Agencja Associated Press zwraca uwagę, że prezydent USA Donald Trump pogrążył Afganistan w politycznej niepewności, gdy nagle odwołał zawarcie porozumienia z talibami. Zakończona w środę kampania przed dwukrotnie przesuwanymi wyborami ledwo się odbyła, ponieważ układ z talibami wydawał się nieuchronny, a ostateczne porozumienie miało opóźnić wybory - odnotowuje AP.

Afganistan, w którym od 18 lat toczy się wojna, stoi w obliczu wielu wyzwań związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa i wiarygodności procesu wyborczego.

Ubiegający się o reelekcję Aszraf Ghani, który stoi w obliczu oskarżeń o korupcję i nadużycie władzy, jest wiodącym pretendentem do najwyższego urzędu w państwie. Jego największym rywalem jest obecny premier Abdullah Abdullah. Przez ostatnie pięć lat obaj politycy dzielili władzę w tak zwanym rządzie jedności narodowej, naprędce skleconym - jak wskazuje AP - przez ówczesnego sekretarz stanu USA Johna Kerry'ego w następstwie wyborów z 2014 r., po których pojawiły się zarzuty o powszechne oszustwa i korupcję.

Oprócz Ghaniego i Abdullaha w wyborach startuje jeszcze 14 kandydatów, w tym były lider mudżahedinów, komendant Gulbuddin Hekmatjar, roszczący sobie pretensje do tytułu przywódcy Pasztunów (prawie połowa ludności Afganistanu) i wszystkich muzułmańskich radykałów.

Reklama

Zgodnie z afgańskim prawem kandydat na prezydenta musi być muzułmaninem, mieć afgańskie obywatelstwo i skończone 40 lat.

W najbliższą sobotę wyborcy otrzymają kartę do głosowania z nazwiskami wszystkich kandydatów, z których większość nie prowadziła jednak kampanii, ani nie przygotowała się na dzień wyborczy, co dodatkowo wprowadziło zamieszanie.

Wśród obaw związanych z wyborami na pierwszy plan wysuwa się kwestia bezpieczeństwa. W nieprzerwanych atakach talibskich rebeliantów, do których dochodziło w ostatnich tygodniach, zginęły dziesiątki ludzi; zamach samobójczy w stołecznym Kabulu był wymierzony w wiec wyborczy Ghaniego. Talibowie, którzy po prawie 18 latach wojny kontrolują około połowy terytorium Afganistanu, a otwarcie działają na ok. 70 proc. obszaru, potępili nadchodzące wybory i nie wystawili swojego kandydata. Zagrozili atakami, ostrzegając ok. 9,5 mln uprawnionych do głosowania (ok. jedna trzecia to kobiety), aby nie brali w nim udziału. Wyborcy również narażeni są na ataki dżihadystycznego Państwa Islamskiego (IS), działającego głównie na wschodzie Afganistanu.

Niezależna Komisja Wyborcza zwróciła się o zabezpieczenie 5373 lokali do głosowania, ale służby bezpieczeństwa już zapowiedziały, że nie są w stanie tego uczynić w 410 miejscach; w związku z zagrożeniem dla bezpieczeństwa mogą nie zostać w sobotę otwarte.

Według afgańskiego MSW w dniu wyborów zostanie rozmieszczona jedna trzecia z liczących ok. 300 tys. członków Afgańskich Narodowych Sił Bezpieczeństwa i Obrony, w tym zarówno wojska, jak i policji. Afgańskie siły, wspierane przez żołnierzy NATO, monitorują lokale wyborcze w całym kraju od 22 września.

Kolejną ważną sprawą jest korupcja. Waszyngton ostro ostrzegł wszystkich kandydatów, aby zachowali transparentność i uczciwość. Przed kilkoma dniami USA niespodziewanie wstrzymały fundusze dla Afganistanu: wycofały ok. 100 mln USD przeznaczone na projekt infrastruktury energetycznej w Afganistanie i wstrzymały 6 mln USD na planowaną pomoc z powodu braku przejrzystości ze strony władz w Kabulu w zarządzaniu pieniędzmi.

W ostatnich wyborach prezydenckich w 2014 r. doszło do wielu nieprawidłowości, co sprawiło, że nie można było wyłonić wyraźnego przywódcy. Interweniowały USA. Międzynarodowi obserwatorzy twierdzą, że tym razem Waszyngton nie będzie ingerować, budząc obawy, że przegrani kandydaci i ich zwolennicy, z których wielu jest uzbrojonych, będą kwestionować wyniki elekcji.

Jesienią 2018 roku, po kilku miesiącach sporów i opóźnień, w Afganistanie odbyły się wybory parlamentarne, co do których padły zarzuty o powszechne oszustwa. Wiele skarg kwestionujących ważność wyborów złożono w związku z dorzucaniem głosów, problemami technicznymi z biometrycznym sprzętem do rejestracji wyborców, a także atakami talibskich rebeliantów.

W celu przeciwdziałania praktykom korupcyjnym podczas sobotniego głosowania wybory będzie monitorowało około 100 tys. obserwatorów, w większości lokalnych i reprezentujących kandydatów. Dwaj czołowi kandydaci - Ghani i Abdullah - mają zarejestrowanych po ok. 26 tys. obserwatorów na wybory, zaś Hekmatjar - 8,5 tys. obserwatorów.

Problem nastręczają także koszty wyborów. Ich przeprowadzenie jest kosztownym przedsięwzięciem w pogrążonym w ubóstwie Afganistanie, który w dużej mierze opiera się na międzynarodowej pomocy oraz na lukratywnej, tak zwanej czarnej gospodarce silnie uzależnionej od handlu narkotykami. Szacuje się, że sobotnia pierwsza tura i potencjalnie druga runda będzie kosztować 150 mln USD. Afgański rząd pokryje koszt 90 mln USD, a międzynarodowi darczyńcy - 59 mln USD.

Jeśli w pierwszej turze głosowania nie zostanie wyłoniony wyraźny zwycięzca, odbędzie się druga tura. Aby wygrać wybory, kandydat potrzebuje 51 proc. głosów. Zgodnie z afgańskim prawem wyborczym druga tura musi odbyć się w ciągu dwóch tygodni od publikacji ostatecznych wyników, co ma nastąpić 7 listopada. Wstępne wyniki mają zostać ogłoszone 19 października. Druga runda rozegra się 23 listopada między kandydatami, którzy uzyskają najwięcej głosów.

Karolina Cygonek (PAP)