Proces przeciwko rządowi francuskojęzycznej prowincji wytoczyło dwoje byłych uczniów szkół chasydzkich. Mieszkali w Boisbriand, na przedmieściach Montrealu, gdzie 10 proc. ludności z niespełna 30 tys. mieszkańców miasta stanowią członkowie społeczności chasydów Kiryas Tosh.
Clara Wasserstein i Yochonon Lowen ukończyli w 2010 r. prywatne szkoły średnie w Boisbriand, władając jidysz, ale bez znajomości francuskiego, choć to Quebec, z niewielką znajomością angielskiego, bez świadectwa ukończenia szkoły średniej, "bez wiedzy, co to jest rzeka Świętego Wawrzyńca czy teoria ewolucji" - pisze agencja Canadian Press. W 2010 r. oboje odeszli ze społeczności Tash (to inna nazwa Kiryas Tosh) i pięć lat temu wnieśli do sądu sprawę przeciwko prowincji.
Skarżącym nie chodzi o odszkodowanie. Domagają się natomiast, by zarówno rząd prowincji, jak i władze szkolne, szkoły chasydzkie i rabin Elimelech Lowy uznali, że zostało naruszone prawo do odpowiedniej edukacji.
Rabini ortodoksyjnej żydowskiej społeczności Kiryas Tosh wywodzą się z uczniów cadyka Jaakowa Horowica zwanego Jasnowidzącym z Lublina. Jak pisał w miesięczniku "Walrus" Joseph Rosen, "kiedy Yochonon Lowen dorastał w izolującej się podmiejskiej społeczności, nie wolno mu było czytać książek – nawet napisanych przez religijnych Żydów – o ile nie były napisane w jidysz lub wersji hebrajskiego używanej przez chasydów i o ile nie zaaprobował ich ultraortodoksyjny rabin". "Po odejściu z Tosh, co samo w sobie było trudne, zdał sobie sprawę, że nie ma podstawowej wiedzy, by znaleźć pracę w świeckim świecie" - podsumował Rosen.
W poniedziałek podczas pierwszego dnia procesu, który według mediów może potrwać około dwóch tygodni, prawnicy reprezentujący rząd Quebecu i społeczność Kiryas Tosh twierdzili, że problemy edukacji zostały rozwiązane. Nadal jednak pozostają pytania o poziom nauczania - zwracały uwagę media. Jak mówiła przed sądem przedstawicielka quebeckiej dyrekcji ochrony młodzieży Marie-Josee Bernier, testy w 2014 r. wykazały, że na 320 chłopców w szkołach w Boisbriand aż 280 miało kłopoty z czytaniem i pisaniem, a ich zasób wiedzy uniemożliwiał samodzielne funkcjonowanie. Ponowne testy trzy lata później wykazały, że nadal 100 chłopców miało problemy z poziomem edukacji niereligijnej. W 2017 r. rząd Quebecu zaostrzył przepisy dotyczące minimum edukacji w szkole i w domu, a dodatkowo w ub.r. zmieniono prawo tak, by prowincja mogła lepiej nadzorować poziom nauczania.
Przy tym problem w Boisbriand nie był jedynym tego typu. Media wielokrotnie opisywały nielegalne szkoły, bo we frankofońskiej prowincji od 2008 r. nie są wydawane nowe pozwolenia na szkoły prywatne subwencjonowane z budżetu. Po wniesieniu sprawy do sądu przez małżeństwo byłych już chasydów media donosiły o nielegalnej chasydzkiej szkole w Montrealu, w której nagle przeprowadzili inspekcję pracownicy służb ochrony dzieci. Politycy w Quebecu powracają co jakiś czas do dyskusji na temat finansowania szkół prywatnych, zapowiadając całkowite zaprzestanie dotacji.
W najludniejszej prowincji Kanady, Ontario, prawo zezwala na szkoły prywatne, jest ich ok. 1300. Przepisy wyraźnie wskazują, że mogą istnieć zarówno takie, które podlegają inspekcjom, w tym niezapowiedzianym, i realizują program szkolny oraz wydają świadectwa ukończenia, jak i szkoły prywatne, w tym średnie, które nie mają obowiązku realizowania programu. Takie szkoły nie mają jednak prawa wydawania świadectw.
Regulacje w innych prowincjach również stwarzają możliwości niewystarczającego poziomu nauczania, zaczynając od tego, że niepubliczne i tzw. niezależne szkoły nie muszą zatrudniać nauczycieli z dyplomem. Zaś prowincje niekiedy same obniżają standardy dla nowych mieszkańców. Cztery lata temu Wyspa Księcia Edwarda zmieniła swoje przepisy tak, by przenoszących się tam 50 rodzin amiszów mogło prowadzić swoje parafialne szkoły, w których edukacja kończy się na ósmej klasie.
Z Toronto Anna Lach (PAP)