Zamach na irańskiego dowódcę Kasema Sulejmaniego oraz groźba „koszmarnych” odwetów ze strony Teheranu wystawiają na próbę nie tylko ustalone kryterium, jak i relację premiera Borisa Johnsona z prezydentem USA Donaldem Trumpem.

Według brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Dominica Raaba, Wielka Brytania dowiedziała się o zamachu dokonanym za pomocą drona w tym samym czasie, co reszta świata. Cokolwiek zostało powiedziane w rozmowie Johnsona z Trumpem, możemy założyć, że nie przypominało to dialogu Ronalda Reagana z Margaret Thatcher w 1983 r. – po tym, jak Stany Zjednoczone najechały Grenadę, kraj Wspólnoty Narodów.

>>> Czytaj też: Bershidsky: Najnowsza obsesja Putina to nowa narracja o II wojnie. To ważne jak broń jądrowa

Gdy Reagan zadzwonił do premier Thatcher, by – zmieszany – wyjaśnić, dlaczego nie została ostrzeżona o inwazji, rozpoczął rozmowę ze swoim charakterystycznym wdziękiem: „Gdybym tam był, Margaret, wrzuciłbym kapelusz za drzwi, zanim wejdę” [to odwołanie do zwyczaju z czasów wojny secesyjnej, gdy wizytujący najpierw wrzucał swój kapelusz za drzwi, by sprawdzić, czy przypadkiem nie jest nieproszonym gościem. Kapelusz mógł być odrzucony lub nawet postrzelony – przyp. red.]. Nieporuszona Thatcher słuchała, jak Reagan kontynuował: „Przepraszam za zakłopotanie, w które cię wprawiliśmy, ale proszę, zrozum – obawialiśmy się, że nie będziemy wystarczająco dyskretni”.

Reklama

Myślał też – jak zapewniał – o wyższym celu, czyli budowaniu demokracji tuż po akcji wojskowej. Nie chciał, by wyglądało na to, że „wielki, stary wuj Sam próbował narzucić rząd”. Thatcher ucięła rozmowę, przypominając mu, że musi teraz stawić czoła „zdradliwej” debacie parlamentarnej. „Zjedz ich żywcem” – zachęcił Reagan.

Żyjemy w zupełnie innych czasach. Morderstwo ważnego irańskiego dowódcy na irackiej ziemi to coś innego niż inwazja na mały kraj Wspólnoty Narodów. Z pewnością Trump i Johnson nie są ze sobą tak blisko związani, jak ich poprzednicy z czasów zimnej wojny.

>>> Czytaj też: Donald Trump do Irańczyków: "Zawsze byłem po waszej stronie"

Jednak Wielka Brytania straciła sporo krwi i kapitału, walcząc u boku USA na Bliskim Wschodzie. Zlokalizowała tam zasoby i ludzi, którzy są w zagrożeniu. Zaczyna być to o tyle ważne, że w sytuacji zaognienia konfliktu Stany Zjednoczone będą oczekiwać (a wręcz będą zależeć od) brytyjskiego wsparcia.

Ostrożna odpowiedź Johnsona na zabójstwo Sulejmaniego sporo mówi o brytyjskim polu manewru i zmieniających się powiązaniach zarówno z Europą, jak i USA. Po początkowym milczeniu Johnson wydał dwa oświadczenia. Pierwsze z nich mówi, że Wielka Brytania nie będzie płakać po Irańczyku, ale wzywa do „odroczenia działań ze wszystkich stron”.

W kolejnym oświadczeniu, wraz z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i kanclerz Niemiec Angelą Merkel, nawet nie wspomniano o zamachu, ale wezwano Iran do „porzucenia wszystkich działań” niezgodnych z układem jądrowym z 2015 roku i zachęcano Irak do dalszej współpracy w wojnie z państwem islamskim.

