Telewizja ABS-CBN przerwała nadawanie o godz. 19:52 miejscowego czasu, po wyemitowaniu bloku informacyjnego. Zamilkły także należące do konglomeratu stacje radiowe: odbierany w regionie stołecznym informacyjny kanał DZMM i ponadregionalna sieć MOR.

Nakaz zakończenia działalności filipiński regulator wydał dzień po wygaśnięciu koncesji ABS-CBN, choć wcześniej zapewniał, że firma otrzyma tymczasowe pozwolenie na nadawanie. Poprzednia koncesja obowiązywała przez 25 lat. Nadawca ma 10 dni na odwołanie się od decyzji.

Telewizja ABS-CBN ma widownię liczącą około 40 mln osób. Do zatrudniającego blisko 11 tys. pracowników konglomeratu medialnego należą także m.in. telewizja kablowa i portal internetowy, których zakaz działalności nie objął.

Prezydent Filipin Rodrigo Duterte od czasu objęcia urzędu w 2016 roku groził właścicielom koncernu jego zamknięciem.

Reklama

Zarzucał im bezpośrednie sprzyjanie swoim politycznym konkurentom, ponieważ podczas kampanii wyborczej ABS-CBN wyemitowała ich spoty, zdaniem prezydenta - obraźliwe. W lutym konglomerat został zmuszony do przeprosin przed filipińskim senatem, które prezydent przyjął. „Uważaliśmy, że przestrzegamy po prostu regulacji związanych z emisją reklam politycznych” - powiedział cytowany przez CNN Philippines prezes koncernu Carlo Katigbak.

Telewizja ABS-CBN emitowała także materiały krytyczne wobec prowadzonej przez Dutertego tzw. wojny z narkotykami po tym, gdy prezydent oskarżył o handel nielegalnymi substancjami dziesiątki swoich przeciwników, w tym polityków, sędziów, oficerów wojska i policji. Dziennikarze stacji relacjonowali przypadki zabójstw dokonywanych przez policjantów w czasie operacji antynarkotykowych. W odpowiedzi Duterte oskarżył właścicieli stacji o uchylanie się od płacenia podatków, a w grudniu 2019 r. zasugerował im, żeby sprzedali swoje udziały.

Represje wobec medium krytykują obrońcy wolności słowa.

Filipińska organizacja pozarządowa Karapatan określiła zamknięcie stacji niezależnego nadawcy jako „obrzydliwe” w sytuacji trwającej pandemii, kiedy „wolne media odgrywają kluczową rolę w dostarczaniu społeczeństwu istotnych, sprawdzonych i ratujących życie informacji”. „To poważny cios wymierzony w wolność prasy, złożonej w ofierze na ołtarzu zemsty politycznej” - napisał w oświadczeniu prawnik i opozycyjny członek parlamentu Carlos Zarate.

Organizacja Reporterzy Bez Granic (RSF) oceniła we wtorek, że jeśli zakaz zostanie podtrzymany, będzie to oznaczało „śmiertelny cios” dla pluralizmu mediów na Filipinach. “Jeśli mieliby przerwać nadawanie, pluralizm mediów zostałby drastycznie ograniczony – w takim stopniu, że przypominałoby to najgorszy okres dyktatury Ferdinanda Marcosa i oznaczałoby koniec demokracji na Filipinach” - napisał w oświadczeniu dyrektor RSF na region Azji i Pacyfiku Daniel Bastard.

RSF zauważa, że Duterte atakuje niezależne media od momentu objęcia władzy. Przypomina, że zwolennicy prezydenta kupili udziały w krytycznym wobec niego dzienniku „Philippine Daily Inquirer”, a rząd prowadził kampanię wymierzoną w portal internetowy Rappler i jego założycielkę Marię Ressę, której wytoczył co najmniej 11 procesów.

W opublikowanym w kwietniu Światowym Indeksie Wolności Prasy Filipiny zajmują 136 ze 180 miejsc – to spadek o dwa miejsca w porównaniu z 2019 rokiem.

Tomasz Augustyniak (PAP)