersyjne plany związane z pytaniem o obywatelstwa w spisie ludności spotkały się z krytyką. Zablokował to pod koniec minionego miesiąca Sąd Najwyższy USA. Przeciwstawiali się tym zamiarom także Demokraci, obrońcy praw mniejszości i imigrantów, a nawet niektórzy doradcy Trumpa.

Administracja USA uzasadniała zbieranie danych o obywatelstwie m.in. potrzebą przygotowania procedur, wiążących się z prawem do głosowania. Krytycy argumentują, że spis ludności powinien mięc na celu jedynie ustalenie faktycznej wielkości populacji, nie może natomiast ujawniać danych osobistych.

Pojawiły się jednak obawy, że pytanie o obywatelstwo zrodziłoby strach i odstręczyłoby zarówno legalnych, jak i nielegalnych imigrantów, zwłaszcza latynoskich, oraz ich rodziny od udziału w spisie. Odwiodłoby też od tego przedstawicieli mniejszości i w rezultacie pozbawiło należnej reprezentacji we władzach.

Określenie liczby mieszkańców ma duże znaczenie. Na tej podstawie ustala się bowiem m.in. liczbę miejsc w Izbie Reprezentantów oraz wysokość funduszy przeznaczanych na cele społeczne, budowę nowych obiektów itp.

Według "Washington Post" kilku ekspertów Census w wyniku badań oszacowało, że "takie pytanie obniżyłoby ogólny wskaźnik odpowiedzi o ponad 2 procent", co przełożyłoby się to na miliony ludzi.

Rokrocznie władze federalne asygnują 900 mld dolarów np. na szkoły publiczne, świadczenia Medicaid dla osób chorych i ubogich, organy egzekwowania prawa czy naprawy autostrad. Władze stanowe i lokalne wykorzystują dane spisowe w podobny sposób. Wytyczają też na tej podstawie granice okręgów wyborczych.

Reakcją na próby Trumpa zawarcia pytania o obywatelstwo w arkuszu spisu ludności była zapowiedź podjęcia dalszych działań prawnych. Do sędziego federalnego w Nowym Jorku Jesse Furmana wpłynął wniosek o zakazanie administracji wprowadzania zmian w spisie ludności, czy też dodawania pytań. W stanie Maryland sędzia federalny George Hazel wznowił proces po przedstawieniu przez grupę kierowaną przez Amerykańską Unię Wolności Obywatelskich (ACLU) dowodów, które jej zdaniem wskazują, że pytanie o obywatelstwo ma dyskryminujące podłoże. Przesłuchania planowano na początek września po weekendzie Święta Pracy.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)