„Zielony ład” nie jest pierwszym wieloletnim planem inwestycyjnym Unii Europejskiej. Podobnych było kilka – Agenda Lizbońska (2000 r.), Strategia Europa 2020 (2010), Horyzont 2020 (2013 rok), Plan Junckera (2014). Wszystkie miały pobudzić europejską gospodarkę i umożliwić europejskim firmom skuteczną konkurencję z firmami amerykańskimi, japońskimi i chińskimi.
Unia lubi plany wieloletnie
Celem strategii lizbońskiej było uczynienie do 2010 r. Europy najbardziej dynamiczną i konkurencyjną na świecie gospodarką opartą na wiedzy. Miała utrzymywać zrównoważony wzrost, zapewnić większą spójność społeczną, lepsze miejsca pracy i ochronę środowiska.
Środkami do tego celu były: bardziej przejrzyste przepisy, które można skuteczniej egzekwować przy niższych kosztach dla przedsiębiorców i społeczeństwa, lepszy nadzór ze strony Komisji Europejskiej, szersza współpraca transgraniczna, wdrożenie dyrektywy usługowej i zapewnienie swobody przepływu pracowników oraz inwestycji w kapitał ludzki, wiedzę, innowacyjność, infrastrukturę i przyjazną dla klimatu energetykę.
Komisja Europejska dokonywała cyklicznego przeglądu realizacji agendy lizbońskiej, ale w 2009 r. niemal cała Unia Europejska (UE) pogrążona była w recesji i pierwszorzędnym zadaniem stało się przywrócenie wzrostu.
W 2010 r. UE nie stała się najbardziej konkurencyjnym i innowacyjnym obszarem gospodarczym, ale przyjęła Strategię Europa 2020. Celem było zapewnienie ożywienia gospodarczego w krajach Unii Europejskiej po kryzysie gospodarczym i finansowym, stworzenie solidnych podstaw dla rozwoju i tworzenia miejsc pracy do 2020 r. Strategia miała umożliwić UE osiągnięcie „wzrostu inteligentnego,” poprzez rozwój wiedzy i innowacji, trwałego, proekologicznego, spójnego społecznie. Wyznaczała pięć głównych celów, które miały być zrealizowane do 2020 r.:
– osiągnięcie przynajmniej 75 proc. stopy zatrudnienia osób w wieku od 20 do 64 lat;
– inwestowanie 3 proc. produktu krajowego brutto w badania i rozwój;
– zmniejszenie o przynajmniej 20 proc. emisji gazów cieplarnianych, wzrost udziału energii odnawialnej do poziomu 20 proc. i wzrost o 20 proc. efektywności energetycznej;
– zmniejszenie odsetka uczniów przedwcześnie kończących edukację do poziomu poniżej 10 proc. i zwiększenie o przynajmniej 40 proc. liczby absolwentów szkół wyższych;
– zmniejszenie o 20 milionów liczby osób zagrożonych ubóstwem lub wykluczeniem społecznym.
Cele te zostały osiągnięte tylko częściowo. Na przykład – według danych Eurostatu z listopada 2019 r. w 2018 r. 109,2 mln mieszkańców Unii Europejskiej było zagrożonych ubóstwem i wykluczeniem społecznym, co oznaczało spadek w porównaniu z 2010 r. jedynie o 8,7 mln.
>>> Czytaj też: Mapa europejskiego dobrobytu. Polska na 21. miejscu w UE
Przyjęty w 2013 r. program „Horyzont 2020” przewidywał przeznaczenie w latach 2014 – 2020 80 mld euro – środków unijnych, krajowych i prywatnych – na badania naukowe i innowacje. Autorzy programu zapewniali, że to „zaowocuje większą liczbą przełomowych dokonań, odkryć i premier światowych dzięki przenoszeniu wspaniałych pomysłów z laboratorium na rynek”.
