Kobiety chętniej poświęcają niż mężczyźni część pensji na rzecz poprawy równowagi między pracą a życiem osobistym. Jednak polityka elastyczności może jeszcze pogłębić lukę dochodową – pisze w felietonie dla Bloomberga Rachel Rosenthal.

Firmy, począwszy od Goldman Sachsa, a skończywszy na Monsanto, poważnie podeszły do kwestii elastyczności pracy. Dzięki aplikacjom i gadżetom łatwo możesz oderwać się do pracy od kanapy w salonie, trybun stadionu piłkarskiego, na którym gra twój syn lub orzecha kokosowego przyrządzanego podczas świątecznej przerwy. Jednak ma to wszystko dla kobiet ukryte koszty, chociaż wcale nie jest jedyną alternatywą dla bycia dostępnym przez całą dobę.

MFW zmierzyło w niedawno opublikowanym artykule, z jak dużej części wynagrodzenia byliby skłonni zrezygnować Japończycy, w celu poprawy równowagi między pracą a życiem prywatnym. Odkryło, że zarabiający 3 miliony jenów rocznie (27,6 tys. dol.) zrezygnowaliby prawie z połowy swoich dochodów, aby uniknąć przepracowania 45 albo więcej nadgodzin w miesiącu. W przybliżeniu takie same wyniki osiągnięto w przypadku pracowników o wyższych dochodach.

Najbardziej oczywistym kluczowym wnioskiem z badania jest to, że firmy powinny zrobić wszystko co w ich mocy, żeby utrzymać wymiar godzin pracy na rozsądnym poziomie. Nie potrzeba dyplomu MBA by zobaczyć, że obniżenie płac poprawiłoby wyniki firm dzięki wzrostowi potencjału szczęśliwszych i prawdopodobnie bardziej produktywnych pracowników. Jest jednak jedno ważne zastrzeżenie: kobiety znacznie chętniej od mężczyzn poświęcają pieniądze na rzecz czasu. Powód sprowadza się zdaniem autorów głównie do odczuwania przez nie głębszego poczucia winy, nie tylko w związku z zaniedbywaniem wychowywania dzieci, ale także ogólnych obowiązków domowych jak gotowanie czy opieka nad starzejącymi się rodzicami.

Chociaż wnioski te nie są rewolucyjne, to ich polityczne konsekwencje są brutalne. Na każdą kobietę, która jest gotowa zaakceptować obniżkę pensji w celu uzyskania większej elastyczności, znajdzie się ktoś chętny do spędzenia 14 godzin dziennie przy biurku. Sugeruje to, że firmy, które chcą dać kobietom więcej możliwości, oferując czterodniowy tydzień pracy lub skrócenie dziennego wymiaru zatrudnienia, mogą nieumyślnie pogłębić różnice w poziomie wynagrodzeń kobiet i mężczyzn. Lepszym sposobem na zachowanie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym jest upewnienie się, czy wszyscy pracownicy (mężczyźni, kobiety, młodzi, starzy, rodzice i bezdzietni) pracują mniej, bardziej produktywnie.

Reklama

Istnieje wiele badań pokazujących, że więcej pracy niekoniecznie oznacza lepsze wyniki. W rzeczywistości produktywność spada, gdy pracownicy pracują ponad 50 godzin tygodniowo – wynika z badania przeprowadzonego na Uniwersytecie Stanforda. Niezależnie od tego czy pracujesz 70 albo 56 godzin, wyniki pracy są w przybliżeniu podobne.

Chociaż Japonia ma reputację kraju, w którym ludzie zarywają w pracy noce, Amerykanie pracują nawet więcej: 1786 godzin w porównaniu do 1680 rocznie – wynika z danych OECD. Niemcy pracują zaledwie 1363 godzin. Jednak to Niemcy są najbardziej produktywni pod względem wypracowanego PKB na osobę. Za nimi są Japończycy, a na końcu Amerykanie.

Dobra wiadomość jest taka, że pracodawcy zaczynają to zauważać. Microsoft przetestował w swoim japońskim oddziale czterodzienny tydzień pracy. Produktywność wzrosła w porównaniu do analogicznego okresu poprzedniego roku o 40 proc. Jedno z biur japońskiego samorządu z Tokio uciekło się wręcz w celu nakłonienia ludzi do powrotu do domu do wyłączenia o 19.00 świateł. Branża finansowa w Europie naciska z kolei londyńską giełdę do skrócenia notowań o 90 minut.

Cała świadomość problemu jest dobrą rzeczą; pracodawcy i politycy muszą jednak dostrzegać problemy. Najbardziej niepokojącym elementem dokumentu MFW może być chęć kobiet do obniżenia wynagrodzeń w kraju, w którym luka zarobkowa jest tak duża. Mediana dochodów japońskich mężczyzn jest o 24,5 proc. wyższa od mediany dla mężczyzn i kobiet. W OECD różnica ta wynosi średnio 13,5 proc., natomiast w USA 18,2 proc.

Elastyczność pracy może oznaczać wiele rzeczy: telepracę, skrócenie tygodniowego wymiaru zatrudnienia albo nawet możliwość ustalania płynnego harmonogramu pracy w określonym wymiarze godzin. Z tych możliwości korzystają zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Nie wyobrażam sobie samotnego rodzica, który nie docenia możliwości kontrolowania skrzynki mailowej w czasie oczekiwania w poczekalni na wizytę u pediatry.

Co jednak jeśli cała ta wielozadaniowość zwiększa jedynie liczbę przepracowanych godzin i poziom odczuwanego stresu? W poprzedniej pracy, w czasie gdy mój syn był dzieckiem, mogłam wcześniej wyjść z biura, aby położyć go do łóżka. Pamiętam wiele nocy spędzonych na wpatrywaniu się w jasną aureolę mojego iPhone’a, tworzeniu jednym palcem maili i pielęgnowaniu dziecka ułozonego w zgięciu mojego wolnego ramienia. Byłabym prawdopodobnie skłonna zrezygnować ze sporej części pensji, aby rano bez winy dokończyć pracę ˗ i na dodatek zrobić to szybciej. Wiele kobiet obawia się elastycznych harmonogramów właśnie z tego powodu: wiedzą, że skończą, pracując za darmo. Nawet firmy z najlepszymi intencjami będą miały trudności z ewolucją definicji „czasu spędzonego w pracy”.

Dlatego elastyczne zasady HR nie mają znaczenia, jeśli kultura nie zacznie zmieniać się szybciej. Japońscy pracownicy mają dostęp do jednych z najbardziej przyjaznych rodzinnych systemów urlopowych na świecie, jednak niewielu ojców w nich korzysta (jak zauważył mój kolega Anjani Trivedi). Ludzie dosłownie zapracowują się na śmierć przez 100 godzin tygodniowo.

Konosuke Matsushita, założyciel Panasonica i guru zarządzania firmą powiedział, że powinniśmy myśleć o pracy jako o „trzydniowym zadaniu” – to znaczy podchodzić do prostych obowiązków ze szczerością, przez całe życie. Najwyższy czas, abyśmy włożyli tyle samo wysiłku w ochronę naszego dobrego samopoczucia.

>>> Polecamy: Awans dzięki pogaduszkom przy papierosie. Oto najnowsze badanie naukowców