14 tysięcy kilometrów bez przystanku. I to nie koniec możliwości

Podczas prób przeprowadzonych 21 października, rakieta „Burewiestnik” przeleciała aż 14 tysięcy kilometrów i utrzymywała się w powietrzu przez około 15 godzin. Jak podkreślają rosyjskie źródła wojskowe, to nie był maksymalny zasięg — możliwości tego pocisku są znacznie większe. Napęd jądrowy pozwala mu na praktycznie nieograniczony lot, co czyni go wyjątkowym na skalę światową. Dodatkowo, rakieta została zaprojektowana tak, by manewrować na bardzo niskich wysokościach i skutecznie omijać wszelkie systemy obrony przeciwrakietowej.

ikona lupy />
Walerij Gierasimow sam doniósł Putinowi o zakończeniu testów. / ShutterStock

Technologiczny koszmar – rakieta z reaktorem atomowym na pokładzie

„Burewiestnik” to coś więcej niż rakieta. To latający reaktor atomowy, zdolny pokonywać dziesiątki tysięcy kilometrów bez tankowania. Konstrukcja opiera się na miniaturowym reaktorze, który napędza silnik strumieniowy. To technologia, o której Stany Zjednoczone marzyły w czasach Zimnej Wojny, ale nigdy jej nie zrealizowały.

Według analityków, pocisk został zaprojektowany do lotu na ekstremalnie niskich wysokościach, co w połączeniu z aktywnym manewrowaniem pozwala mu skutecznie omijać systemy obrony przeciwrakietowej. Może dosłownie nadlecieć znad oceanu i „przytulić się” do terenu, przez co radar ma go niemal niewidocznego. Jego kształt również wspiera stealth – trójkątny przekrój dzioba, złożone skrzydła, niski profil.

Eksplozja, śmierć i skażenie – ciemna strona technologii

Ale rozwój „Burewiestnika” nie przebiegał bez ofiar. 8 sierpnia 2019 roku na poligonie w Nienoksie doszło do tajemniczej eksplozji. Zginęło pięciu inżynierów Rosatomu, a okoliczni mieszkańcy odnotowali wzrost promieniowania. Choć Moskwa próbowała tuszować sprawę, z czasem przyznała, że doszło do awarii środka bojowego z napędem jądrowym.

Eksplozja nie była nuklearna, ale miała swoje konsekwencje – skażenie środowiska i dekontaminację szpitala w pobliskim Siewierodwińsku. To wtedy świat po raz pierwszy usłyszał nazwę „Burewiestnik” jako możliwego sprawcy katastrofy.

Broń na potrzeby III wojny światowej

To nie jest rakieta na wojnę z Ukrainą. To rakieta na konflikt z NATO lub USA. Jej potencjalna głowica termojądrowa, o sile sięgającej nawet megatony, nie zostawia złudzeń co do przeznaczenia. Jej użycie oznaczałoby natychmiastowy globalny odwet, dlatego „Burewiestnik” ma przede wszystkim odstraszać.

Zdaniem rosyjskich ekspertów, to odpowiedź na zerwanie przez USA traktatu o obronie przeciwrakietowej. Rosja twierdzi, że skoro Zachód chce przesuwać linię ognia coraz dalej, ona pokaże, że nie ma już miejsc naprawdę bezpiecznych – nawet kontynentalne USA są w zasięgu.

Rosyjski „joker” w strategicznej talii

Projekt pocisku ruszył oficjalnie po 2001 roku, ale wzmianki o podobnych próbach pojawiały się już w czasach ZSRR. Dopiero w 2018 roku Władimir Putin po raz pierwszy publicznie wspomniał o broni z napędem jądrowym – w jednym z najbardziej pamiętnych przemówień, gdzie pokazał animacje uderzeń w terytorium USA.

Z punktu widzenia Zachodu to zimny prysznic. Ttechnologia, wobec której brakuje obecnie skutecznej obrony. „Burewiesnik” nie polega na sile liczby, ale na nieprzewidywalności. Może nadlecieć z dowolnego kierunku, przez dowolny ocean, nad pustynią, górami czy tundrą. To nie jest broń liczona w minutach reakcji, to broń, która może „czekać” by zaatakować przez dni i uderzyć, kiedy Zachód najmniej się tego spodziewa.

Rakieta, której nikt nie chce, ale wszyscy się boją

Choć pocisk może wydawać się krokiem ku przyszłości, jego eksploatacja to wyzwanie – nawet bez detonacji, sam lot rakiety pozostawia radioaktywny ślad. Testy, jeśli zakończą się awarią, mogą powodować skażenie środowiska. Dlatego, mimo że broń wydaje się przerażająco skuteczna, jest też nieprzewidywalna i trudna w kontrolowaniu.

Zachodni analitycy podkreślają, że to broń polityczna nie tyle do użycia, co do pokazywania. Ma budzić strach, zmuszać do negocjacji, do cofnięcia się o krok. Jeśli jednak granice eskalacji będą nadal przesuwane, a „Tomahawki” rzeczywiście trafią do Kijowa – „Burewiesnik” może przestać być tylko pokazem siły.

ikona lupy />
Rakieta Tomahawk / GazetaPrawna.pl

Nowe rozdanie w globalnym pokerze

Pocisk ma trafić na uzbrojenie do 2027 roku, ale jego symboliczna obecność jest już odczuwalna. Moskwa właśnie dołożyła nową kartę do globalnego pokerowego stołu. I nie jest to karta blefu. Dla wielu to niepokojący znak. Zimna wojna wróciła, i to z technologią XXI wieku.