We wrześniu 2019 r. Komisja Europejska przyznała nagrody za projekty finansowane przez UE w ramach programu „Horyzont 2020” za 2019 r. Nagrodzone innowacje to między innymi: ulepszony protokół TLS, który zapewnia bezpieczeństwo w internecie, terapia lekowa lecząca rzadką chorobę, bezpłatny program zapobiegający maltretowaniu dzieci. Nie sposób powiedzieć, czy są to wynalazki przełomowe i czy nie doszłoby do nich, bez programu „Horyzont 2020”.
Plan Junckera z 2014 r. był odpowiedzią na spadek inwestycji w Unii Europejskiej po dwóch falach recesji. W 2014 r. nakłady inwestycyjne w UE były nominalnie o 8 proc. niższe niż w 2008 r., zaś realnie o 14 proc. Plan przewidywał utworzenie nowego funduszu (na wzór Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego), którego środki, przy wykorzystaniu dźwigni pozwoliłyby sfinansować inwestycje wartości 315 mld euro w latach 2015 – 2017. Według Europejskiego Banku Inwestycyjnego do 2019 r. Plan Junckera pozwolił na utworzenie 1 mln miejsc pracy i zwiększył PKB Unii o 0,9 proc., ale tego rodzaju wyliczenia zawsze są dyskusyjne. W 2018 r. nakłady brutto na środki w Unii Europejskiej wyniosły 3245,2 mld euro i były nominalnie większe o 10,9 proc. niż w 2008 r, ale realny wzrost był bliski zeru. W 2018 r. nakłady inwestycyjne w relacji do PKB w Unii Europejskiej wyniosły 20,4 proc., a dziesięć lat wcześniej 22,4 proc. Długoletnie plany inwestycyjne nie pobudziły zatem europejskich inwestycji.
Miliardy na walkę ze zmianami klimatycznymi
„Zielony ład” jest kolejnym wieloletnim programem inwestycyjnym, który ma przy pomocy publicznych, a także prywatnych środków zmodernizować europejską energetykę, wprowadzając jednocześnie szereg innowacyjnych rozwiązań technologicznych. Od poprzednich programów różni się tym, że podstawowym celem jest ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Ma to wymusić na krajach członkowskich Unii Europejskiej głęboką restrukturyzację energetyki.
Unia Europejska chce stać się do 2050 r. obszarem, w którym emisja CO2 będzie w pełni równoważona pochłanianiem gazu przez rośliny lub jego neutralizacją w wyniku działania ludzi. Wymaga to znacznych inwestycji zarówno ze strony UE, jak i poszczególnych rządów oraz sektora prywatnego. Przewiduje wykorzystanie prywatnych funduszy za pośrednictwem różnego rodzaju instrumentów finansowych, dzięki czemu łączne środki, wydane na ograniczanie emisji sięgną 1 bln euro. Takim instrumentem ma być program InvestEU, w ramach którego finansowanie z budżetu UE będzie miało formę pożyczek i gwarancji. Środki, wydane z budżetu UE będą lewarowane, to znaczy będą stanowiły zabezpieczenie pożyczek, zaciąganych w celu realizacji projektów, zgodnych z „Zielonym Ładem”.
Regiony, których gospodarka obecnie szczególnie jest uzależniona od produkcji paliw kopalnych mają otrzymać wsparcie z Mechanizmu Sprawiedliwego Przejścia (Just Transition Mechanism (JTM). W latach 2021 – 2027 JTM ma dysponować 100 mld euro, przy czym jedynie 7,5 mld euro to dodatkowe pieniądze z unijnego budżetu. 30 – 50 mld euro ma być przesunięte z funduszy, które dotychczas służyły innym celom – Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i Europejskiego Funduszu Społecznego Plus. Reszta pieniędzy ma pochodzić z budżetów krajowych i pożyczek z EBI.
JTM będzie wspierał prywatne inwestycje, w energetykę odnawialną i proekologiczny transport, które regionom odchodzącym od węgla pomogą znaleźć nowe źródła wzrostu. Będzie pomagał startupom, małym i średnim przedsiębiorstwom, tworzącym w regionach przechodzących transformację nowe miejsca pracy.
