Na temat głównych tez postawionych w „Białej Księdze” dyskutowali także uczestnicy panelu „Zmiany w prawie, a odpowiedzialna konsumpcja alkoholu”. Podczas debaty padła teza, że zmiana stylu spożywania alkoholu w Polsce na rzecz alkoholi słabszych, czyli główny cel, za którym stoi preferencyjne traktowanie piwa na gruncie aktualnych przepisów, nie zmniejszyła zjawiska nieodpowiedzialnego picia. Zdaniem autorów raportu z Krajowej Izby Gospodarczej i z kancelarii Fairfield najnowsze badania potwierdzają wręcz, że szkodliwość dla zdrowia zależy bezpośrednio od ilości spożytego czystego alkoholu, a nie od tego, w jakim trunku jest spożywany. Preferencje dla piwa i dyskryminacja wódki są więc niezrozumiałe.

Dyskryminacja, ale dlaczego?

Marcin Flak, radca prawny z kancelarii Fairfield, przyznał, że w prawie możliwe jest różnicowanie sytuacji podmiotów działających w podobnym stanie faktycznym. – Każdorazowo musi to jednak być oparte na jakiejś obiektywnej wartości konstytucyjnej. Tu musimy postawić sobie pytanie, czy znajdziemy wartość, która uzasadniałaby wprowadzenie różnic w traktowaniu piwa czy napojów spirytusowych np. na gruncie reklamy. Z naszych badań wynika, że będzie o to trudno – podkreślił ekspert. Dodał, że z pewnością nie broni się często przywoływana teza, że preferencje dla piwa przekładają się na odpowiedzialne spożywanie alkoholu. – Z badań, na które się powołujemy wynika, że nieodpowiedzialne picie może dotyczyć każdego rodzaju trunku – poinformował.

Zgodził się z tym także Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej, który podkreślił, że preferowanie przez ustawodawcę napojów o niższej procentowej zawartości alkoholu nie wpływa na minimalizowanie zjawiska jego szkodliwego nadużywania. Przyznał też, że w trakcie transformacji zapomnieliśmy o branży spirytusowej, przez co bezpowrotnie straciliśmy wiele marek.

Marcin Flak zauważył, że zarówno przepisy akcyzowe, jak i reklamowe różnicują sytuację trunków nie ze względu na moc objętościową alkoholu, ale na jego rodzaj. – Możemy więc mieć sytuację, w której mamy tę samą porcję czystego alkoholu zawartą w piwie i w napoju spirytusowym, i w tym drugim przypadku będzie ona opodatkowana kilkakrotnie wyżej. Taka dyskryminacja podatkowa dotyczy przy tym zarówno nisko, jak i wysokoprocentowych napojów spirytusowych. Jak najbardziej możemy więc mówić o dyskryminacji – podkreślił Marcin Flak. (Przypomnijmy, że stawka akcyzy na napoje spirytusowe wynosi 5 704,00 zł od hektolitra 100 proc. alkoholu etylowego zawartego w gotowym wyrobie, a stawka podatku od piwa to 7,79 zł od hektolitra za każdy stopień Plato gotowego wyrobu – red.).

Przywróćmy normalność

Witold Włodarczyk, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy (ZP PPS), podkreślił, że branża, którą reprezentuje, nie oczekuje preferencji. Przywołane na wcześniejszym panelu argumenty o wódce jako integralnym elemencie polskiej historii i kultury są prawdziwe, ale nie uzasadniają specjalnego traktowania. – My chcemy wyłącznie przywrócenia normalności – zaapelował.