>>> Czytaj też: Wojny w Zatoce Perskiej nie będzie. Czekają nas jednak fajerwerki

Wielka Brytania wybrała dobrą drogę w sprawie Iranu. Z krajem tym łączą ją więzi dyplomatyczne oraz długie, złożone relacje historyczne. Próbowała zrównoważyć zaangażowanie (priorytet Europy) z ograniczeniem irańskich działań (imperatyw Trumpa). To słuszne stanowisko – ale tylko wtedy, gdy nie następuje eskalacja konfliktu. Jak pisał Bobby Ghosh na portalu Bloomberg, nie jest jasne, czy Iran zareaguje racjonalnie. Jeśli porwie się na interesy USA lub ich sojuszników, oczekuje się, że Wielka Brytania również zareaguje.

„Teraz problemem dla Wielkiej Brytanii jest to, że nie chce zostać odizolowana”, mówi Ian Bond, były brytyjski dyplomata, dyrektor ds. polityki zagranicznej w Centrum Reform Europejskich. „Jeśli chodzi o gospodarkę, Boris Johnson chce naprędce znaleźć coś, co mógłby zaoferować w handlu Trumpowi – nawet jeśli nie miałoby to wiele znaczenia, a wiele problematycznych obszarów nadal by istniało. Jeśli urazi Trumpa, raczej mu się to nie uda”.

To ryzykowna sytuacja – było to widoczne już w zeszłym roku, gdy irańskie oddziały Gwardii Rewolucyjnej zajęły brytyjski tankowiec. Wielka Brytania głośno sprzeciwiła się decyzji Trumpa o wycofaniu się z irańskiego układu nuklearnego, znanego oficjalnie pod nazwą „Joint Comprehensive Plan of Action”. Kiedy tankowiec wpadł w kłopoty, sekretarz stanu USA Mike Pompeo powiedział Wielkiej Brytanii, że jest zdana na siebie.

Ekipa z Downing Street szybko odrzuciła osobliwy pomysł Trumpa, że celem ataku mogą zostać irańskie obiekty kultury. Nie jest to jednak sposób Brytyjczyków, by publicznie ukarać najbliższego sojusznika w sporze dotyczącym polityki zagranicznej. Wielka Brytania staje przed dylematem: Co robić, jeśli Trump będzie chciał iść tam, gdzie Brytyjczykom nie jest po drodze?

Jack Watling, pracownik naukowy Royal United Services Institute, mówi, że brytyjska rezolucja o zachowaniu równowagi jest trwała, „dopóki nie ziści się scenariusz mówiący o tym, że irański odwet zaowocuje eskalacją. W tym momencie będziemy musieli podjąć decyzję”. Gdyby Wielka Brytania przyłączyła się do działań wojskowych, „wszystkie te operacje byłyby koordynowane przez wspólną radę wojenną, a proces decyzyjny byłby zintegrowany” – zauważa Watling. Wielka Brytania ma jednak inne stosunki z Iranem i Irakiem niż jej amerykański sojusznik, a także znacznie mniejszą tolerancję na szkody uboczne – co udowodniła już podczas działań wojskowych w Iraku i Syrii.

Jeśli zaś Wielka Brytania podąży za Trumpem, nieuchronne nastąpią napięcia transatlantyckie – zwłaszcza biorąc pod uwagę stanowiska Francji i Niemiec w kontaktach dyplomatycznych z Iranem. Jest to napięcie, z którego Iran z pewnością zdaje sobie sprawę. „Johnson zrobi wszystko, co w jego mocy, by ujeżdżać dwa konie naraz” – mówi Bond. „Nie będzie chciał irytować Amerykanów. Ale w zasadzie jest mu bliżej europejskiej postawie niż poglądom Donalda Trumpa”.

Zasadnicze pytanie – jak zauważa Watling w swoim wpisie na blogu dla RUSI – i decydujące o miejscu Wielkiej Brytanii w świecie brzmi: czy historyczny wpływ Wielkiej Brytanii na porządek międzynarodowy może wytrzymać presję Waszyngtonu? Jak bardzo zostaną nadwyrężone relacje z Francją i Niemcami? Pobrexitowe rozmowy handlowe przyniosą Londynowi wiele trudnych wyborów pomiędzy Amerykanami a Europejczykami. Boris Johnson musi mieć nadzieję, że eskalacja konfliktu w Iranie nie postawi go przed tym wyborem.

>>> Czytaj też: Szalony Trump, cichy zabójca Obama i dyplomacja dronów, czyli doktryna wojenna USA