Środki z budżetu UE, zarówno dodatkowe 7,5 mld euro, jak też przesunięte z innych funduszy budżetowych są konkretem – ich wykorzystanie zależy od ostatecznych decyzji Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Ale wielkość funduszy prywatnych, o których mówi program „Zielony Ład” są na razie luźnymi szacunkami. Prywatne firmy będą inwestowały w transformację energetyczną, o ile uznają to za bardziej opłacalne niż inwestowanie w inne obszary. Instytucje Unii Europejskiej muszą więc dopiero przedstawić konkretne rozwiązania, zachęcające do takich inwestycji.
Jak dzielić pieniądze?
Tak jak w poprzednich wieloletnich programach inwestycyjnych UE zasadniczą sprawą są kryteria, uprawniające poszczególne kraje i firmy do korzystania ze wsparcia w postaci dotacji lub kredytów gwarantowanych przez InvestEU. W grudniu 2019 r. przedstawiciele Parlamentu Europejskiego osiągnęli porozumienie z Radą Europejską w sprawie nowych kryteriów definiujących działalność zrównoważoną dla środowiska.
Ten system kryteriów zwany jest „zieloną taksonomią”. Dzięki niej inwestorzy będą mieli informacje w jakie przedsięwzięcia opłaca się inwestować, jakich mogą się spodziewać zwrotów z inwestycji i jakie są perspektywy dla wzrostu ich przychodów. Prywatne firmy będą zobowiązane ujawniać wszystkie kluczowe dane, niezbędne do oceny, w jakim stopniu ich inwestycje spełniają kryteria „zielonej taksonomii”.
„Zielona taksonomia” uznaje energetykę opartą na gazie oraz energetykę jądrową za rozwiązania przejściowe, które są dopuszczalne, aczkolwiek nie preferowane. Natomiast na „czarnej liście” znajduje się energetyka węglowa i dotyczy to zarówno węgla kamiennego, jak też brunatnego.
„Zielona taksonomia” zostanie implementowana przez ustawodawstwo krajów członkowskich. W pierwszym etapie – do końca 2021 r. – do ustawodawstwa zostaną wprowadzone kryteria obejmujące działania, które przyczyniają się do łagodzenia zmiany klimatu. Później wprowadzone będą też kryteria działań związanych z innymi celami środowiskowymi. Oznacza to, że firmy i ich inwestorzy muszą przygotowywać się na duże zmiany w prawodawstwie.
>>> Czytaj też: Niemcy wkraczają w erę wodorową. Chcą uniezależnić gospodarkę od paliw kopalnych
Problem ocieplenia klimatu budzi coraz większy niepokój i działania, mające na celu przeciwstawienie się temu zagrożeniu są popularne, zwłaszcza w bogatych krajach Europy Zachodniej. Ale „Zielony Ład” jest programem nie pozbawionym ryzyka. Jeśli będzie konsekwentnie wprowadzany w życie będzie oznaczał głęboką ingerencję w mechanizm rynkowy. Powstaną napięcia między zwolennikami utrzymania dyscypliny budżetowej i zwolennikami zwiększania wydatków na walkę ze zmianami klimatycznymi, bez względu na koszty.
Proste podatki zamiast biurokracji
Pozytywne efekty dla gospodarki wprowadzenia „Zielonego ładu”, takie jak rozwój nowych, konkurencyjnych technologii są możliwe, ale wiele decyzji inwestycyjnych, wymuszanych przez „zieloną taksonomię” w warunkach rynkowych przyniosłoby straty. „Zielony Ład” może zatem obniżyć i tak niski wzrost gospodarki UE. Dodatkowym problemem dla europejskiej gospodarki będzie obniżenie jej konkurencyjności wobec gospodarek wschodzących i amerykańskiej. Unia Europejska, na którą przypada tylko 8,7 proc. światowej emisji CO2 dobrowolnie zgodzi się na pogorszenie swej pozycji wobec USA, czy Chin, które emitują odpowiednio 14,4 proc. i 33 proc. globalnej emisji.