Witold Włodarczyk przywołał też konkretne wyliczenia na poparcie swojego apelu. – Z danych Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wynika, że branża piwa odpowiada za ok. 57 proc. spożycia, podczas gdy branża spirytusowa za ok. 36 proc. spożycia. Jeśli jednak spojrzymy na akcyzę, to sytuacja jest zupełnie inna, bo to nasza branża wpłaca ok. 60 proc. wpływów podatkowych do budżetu, a piwna ok. 30 proc. To moim zdaniem absurd numer jeden. Wiąże się też z nim absurd numer dwa, skoro jeden z naszych członków płaci co roku do budżetu większą akcyzę niż cała branża piwna – zauważył Witold Włodarczyk. Sprostował też wcześniejsze doniesienia niektórych mediów o tym, że branża spirytusowa chce płacić taką samą akcyzę jak piwowarzy. – Chcemy wyrównania szans. Jeśli postawimy obok siebie butelkę wódki o zawartości alkoholu 40 proc. i butelkę piwa o zawartości alkoholu 5 proc., to za ten pierwszy trunek powinniśmy płacić osiem razy większą akcyzę. Dziś jeśli postawimy obok siebie te dwie butelki, to różnica jest dwudziestokrotna. Czy to jest OK? – zapytał. Zmiany, których chce ZP PPS, mogłyby wręcz przełożyć się na zwiększenie wpływów do budżetu z tytułu akcyzy i VAT. Szacunki ZP PPS mówią nawet o 12 mld zł – poinformował.

Wstępne poparcie dla idei wyraził też poseł Jan Duda, który przyznał, że obecne reguły podatkowe można uznać za dyskryminujące.

Wcześniej na panelu na temat eksportu alkoholu Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Jan Krzysztof Ardanowski, przyznał, że jest on zwolennikiem zrównania traktowania fiskalnego dla wszystkich rodzaju napojów alkoholowych.

Produkcja po kosztach

– Dziś akcyza odpowiada nawet za 12 zł z 20-złotowej ceny butelki wódki. A gdzie VAT, marża, koszty produkcji – zapytał Witold Włodarczyk. Przyznał też, że wszystko to przekłada się na kondycję branży, która w praktyce jest zmuszona sprzedawać trunek nawet poniżej poniesionych kosztów produkcji. Zauważył też, że przedsiębiorcy z jego branży w odróżnieniu od piwowarów i z uwagi na zakaz reklamy nie mają żadnych kanałów informowania o ewentualnie wymyślonym produkcie innowacyjnym.

Niegroźne skutki reformy

Zdaniem Witolda Włodarczyka zaproponowana przez branżę spirytusową reforma podatkowa, czyli zrównanie sposobu wyliczania podstawy opodatkowania w zakresie akcyzy to cel do realizacji przez trzy do czterech lat. Pierwszym elementem powinno być zorganizowanie okrągłego stołu na którym pojawililiby się przedstawiciele resortów rolnictwa i rozwoju wsi, zdrowia, finansów oraz producenci alkoholi, także niszowych. Tam można by wynegocjować kierunek reformy. Jakie koszty zmian w akcyzie ponieśliby piwowarzy? Podatek wzrósłby zapewne o ok. 50 gr, a to jak uważa Witold Włodarczyk w praktyce w ogóle nie przełożyłoby się na jakiekolwiek poważne wzrosty cen piwa.

Poseł Jan Duda przyznał, że podjęta w przeszłości decyzja o promowaniu piwa mogła mieć związek zarówno z jego wysoką jakością, wyższą kulturą spożycia, jak i względami zdrowotnymi. Piwo kojarzyłoby się też z mniejszym wpływem na zdrowie konsumenta. – Dziś jest to sytuacja zastana i trzeba przyznać, że dyskryminująca, którą nieuczciwie wykorzystuje wielu producentów – dodał poseł.

Jak podejść do reklamy?

A w jaki sposób prowadzić odpowiedzialną promocję polskiej wódki, gdy nie można jej reklamować w ogóle? W jaki sposób przekonać konsumentów do odpowiedzialnego modelu spożycia i podjąć w mediach dyskusję?

Zdaniem Witolda Włodarczyka należałoby przyjąć model obowiązujący w farmacji i wraz z informacją o trunku powiadamiać o jego skutkach zdrowotnych i przeciwwskazaniach np. dla kobiet w ciąży.

Aneta Jóźwicka z ZP PPS zwróciła uwagę, że obecne reguły dotyczące reklamy alkoholu pochodzą jeszcze ze stanu wojennego i były tworzone w innych realiach. – Dziś blisko 80 proc. Polaków pije odpowiedzialnie. Trudno jest nam jednak zwiększać te liczby i dbać o edukację takiego modelu spożycia, gdy mamy ograniczone kanały dotarcia do konsumentów. Nie możemy publikować żadnych reklam, billboardów itp. – podkreśliła Aneta Jóźwicka. Nie oznacza to jednak, że branża nie robi nic.

