Sierpniowe wybory prezydenckie na Białorusi odbędą się "w warunkach epidemii i problemów gospodarczych, rosnącego napięcia społecznego” – mówi PAP politolog Andrej Kazakiewicz. Alaksandr Łukaszenka startuje w nich bez programu i jednoznacznego poparcia Moskwy – zauważa analityk Andrej Parotnikau.

„Epidemia koronawirusa i jej konsekwencje w postaci coraz trudniejszej sytuacji gospodarczej powodują wzrost rozdrażnienia i napięcia w społeczeństwie” – powiedział PAP Kazakiewicz.

Wybory prezydenckie na Białorusi, w których obecny prezydent będzie się starał już o szóstą kadencję, odbędą się 9 sierpnia i zdaniem ekspertów pod wieloma względami będą różnić się od poprzednich kampanii. Ryzyko i wyzwania związane z sytuacją w kraju i na świecie sprawiają, że „trudno jest cokolwiek prognozować”. W związku z trudną sytuacją gospodarczą, jak powiedział PAP Parotnikau, obecnemu prezydentowi trudno będzie używać tradycyjnych zachęt w postaci wsparcia dla pracowników sfery budżetowej, emerytów, itd.

„Alaksandr Łukaszenka podchodzi do tych wyborów po pierwsze bez osiągnięć, którymi mógłby się pochwalić, a po drugie – bez konstruktywnego programu, projektu, którym mógłby +kupić+ wyborców” – ocenił Parotnikau.

Białoruska gospodarka, której na tle epidemii i ogólnego światowego kryzysu międzynarodowe instytucje finansowe wróżą spadek o 4-6 proc. w 2020 r., przeszła w tryb „przetrwania”. Właśnie z obaw o gospodarkę wynika – nietypowa na tle większości krajów – decyzja o niewprowadzeniu w kraju kwarantanny z powodu koronawirusa.

Reklama

Według Kazakiewicza białoruski rząd „ma pewne rezerwy i plan, by zapewnić względną bazową stabilność gospodarczą do wyborów”, ale ogólnie sytuacja jest bardzo napięta. Dodatkowo pogłębiają ją ciągle nierozstrzygnięte spory z Rosją, w tym na temat tego, jak powinny być zorganizowane wzajemne stosunki.

„Kolejna sprawa, która odróżnia tę kampanię od poprzednich, to brak jednoznacznego poparcia Moskwy dla obecnego prezydenta. Nie oznacza to jednocześnie, że Kreml postawi przeciwko niemu na innego kandydata” – powiedział Parotnikau.

Ekspert zwrócił z kolei uwagę, że o wyczerpującej się cierpliwości obywateli świadczą np. popularność nowych postaci na białoruskiej scenie. Wśród nich jest pochylający się nad problemami zwykłych Biarosinów bloger Siarhiej Cichanouski, którego wideoblog o ironicznej nazwie „Kraj do życia” ma coraz więcej zwolenników w internecie i w rzeczywistości.

Pojawili się też nowi gracze na scenie czysto politycznej, w tym przede wszystkim dwaj wywodzący się z nomenklatury krytycy Łukaszenki: Waler Capkała, były szef Parku Wysokich Technologii, i bankier Wiktar Babaryka.

Do komitetu wyborczego Babaryki już zapisało się prawie 9 tys. osób, co oznacza, że dogania on liczący 11 tys. komitet samego Łukaszenki. „Tak liczne poparcie jest wyrazem desperacji i zmęczenia obecną władzą” – uważa Parotnikau. Jednocześnie jednak zaznacza, że w jego opinii to projekt władz, „spoiler Łukaszenki”, który ma odwrócic uwagę od Capkały i być „prorosyjskim chłopcem do bicia” w czasie kampanii. „Łukaszenka będzie mógł nim straszyć i uzasadniać ewentualne represje czy naruszenia, w tym wobec Zachodu” – ocenił politolog.

Z początkiem kampanii wyborczej (datę wyborów ogłoszono 8 maja) zbiegła się seria zatrzymań aktywistów i opozycjonistów, głównie związanych z Cichanouskim. Według ośrodka Wiasna zatrzymano w sumie ok. 120 osób, z których część otrzymała kary aresztu lub grzywien.

W komentarzach ekspertów, np. na portalu Naviny.by, już wcześniej pojawiały się prognozy, że ze względu na nietypową i trudną do kontrolowania sytuację gospodarczą i polityczną w czasie kampanii władze mogą zdecydować się na sięganie po scenariusze siłowego uciszania oponentów.

Według Kazakiewicza w czasie kampanii nasili się już trwająca w najlepsze rozgrywka informacyjna między Mińskiem i Moskwą, co widać nie tylko w mediach oficjalnych (za rzekome fejki w sprawie białoruskiej walki z koronawirusem wydalono z Mińska dziennikarza rosyjskiej telewizji państwowej), ale przede wszystkim w coraz silniejszych pod tym względem mediach społecznościowych i kanałach prowadzonych przez różnych blogerów, dysponującymi informacjami, pochodzącymi od zwalczających się grup interesów.

Kazakiewicz uważa, że chodzi o „pogorszenie tła informacyjnego”, naciski na Łukaszenkę np. przez wytykanie jego błędów czy ujawnianie jakichś nieoficjalnych danych. „Cel jest ten co zawsze – pogorszenie jego pozycji przetargowej w negocjacjach z Rosją” -ocenił ekspert.

Według ekspertów nieprzypadkowa jest sama data wyborów, przypadająca „w środku sezonu ogórkowego”. „Na początku sierpnia ludzie będą się opalać na daczach. W takim okresie zainteresowanie polityką nie jest duże i trudno jest zmobilizować ludzi do czegokolwiek, w tym do aktywności politycznej” – podkreślił Kazakiewicz.

Z Mińska Justyna Prus (PAP)

>>> Czytaj też: Trump: W przypadku drugiej fali koronawirusa nie będzie powrotu do restrykcji