Według International Energy Agency: IEA w 2019 r. Unia Europejska obniżyła emisję CO2 związane z energetyką o 5 proc., Stany Zjednoczone, które wycofały się z międzynarodowych umów klimatycznych o 2,9 proc., zaś kraje wschodzące i rozwijające się zwiększyły emisję o blisko 2 proc., przez co globalna emisja wzrosła. Od 2007 r. emisja CO2 przez sektor energetyczny w krajach rozwiniętych spadła o 1,7 mld ton. Ale w pozostałych krajach wzrosła w tym czasie o 6,1 mld ton. Nawet jeśli Unia Europejska będzie obszarem o zerowej emisji netto, nie zrównoważy to wzrostu emisji w krajach rozwijających się i zaliczanych do rynków wschodzących.
Unia Europejska jest wprawdzie regionem bogatym, ale biurokratyczne ingerencje wynikające z programu „Zielony Ład” oraz koszty tego programu mogą doprowadzić do trwałej stagnacji połączonej z kolejną fazą kryzysu finansowego.
Byłoby lepiej, gdyby koszty obniżania emisji CO2 zostały rozłożone na wszystkie kraje, przy czym kraje biedniejsze mogłyby otrzymać pewne rekompensaty za wkład w politykę klimatyczną. Propozycję takiego rozwiązania przedstawiło w październiku 2019 roku czworo pracowników Międzynarodowego Funduszu Walutowego: Vitor Gaspar , Paolo Mauro , Ian Parry i Catherine Pattillo w pracy „Polityka fiskalna w celu ograniczenia zmian klimatu”.
Rozwiązanie ekonomistów z MFW oparte jest na podatku od efektów zewnętrznych, który proponował brytyjski ekonomista Arthur Cecil Pigou (1877 – 1959). Podatek Pigou miał na celu skorygowanie niepożądanego lub nieefektywnego wyniku rynkowego (niedoskonałości rynku) poprzez obciążenie go kosztami społecznymi negatywnych efektów zewnętrznych, takich jak zanieczyszczenia, czy szkodliwe skutki dla zdrowia. Podatek Pigou ma tę zaletę nad rozwiązaniami administracyjnymi, w rodzaju programu „Zielony Ład”, że ustanawia jasne reguły, w ramach których prowadzona jest gra rynkowa.
Ekonomiści MFW proponują wprowadzenie podatku od emisji dwutlenku węgla, który stopniowo byłby zwiększany i osiągnąłby 75 dol. za tonę w 2030 r. Oznaczałoby to, że rachunki za prąd w gospodarstwach domowych wzrosłyby w ciągu następnej dekady o 43 proc., a ceny paliw samochodowych o 14 proc. Wymuszałoby to spadek spożycia, wprowadzanie technologii energooszczędnych, termoizolację domów i oczywiście, promowało energetykę opartą na źródłach odnawialnych. Według autorów opracowania dochody z podatku wyniosłyby od 0,5 do 4,5 proc. PKB w zależności od kraju. Podatki od emisji dwutlenku węgla byłyby najbardziej skutecznymi narzędziami ograniczania emisji. Ich wprowadzenie jest politycznie wykonalne o ile rządy wybiorą właściwy sposób wykorzystania nowych dochodów. Opcje obejmują obniżenie innych podatków, wspieranie uboższych gospodarstw domowych i grup społecznych, zwiększenie inwestycji w zieloną energię lub po prostu zwrot pieniędzy ludziom w formie dywidendy.
Aby nie pogarszać konkurencyjności gospodarek krajów najbardziej zaangażowanych w obronę klimatu, należałoby osiągnąć międzynarodowe porozumienie w sprawie dolnego progu cen emisji dwutlenku węgla. Międzynarodowe porozumienie powinno też przewidywać rekompensaty dla krajów uboższych.
Główną zaletą podatku od emisji CO2 byłaby jego prostota i neutralność w tym sensie, że nie zakłócałby gry rynkowej, nie oddawał decyzji, dotyczących alokacji zasobów w ręce urzędników. Kolumbia Brytyjska (prowincja Kanady) wprowadziła podobny neutralny pod względem dochodów podatek od emisji dwutlenku węgla w 2008 r. Emisje CO2 spadły o 16 proc., a zdecydowana większość mieszkańców BC postrzega tę politykę pozytywnie.
Autor: Witold Gadomski