- Przeprowadziliśmy 20 kampanii społecznych przestrzegających przed ryzykownym używaniem alkoholu, m.in. „Piłeś, nie jedź”, „Lepszy start dla Twojego dziecka”. Nasza najnowsza akcja „Alkohol. Zawsze odpowiedzialnie” trafiła już do ponad 18 mln osób. Głównym jej celem jest uświadamianie, że bez względu na rodzaj alkoholu jest w niej obecna ta sama substancja – etanol. Nasze akcje przynoszą też efekty, bo na przestrzeni 10 lat o połowę spadła liczba nietrzeźwych kierowców, a o dwie trzecie – kobiet pijących w ciąży – poinformowała Aneta Jóźwicka. Zapewniła, że konsekwentnie przekazywany jest komunikat, iż nie liczy się rodzaj alkoholu, po którym np. spowodowało się wypadek. Liczy się sam fakt.

Na te właśnie stwierdzenie zwrócił uwagę poseł Jan Duda, którego zdaniem w branży powinna zapanować równość. Nie powinno się więc reklamować żadnego rodzaju alkoholu. Obecna nierównowaga na rynku prowadzi do sytuacji, w których reklamowane jest np. piwo bezalkoholowe. – Czy ono kojarzy się z alkoholem? Ja uważam, że jak najbardziej – ocenił poseł. Jego zdaniem taki uniwersalny zakaz mógłby być dobrym pomysłem nawet pomimo spodziewanych protestów branży piwnej. Decyzji nie powinny zmienić też argumenty o dużych kwotach, za które piwowarzy wspierają np. polski sport. – Za komuny było takie powiedzenie „Dobrze, że nasz tata pije, bo mamy pieniądze ze sprzedaży butelek – przypomniał Jan Duda i podkreślił, że wpływy finansowe nie mogą być w tej kwestii najważniejszym argumentem. – Branża będzie sobie świetnie radziła, jeśli będą równe reguły dla piwa, wina, wódki – dodał.

Słowa posła skłoniły jednak do zadania pytania, czy nie byłoby to pozbawienie całej branży kanałów promowania odpowiedzialnego spożycia alkoholu. Jan Duda uznał ten argument, ale zauważył że w takim razie ewentualny model reklamy każdego alkoholu powinien skupiać się na jego szkodliwości i wspierać odpowiedzialny model spożycia. – Odpowiedni zapis w przepisach i wprowadzenie równych reguł podatkowych czy reklamowych w branży jest wyzwaniem, które powinno być podjęte na Okrągłym Stole branży – stwierdził poseł.

Piwo czy wódka

W ocenie Bartłomieja Morzyckiego, dyrektora generalnego ZPPP Browary Polskie zrównanie reguł podatkowych w branży oznaczałoby de facto podwyżkę akcyzy na piwo o 300 proc., załamanie całej branży o 40 proc. i cios w 25 tys. rolników utrzymujących się z uprawy chmielu na potrzeby branży piwnej. – Czy oni mają teraz zacząć uprawiać pszenicę czy ziemniaki? – zapytał. Zwrócił też uwagę, że od 2000 r. akcyza na wódkę spadła już o 5 proc., a podatek pobierany od piwa wzrósł o prawie 40 proc. Na zrównanie podstawy opodatkowania nie zdecydowano się nigdzie w Unii Europejskiej, a jedynym przykładem takiego działania jest Białoruś – zauważył.

W odpowiedzi Aneta Jóźwicka zwróciła uwagę, że poziom akcyzy na alkohole spriytusowe w Polsce jest najwyższy w porównaniu do posiadanego dochodu rozporządzalnego. Przywołała też przykłady podwyżek akcyzowych na napoje spirytusowe w krajach bałtyckich. Dziś Estonia i Łotwa uznały, że jest to błąd i decydują się na kilkunastoprocentowe obniżki. Witold Włodarczyk podkreślił raz jeszcze, że głos branży piwnej jest przesadzony i w praktyce nic się nie stanie. – Jeśli spotkamy w restauracjach piwo po 15 zł, to ewentualna podwyżka ceny o 50 gr niewiele zmieni. Jeśli sprzedajemy w sklepie piwo po 1,70 zł, to bardzo niedobrze i tu podwyżka byłaby wręcz wskazana – podsumował dyskusję.

MAS

















































ikona lupy />