Niezależnego senatora z Vermont popiera cała plejada gwiazd młodego pokolenia, jak piosenkarki Ariana Grande i Miley Cyrus, piosenkarz Mike Posner, raperka Cardie B, czy aktorka Emily Ratajkowski. "Demokratyczny socjalista" - jak sam siebie określa Sanders - mobilizuje młodych wyborców jak nikt inny w amerykańskiej kampanii prezydenckiej. Jego wiece pełne są rozemocjonowanych i aktywnych w mediach społecznościowych studentów.

Dla wielu z nich ten podkreślający swoją antysystemowość polityk to pokrzywdzony przez cyniczny establishment konsekwentny idealista, który najlepiej odpowiada na problemy XXI wieku. W centrum ich sporu ze starszymi zwolennikami Partii Demokratycznej jest pojęcie socjalizmu.

Milenialsi - jak wynika z badań – mają w USA lepsze zdanie o socjalizmie niż poprzednie pokolenia. 70 proc. z nich zapowiada, że prawdopodobnie odda głos na kandydata deklarującego takie poglądy - wynika z ubiegłorocznego sondażu YouGov. Jedynie 57 proc. osób w tym pokoleniu uważa, że Deklaracja Niepodległości USA w lepszy sposób "gwarantuje wolność i równość" niż Manifest Komunistyczny.

Widać to w ewolucji Partii Demokratycznej, w której rośnie znaczenie skrzydła określanego jako socjalistyczne czy progresywne.

Reklama

Na wiecach i Twitterze Trump oskarża jednak Demokratów o "radykalny socjalizm". "Socjalizm niszczy narody" - ostrzegał w środowym orędziu o stanie państwa. Określenia tego typu nie podobają się wielu czołowym przywódcom Demokratów.

"Prezydent bardzo chce każdemu kandydatowi przykleić etykietę" - zauważył w piątek były wiceprezydent Joe Biden. "Bernie uznał siebie - nie mnie - za +demokratycznego socjalistę+. Myślę, że tą etykietą prezydent oznaczy wszystkich startujących z Berniem, jeśli to on zostanie nominowany" - uznał Biden, który prowadzi w ogólnokrajowych sondażach Demokratów.

Nie był to pierwszy komentarz w tym tonie. Przedstawiciele establishmentu Demokratów wypowiadali się o Sandersie nawet jako o egzystencjonalnym zagrożeniu dla partii.

On pociągnie "całą partię w dół" – mówił niedawno o senatorze z Vermont były sekretarz stanu John Kerry. Kandydatka Demokratów w wyborach prezydenckich sprzed czterech lat, Hillary Clinton, oceniła nawet, że Sandersa "nikt nie lubi". Barack Obama, który rzadko publicznie wypowiada się o sprawach partii, jeszcze w ubiegłym roku ostrzegał Demokratów przed zbytnim skrętem w lewo.

Wzrost poparcia dla Sandersa w sondażach w ostatnich tygodniach dodatkowo wzmógł niepokój establishmentu Demokratów. Władze partii - jak donosiły w styczniu media - naradzały się, jaką przybrać taktykę, by powstrzymać wzrost poparcia dla senatora. Przed prawyborami w Iowa centrolewicowy think tank Third Way wysłał nawet do 300 czołowych Demokratów w tym stanie list, w którym ostrzegał, że nominacja dla senatora jest "tym, co Donald Trump chce, żebyście zrobili".

Argument często podnoszony przez władze Partii Demokratycznej brzmi: Sanders nie ma szans na nominację, gdyż jest zbyt lewicowym kandydatem. Tradycyjnie w prezydenckiej rywalizacji o Biały Dom między Republikanami i Demokratami uznawało się, że większe szanse ma bardziej umiarkowany kandydat, gdyż może odwoływać się do szerszej bazy wyborczej, o co apeluje m.in. inny ubiegający się o nominację Demokratów Pete Buttigieg.

Zdaniem wielu zwolenników Sandersa należy jednak odłożyć do lamusa stare polityczne zwyczaje. "Jeśli Sanders nie otrzyma nominacji Demokratów, to nie wiem, czy będę głosowała w wyborach prezydenckich" – powiedziała PAP Linda, która zapowiada udział w prawyborach Demokratów w stanie New Jersey. Za to, jak wobec jej faworyta postępuje Partia Demokratyczna, nie zostawia na niej suchej nitki. "Przeszkodzili mu w 2016 roku, przeszkadzają i teraz, nie grają uczciwie, jest wiele fałszywych informacji" – ocenia.

Linda, która protestowała w Wildwood w stanie New Jersey przeciw wiecowi Trumpa, wypomina przywódcom Demokratów, że przed czterema laty próbowali ograniczyć do minimum debaty między Sandersem i Clinton, a zhakowane maile tego ugrupowania wskazują, że w wewnątrzpartyjnej rywalizacji otwarcie wspierali byłą sekretarz stanu.

Cztery lata temu - na fali "Berniemanii" - Sanders minimalnie przegrał w pierwszych prawyborach w Iowa z Clinton. W tym roku co prawda zdobył w tym stanie mniej delegatów niż Buttigieg, ale zwyciężył w głosowaniu powszechnym.

Kontrowersje związane ze zliczaniem głosów w Iowa przywróciły jednak napięcia z 2016 roku. Zwolennicy Sandersa twierdzą, że specjalnie zwlekano z ogłoszeniem wyników, by pozbawić ich faworyta impetu, jaki daje zwycięstwo w tym stanie.

Zauważają też, że wielu byłych doradców Clinton współpracowało z firmą, która stworzyła aplikację, ponoszącą podobno znaczną część winy za opóźnienie w liczeniu głosów w Iowa.

Clinton ostatecznie poległa w wyborczym starciu z Trumpem w 2016 roku. Sanders w ogólnokrajowych zestawieniach sondażowych z obecnym prezydentem wypada gorzej niż Biden. To ważny czynnik wpływający na decyzje wyborców Demokratów, dla których pokonanie przywódcy USA stanowi nadrzędny cel.

Senator z Vermont nie szczędzi w kampanii cierpkich słów Trumpowi. Nazywa go "patologicznym kłamcą", a jego administrację uznaje za "najbardziej skorumpowaną we współczesnej historii USA". Krytykuje go za politykę migracyjną, klimatyczną, zagraniczną, liberalizm gospodarczy, oskarża o agresywną retorykę i rasizm.

Trump nie pozostaje dłużny, szczególnie ostatnio, gdy notowania Sandersa wzrosły. Na swoich wiecach prezydent zawsze mówi o senatorze "szalony Bernie", często atakuje go za socjalizm.

Senator, który finansuje swoją kampanię z indywidualnych datków, z werwą obiecuje "polityczną rewolucję" - opowiada się za bezpłatnymi studiami, obiecuje powszechną służbę zdrowia oraz wyższe opodatkowanie wielkich firm. Ma liberalne podejście do aborcji i wzywa do zdecydowanej walki z nierównościami społecznymi oraz uprzedzeniami.

Nie cieszy się poparciem opiniotwórczych gazet, co lubi podkreślać, ale wśród jego zwolenników są bardzo znane nazwiska; należą do nich m.in. słynny amerykański filozof i językoznawca Noam Chomksy oraz były prezydent Boliwii Evo Morales.

Sanders konsekwentnie buduje swoje poparcie wśród klasy robotniczej, która zdecydowanie poparła wcześniej Trumpa. W podobnych do prezydenta słowach krytykuje globalizację, w tym jeden z jej symboli w USA - północnoamerykańską umowę handlową NAFTA.

"Urok Sandersa częściowo związany jest z jego zdolnością wykorzystywania +słusznego gniewu+, który czuje obecnie (...) wielu wyborców. Dał ludziom przyzwolenie na bycie wściekłym na system, który wydaje się nieuczciwy" – pisze Lissandra Villa na portalu magazynu "Time".

Trump do wyborów przed czterema laty startował bez wsparcia partyjnej machiny. Szeroką pomoc Republikanów uzyskał dopiero, gdy stał się oficjalnym kandydatem Republikanów, a teraz w tym ugrupowaniu de facto nie ma żadnej opozycji.

"To nie jest tylko walka o to, kto pokona Donalda Trumpa, ale o przyszłość Partii Demokratycznej" - mówi o tegorocznych prawyborach Rachel Scott z ABC News.

>>> Czytaj też: Czy program 500+ działa? Odpowiedź możemy znaleźć na... Alasce